[Echo] ROZDZIAŁ 30

33 9 0
                                    


***

— Co tu się odwala? Co tu się odwala? Co tu się odwala?! — krzyknęła kilkukrotnie, machając rękoma we wszystkie strony. Potrąciła wazon — spadł i rozpadł się na kilkanaście kawałeczków, które rozniosły się po całej kuchni.

Anastazja chwyciła za zmiotkę i zebrała wszystkie fragmenty, pod nosem szepcząc, że tym razem babcia ją zabije. Jeszcze nie wyobrażała sobie jak, ale sama myśl o gniewie starszej kobiety przerażała.

— A co tam babcia! — krzyknęła. Miała teraz większe problemy niż babcia.

Puściła rączkę zmiotki. Złapała się za czoło — było gorące, choć nigdy wcześniej nie doprowadziła się nawet do stanu podgorączkowego. Ściągnęła ręcznik z wieszaka, namoczyła pod kranem i przyłożyła do twarzy. Przyjemny chłód okrył ją, powoli uspokajając. Wzięła jeden, głęboki wdech i usiadła na stołku.

— Podróż w czasie — przypomniała sobie. — Czy ja, kurna, występuję w jakimś filmie sci—fi? — spytała powietrze, jakby oczekując odpowiedzi.

W mieszkaniu zapanowała cisza — coraz bardziej irytująca z każdą minutą, która mijała w nielogicznym tempie. Anastazja wyłożyła dłonie na blat i ścisnęła mocno powieki. Wskazówki zegara zaczęły tykać w jej uszach. Odliczyła dziesięć sekund i otworzyła oczy. Nic się nie stało. Nadal siedziała w tym samym miejscu, mieszkaniu, dniu i o tej samej godzinie. Jednak nie pomyliła się. Biła się z Rudym, poznała Kornelię, znowu spotkała się z Rudym, potem miała małą wojenkę z policjantami, a na koniec zabiła Daniela. Nie śniło jej się. Nie doświadczyła wizji.

Rodzące się pytania nie napotykały na rozwiązania. Błądziły w umyśle Anastazji, zawsze napotykając na to pierwsze i może najbardziej właściwe, czy cofnęłam się w czasie? Wydawało się, że nie ma w tym żadnych wątpliwości. Tylko że wciąż było jedno „ale". Czas zawsze płynął do przodu. Nigdy w historii mitologii nie cofnął się.

Anastazja postukała palcami o stół, wygrywając jakąś skoczną melodię, którą pamiętała z radia. Zauważyła kubek — wciąż do połowy pełny. Przekręciła oczami. Westchnęła ciężko. Nie wiedziała co jest gorsze — jej problem z mitologią czy to, że babcia już trzeci raz w tym tygodniu nie wzięła leków.

— Cholera jedna, na stówę ich nie zażyła — syknęła. — „Nie smakują mi", „gówno mi dają" i „i tak przeżyję ciebie, niewdzięcznico" — zaczęła przedrzeźniać chorą babcię.

Spojrzała pod mały, wiklinowy koszyczek. Tym razem nic tam nie znalazła. Do zlewu babcia rzadko kiedy coś wrzucała, wolała raczej niespostrzeżenie chować, jak gdyby chciała, żeby Anastazja coś znalazła. Więc kontynuowała szukanie. Na półkach stały jedynie garnki. Na kolejnych przyprawy, makarony, kawa i wiele innych rzeczy, ale nie tabletki.

Nagle rozległ się trzask za oknem.

Przesunęła firankę i spojrzała za szybę, z trudem dostrzegając dwa samochody, które wylądowały w rowie. Jeden miał rozwaloną maskę, u drugiego niekoniecznie widziała zniszczenie co bardziej wściekłego kierowcę, który wyskoczył z auta i z pięściami zaczął iść do prowadzącego drugi samochód mężczyzny.

— Wow, chyba z miesiąc nikt się tu nie całował — zażartowała sobie z wypadku.

Pokręciła głową i wróciła do szukania tabletek. Przesunęła doniczkę, potem podniosła ją i dokładnie obejrzała spodek. Gdy nic nie znalazła, odstawiła kwiatek. Rozchyliła liście i zajrzała do ziemi, wymacując okrągłych kształtów.

— Ty niewdzięcznico cholerna! Gdzie jesteś, gdy cię nie ma! — Ryk rozniósł się po całym mieszkaniu.

Anastazja wyjrzała przez okno. Babcia czekała na wózku, trzymając na kolanach torbę pełną zakupów.

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz