[Granica] ROZDZIAŁ 17

468 84 4
                                    

Coś złego się wydarzy — jedna obawa przysłoniła wszystkie myśli Kornelii Dalińskiej, która dopiero po piętnastu minut zdołała dotrzeć do mieszkania rodziny Rosińskich. I choć przeczuwała, że wygnanie z placu zabaw przez Penelopę, może oznaczać nadciągające niebezpieczeństwo, nie spieszyła się. Kornelia zagubiła się we własnych przemyśleniach i racjach. Całą noc myślała o tym, czy wyznanie Penelopy faktycznie niesie ze sobą prawdę, czy tylko jest pierwszym stadium prowadzącym do choroby. Była zmęczona. Zaczęło doskwierać jej nienaturalne gorąco, które w połączeniu z nasilającymi się drgawkami, sprawiło, że zaczęła martwić się o swoje zdrowie. Złapała się za głowę, przecierając mokrą twarz.

Miała naprawdę złe przeczucia. Poza tym pragnęła, by wszystko wróciło do normy. Ale nic zwiastowało końca problemów.

Wbiła beznamiętny wzrok w podłogę w tym samym czasie, w którym za oknem przeleciało stado wron. Kornelia zasłoniła uszy, nie mogąc dłużej znieść donośnego krakania. Wszystko ją denerwowało. Słyszała kłótnię małżeństwa spod piątki, trąbienie przejeżdżających niedaleko samochodów i szczekanie wrednego psa pani Zofii, którego zawodzenie nijak się miało do chuderlawej budowy zwierzęcia.

Oparła się plecami o ścianę, po czym zsunęła się po niej, siadając na podłodze. Przyciągnęła kolana do piersi i załkała.

— Weź się w garść! — krzyczała na siebie przez łzy.

Wyjęła portfel z torebki. Trzymała w nim jedno z najpiękniejszych zdjęć, jakie posiadała wraz z Penelopą. Uśmiechnięta wysunęła z wnęki fotografię, przedstawiającą dwie roześmiane dziewczynki, którym w trakcie robienia zdjęcia wiatr zdmuchnął włosy wraz ze słomianymi kapeluszami. Ubrane były w takie same sukienki, jasnoniebieskie z granatowymi kwiatami. Niebieska wstążka, którą kupiła jej po wielu błaganiach matka, akurat w trakcie robienia tego zdjęcia rozwiązała się i uciekła wraz z wiatrem. W ostatnim momencie uchwycił ją fotograf, gdy opuszczała kadr. Płakała wtedy przez wiele dni, obawiając się, że matka zruga ją za tę zgubę. Z Penelopą szukały jej na własną rękę, wywieszając ogłoszenie na słupach telefonicznych, ale nigdy się nie odnalazła. Za dziecka posiadała więcej determinacji niż teraz.

Kornelia przetarła oczy, po czym zmusiła się do wstania. Dość czasu zmarnowała, gdy Penelopa faktycznie potrzebowała pomocy; bez względu na to, czy winni temu byli bogowie, czy psychika dziewczyna.

Wzięła leżące w łazience lusterko i jeszcze spojrzała na własne odbicie w większym lustrze, w którym rzekomo pojawiło się pęknięcie. Nie widziała na nim nawet najmniej rysy, aczkolwiek dostrzegła niewielką, czerwoną plamkę, prawie przy ramie. Zainteresowała ją. Dotknęła opuszkiem palca gładkiej powierzchni, przyglądając się drodze, którą rysowała kropelką świeżej krwi.

Gwałtownie odsunęła rękę. Potrząsnęła dłonią, czując bolesne pieczenie w przeciętym palcu. Syknęła ze złości. Z rany spłynęła mała strużka krwi, skapując prosto do zlewu. Kornelia szybko włożyła palec do ust i zaczęła sączyć krew ze skaleczenia.

— Do jasnej Anielki!

Wyszła z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.

— Jak się skaleczyłaś? — odezwał się głos zza dziewczyny.

Odwróciła się raptownie. Serce zadudniło w piersi jak szalone, a potem zwolniło do równego, spokojnego tempa. Kornelia jeszcze raz objęła wzrokiem korytarz — nikogo nie ujrzała. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić. Wmawiała sobie, że usłyszała własne myśli. Stres, zmęczenie, zbyt duża dawka informacji na raz, szok — wszystkie te rzeczy mogły do tego doprowadzić, a przynajmniej w to wierzyła.

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz