[Granica] ROZDZIAŁ 14

497 78 13
                                    

Penelopa opuściła plac zabaw w biegu, równocześnie rozglądając się za otwartą przestrzenią, gdyby ewentualnie nawiązała się walka wkrótce walka. Wolała jej uniknąć i dotrzeć do bezpiecznego azylu, jakim był dom Pavora, lecz nie liczyła, że zdąży. Włosy stanęły jej na karku. Niemal czuła za sobą czyjś oddech, który doprowadzał ją do szaleństwa. Przez umysł przemykały pomysły o zatrzymaniu się i zaatakowaniu, o szukaniu pomocy u policjantów, ale ostatecznie skarciła się i przyspieszyła. Nie wygrała wcześniej, teraz również nie miała najmniejszych szans.

Sięgnęła do kieszeni, ściskając w dłoni paralizator. Nigdy wcześniej nie korzystała z takiego sprzętu. Pavor pozostawał duszą w starożytności i akceptował tylko tradycyjne (według niego) bitewne bronie. Nie zgadzała się z jego sposobem myślenia, ale nigdy się jemu nie sprzeciwiła. Może właśnie przyszedł na to czas?

— Przepraszam — szepnęła, bojąc się, że popełnia błąd.

Zadrżała. Spojrzała na biegnącego obok niej psa, wyobrażając sobie, że podąża za nią zwyczajny, domowy pupil, który akurat wywąchał coś ciekawego... Wątpiła nawet w to. Żadne ze stworzeń nie siedziałoby tak długo w ukryciu; ich obecność nie doprowadzałaby Penelopy do szaleństwa, choć nie ukrywała, że ze strachu faktycznie mogła tracić rozum.

Nagle skręciła, kierując się w stronę osiedlowych skwerków, w których dostrzegła możliwość skrycia się przez zagrożeniem. To miejsce dawało również szansę na dostanie się do Pavora jak najszybciej.

Przeskoczyła nad starym, niskim murkiem, wyskakując przed starszą panią z laseczką. Przeprosiła ją grzecznie, kiedy ją szturchnęła i ruszyła dalej.

Zaszeleściło.

Nie zatrzymała się, nie odwróciła.

Coś trzasnęło.

Biegła dalej.

Pot spłynął po jej bladym czole, oddech stał się nierówny i dynamiczny, sprawiając, że dostała zadyszki.

Pulsujący, nasilający się ból objął całą jej głowę. Ledwo widziała na oczy. Pojawiła się gorączka i dreszcze. Nie mogła już dłużej ustać na nogach, pragnęła usiąść i odpocząć. Odruchowo dotknęła dłonią skroni, gdy zadaszenie niemal wybuchło przed jej oczyma.

Pojedyncze fragmenty bloku przeleciały obok Penelopy. Chmara kurzu wzleciała na wysokość trzeciego piętra, atakując zasłaniającą się Penelopę. Pył przedostał się do jej oczu i ust. Zakaszlała, próbując oczyścić się z brudu.

Usłyszała syczenie.

Wężowy ogon zaszurał po zniszczonym podłożu, aż owinął się wokół talii Penelopy, unosząc ją na wysokość jednego metra. Dziewczyna złapała się za usta, próbując powstrzymać odruchy wymiotne. Nagły ucisk przyprawił ją o mdłości.

— Dotąd idziesz, kochanie? Ostatnim razem nie poznałyśmy się — rzekła wysokim głosem — ale dziś w końcu mamy okazję. Pavor o mnie wspominał, tak, kochanie? Dziś. Teraz. I na koniec — mówiła wolno, śmiejąc się między kolejnymi wdechami.

Serce Penelopy na moment stanęło. Strach zawładnął jej ciałem; nie pozwalał poruszyć się, zdrowo myśleć...

— Lamia — szepnęła Penelopa, gdy pokryta łuskami twarz kobiety—potwora przybliżyła się do niej.

— Słodka, kochana, dziewczynka. — Zachichotała. — Tak soczysta...

Przybliżyła język do szyi dziewczyny. Przejechała nim po delikatnej skórze Penelopy, pozostawiając na niej krwawe ślady — pozostałość po świeżo zjedzonej ofierze.

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz