[Granica] ROZDZIAŁ 8

600 117 23
                                    

Penelopa ponownie przetarła zaczerwienione oczy, siedząc przed włączonym komputerem we własnym pokoju. Kiedy tylko obudziła się u Pavora, zauważyła, że niemal wszystkie obrażenia zniknęły w niewytłumaczalny sposób — już nie pierwszy raz. Nie odczuwała bólu czy zmęczenia. Pozostał jej tylko tajemniczy ślad na nodze, a wątpiła, że to zwykły siniak. Pavora również niepokoił, lecz mimo to odesłał dziewczynę do domu, twierdząc, że tam będzie bezpieczniejsza. Nie uwierzyła mu. Była pewna, że mężczyzna znowu próbuje coś ukryć. Aczkolwiek tym razem wyszła posłusznie, bez jakiegokolwiek krzyku czy kłótni.

Owinęła się ulubionym kocem, tworząc coś na wzór kokonu i wbiła wzrok w ekran monitora. Oglądając po kolei odcinki „Luka Cage'a", próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa; skupić się na jednym z ulubionych seriali. Bezskutecznie. Nawet najmniejsze nawiązanie do samej walki przypominało jej o dziecku Lamii. Jej ciało reagowało natychmiast. Drżała, błądząc wzrokiem po porośniętym kwiatami pomieszczeniu. Było jej tak zimno, choć w pokoju temperatura sięgała niemal dwudziestu pięciu stopni. W końcu wyłączyła ekran i rozpłakała się.

Z przedpokoju dobiegł dźwięk trzaskanych drzwi.

Penelopa zamarła.

Ojciec był jeszcze w pracy, Pavor nie opuściłby własnego mieszkania, Kornelia najprawdopodobniej została na uczelni, a nie znała nikogo więcej, kto miałby dostęp do domu. Zamknęła drzwi na klucz — sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła do przedpokoju i upewniła się. Tylko czy bogowie wchodzili przez drzwi?

Zeszła ostrożnie z fotela, błagając, by nie zaskrzypiał. Schowała się za drzwiami. Serce łomotało w nierównym rytmie, a na powierzchni skóry pojawiły się kropelki potu. Napięła mięśnie w gotowości na walkę, by tym razem odegnać zagrożenie, zanim dojdzie do tragedii. W dłoń pochwyciła znajdujący się najbliżej przedmiot, lampkę nocną, którą już wcześniej próbowała wykorzystać przeciw Afrodycie i schowała się tuż za wejściem.

Kroki dochodziły z okolic kuchni, potem przeniosły się na łazienkę, aż znalazły się tuż przed pokojem Penelopy. Jedno uderzenie serca, drugie, trzecie, czwarte... Dziewczyna uniosła przedmiot, gotowa do zadania nieznajomemu ostatecznego ciosu, gdy tylko nadusi za klamkę. Ale nagle rozległ się znany Penelopie głos:

— Ej, jesteś tu? Widziałam twoje buty, więc nie udawaj... I co to za rośliny?

To była Kornelia.

Ogromny ciężar spadł z serca studentki, gdy wszystkie jej niepokoje okazały się nieprawdziwe. Osunęła się na podłogę, czując, że łzy napływają do oczu.

— Kornelio... — wypowiedziała imię przyjaciółki głosem pełnym cierpienia.

Drzwi gwałtownie otworzyły się sekundę później. Przerażona Kornelia niemal rzuciła się na Penelopę, chwytając ją za ramiona. Obejrzała dziewczynę ze wszystkich stron i niepokojącym głosem spytała:

— Co się stało?

Rękawem Penelopa przetarła mokry od łez policzek.

— Nic — odpowiedziała.

— No jak to nic? — Kornelia rozejrzała się wokoło, po czym chwyciła za koc, który wcześniej Penelopa z siebie zrzuciła i przykryła nim przyjaciółkę. — Jak to nic, kobieto? Ktoś się skrzywdził? Był tu jakiś złodziej czy co? Powiedz cokolwiek! Mam zadzwonić po karetkę? Policję? — mówiła nieustannie, nie dając choćby na moment Penelopie dojść do słowa.

— Nie — szepnęła.

We swoich wspomnieniach Penelopa zawsze widziała Kornelię — przyjaciółkę, którą traktowała jak własną siostrę. Ojciec wielokrotnie opowiadał jej, że historia ich paczki kumpli zaczęła się jeszcze na pierwszym roku studiów w 1993 roku, kiedy to poznali się na pierwszych zajęciach na wydziale ekonomicznym. Od tego momentu rozpoczęły się wspólne popijawki, wyjazdy do Warszawy, Krakowa czy nad morze, dorywcze prace na wakacjach przy zbieraniu owoców i nauka. Aż w przerwie majowej pojechali w góry i powrócili z nich z dwoma dziewczynkami w łonach matek. Rodzice matki Penelopy wyparli się jej. Ciąża była ciężka, pojawiały się komplikacje, w przeciwieństwie do Agnieszki Dalińskiej. A po dziewięciu miesiącach przyszła radość w postaci Kornelii i Penelopy oraz smutek po śmierci matki Penelopy. Dariusz Rosiński przyjął całą odpowiedzialność za córkę, obiecując jeszcze wtedy maleństwu, że będzie dla niego i matką, i ojcem. Agnieszka Dalińska wspierała go ze wszystkich sił, choć po części pragnąc dać dziecku matczyną miłość, która została mu odebrana przez przedwczesną śmierć rodzicielki.

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz