[Echo] ROZDZIAŁ 34

24 8 8
                                    

Kornelia westchnęła ciężko. Przechodząca obok kobieta pokręciła zawodząco głową. Burknęła coś pod nosem o „środkach, które bierze dzisiejsza młodzież" i odeszła, nie szczędząc Pavorowi komentarzy.

Zaśmiała się. Kobieta nie mogła jej widzieć, więc Pavor przez całą drogę rozmawiał i krzyczał do powietrza. Teraz, gdy tak o tym myślała, Pavor wydawał się inny od tego, jak go sobie wyobraziła. Mniej poważny, radośniejszy, a przy tym nadal troskliwy, szczególnie gdy chodziło o Penelopę. Czy naprawdę był kiedyś bogiem? Nie pasował do nich.

— Pytam się jeszcze raz, gdzie on mieszka?! — wrzasnął, opierając się o wejście do jednego z budynków.

— Musisz przejść przez cały parking i to jest tamten budynek naprzeciwko. — Wskazała palcem na blok. — Trzeba będzie tam tylko wejść.

— Zamknięte i domofon? — upewnił się.

— Zgadza się. Umiesz korzystać, prawda? — dodała, gdy Pavor otworzył usta, aby powiedzieć to samo zdanie.

Ze zirytowania zmarszczył czoło. Szybko jednak uspokoił się i przeszedł przez parking, wchodząc po drodze we wszystkie kałuże. Nogawki miał mokre powyżej kostek, w butach coś mu chlupało, ale nic z tym nie zrobił. Doszedł pod drzwi i zadzwonił pod wszystkie numery na domofonie.

— Słucham? — rozległ się niewyraźny, lekko trzeszczący głos.

— To ja — odparł krótko Pavor.

Kornelia uniosła brew ze zdziwienia. Musiało jej się przesłyszeć. Nikt, kogo znała, nie nabrałby się na tak prostą sztukę.

— A, wejdź, wejdź.

Zapiszczało, a Pavor wkroczył do środka.

— Prowadź — zwrócił się do Kornelii.

— Jak to podziałało? — mruknęła do siebie.

— Penelopa nauczyła mnie tej sztuczki — pochwalił się. — Dobrze znała tajniki ludzkiej natury. Zawsze twierdziła, że to najlepszy sposób, by dostać się do zabezpieczonego budynku.

— A co byś zrobił w innych okolicznościach? — dopytała.

— Pewnie wyłamałbym drzwi — odpowiedział zaskakująco spokojnie i szczerze. — Ale teraz koniec rozmów. Wskazuj, gdzie mam wejść.

Kiwnęła i wyszła naprzeciw mężczyźnie. W tym samym momencie z mieszkania wybiegł sąsiad Daniela, a zaraz za nim jego żona z wałkiem do ciasta. Pavor bez chwili zawahania złapał uciekiniera i jedną ręką podniósł na wysokość własnej głowy. Spojrzał na mężczyznę ostrym, przeszywającym wzrokiem przypominającym spojrzenie dzikiej bestii.

— Uciekasz przed kobietą? — wycedził przez zęby. — Wstyd.

— Zzostaw mnie, człowieku! — Zaczął wierzgać nogami, aż walnął stopą w brzuch Pavora. — Puść! — rozkazał.

— Z przyjemnością.

Odwrócił się i rzucił mężczyznę w dół schodów. Głową trzasnął o ścianę. Echo chrupotu przeszło po całej klatce schodowej, a potem już tylko nastąpiła cisza. Ciało ześlizgnęło się po gładkiej powietrz chi, zostawiając po sobie ciemny ślad krwi.

— Matko Boska! — pisnęła kobieta, wypuszczając z rąk wałek. Wbiegła z powrotem do mieszkania.

Kornelia usłyszała tylko, jak zamyka dom na wszystkie zamki.

— Dlaczego to zrobiłeś? — spytała, idąc na górę. — Po co?

— Uciekał przed walką. Poza tym chciałaś wygonić Daniela z mieszkania, prawda?

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz