[Echo] ROZDZIAŁ 36

34 8 8
                                    

Cyfry zmieniły się na godzinę szesnastą.

Kornelia przybliżyła się do stojącego naprzeciw wejścia elektrycznego urządzenia i przyjrzała się czerwonym liczbom, które wydawały się wyraźniejsze niż ostatnim razem. Niepewnie sięgnęła palcem wskazującym do sprzętu. Westchnęła ciężko i zabrała rękę. Dłoń wplotła we włosy, które zaraz rozczochrała, zastanawiając się, dlaczego jest takim tchórzem.

— Dasz radę — szepnęła motywująco.

Spróbowała ponownie, zaciskając dłoń na zegarze. Podniosła przedmiot i wraz z nim cofnęła aż pod same drzwi, w które uderzyła plecami.

Zaśmiała się głośno.

— Czuję... — zdała sobie sprawę. — Ja czuję! — krzyknęła i wypuściła z dłoni zegar. Spadł na zabrudzony, chyba kawą, dywan. Baterie przeturlały się w przeciwne kierunki. Jedna z nich zatrzymała się dopiero pod pokojem Daniela.

Podniosła ją z podłogi i okręciła między palcami, bawiąc się jak dziecko zabawką, którą dostało dopiero co pod choinkę.

— Chcesz się wycofać?! — usłyszała wrzask, który dobiegł z pokoju Daniela.

Odruchowo cofnęła się, zaraz jednak przykleiła się do drzwi, podsłuchując, co się za nimi dzieje. Nastąpiło chwilowe milczenie. Odczekała może z minutę, lecz cisza nadal trwała. Żadnych rozmów, choćby szeptów, które potwierdziłyby wcześniejszy krzyk. Nic.

Sięgnęła do klamki. Nie mogła już przejść przez ścianę i udawać przypadkowego ducha, który zagubił się w drodze do Hadesu.

Weszła do środka. Czworo oczu spojrzało nanią w tym samym momencie. Daniel wstrzymał oddech. Na ustach zamarł mu krzyk. Anastazja chwyciła szybko za nóż i skoczyła z nim na Kornelię. Usunęła się z jej drogi, choć końcówka ostrza zahaczyła o jej ramię. Cieniutka linia krwi pojawiła się na skórze. Złapała zranione miejsce i jęknęła. Cholera, pomyślała, powoli obawiając się, że to drobne obrażenie jest dopiero początkiem.

— A wiec to ty zabiłaś Daniela— zaczęła temat, aby za wszelką cenę zyskać na czasie.

— Zabiłam? — zdziwiła się i luknęła przez ramię na Daniela, gdy ten schował się za biurkiem. — Jeszcze nie... — Zamarła na moment. — Ty wiesz, co ma się wydarzyć?

Kiwnęła energicznie.

— Kim jesteś? — spytała Anastazja, zamykając za sobą drzwi. Niezależnie od odpowiedzi, jaką da Kornelia, nie zamierzała jej wypuścić — a przynajmniej na to wszystko wskazywało.

— Kornelia.

— Nie zabiłam cię, mała — odparła. — Co to robisz? Chcesz obronić tego ciołka, he?! — Końcem noża wskazała na Daniela. — Tchórz, oszukał mnie.

— W związku z czym? — Przywarła do okna. Zaczęła szukać rączki, aby otworzyć je w razie potrzeby. — Przecież nic ci nie zrobił.

— Kurna nie! — ryknęła. — Miał sobie zginąć i tyle.

— Żebyście mogli porwać Tanatosa.

— Jasne. To coś... — miała na myśli Daniela — spotkałoby się z popierdolonym ojcem, a ja bym sobie uratowała babcię. The end, idziemy dalej, wszyscy szczęśliwi, ale nie, lepiej się wycofać.

— Przepraszam — wydukał trudem Daniel. Zatrząsł się za stolikiem, obserwując przerażonym wzrokiem Kornelię. — Kurczaki, jestem tchórzem.

— Przestań pieprzyć z tymi kurczakami, weź bądź mężczyzną. Takiej popierdołówki Ares za żadne skarby nie chciałby zobaczyć — zarzuciła chłopakowi Anastazja. — Nadajesz tylko do umierania. To ja mam jaja w tym towarzystwie!

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz