Deszcz lunął gęstym strumieniem. Boreasz ryknął porywistym wiatrem, który ocucił Kornelię. Nie wróciła i nie wróci — zdała sobie sprawę. Tanatos zanurkował ku niej. Złożył skrzydła, prując ku ziemi z wyciągniętą dłonią. Kornelia nie podała mu swojej. Zatrzymała ją blisko piersi, w której czuła ogień pochodni. Niech to się skończy, pomyślała, oddając się całkowicie w ręce nieuchronnego przeznaczenia.
Nagle ktoś ją pochwycił od spodu. Wylądowali z poślizgiem wśród trawy, przeturlali się kilka razy, aż walnęli w ścianę budynku. Usłyszała czyjś jęk. Podniosła się. Pavor przetarł ubłoconą twarz.
— Nie żyjesz, a nadal chcesz popełnić samobójstwo? — spytał lekko ironicznie.
— Ja... — urwała, gdy ból wstrząsnął jej ciałem. Schyliła się w pół nad ziemią i rąbnęła pięściami o gołą ziemię.
Sięgnęła ku plecom. Napotkała na ostre krawędzie, które zraniły jej palce. Krew pociekła po jej sukni. Deszcze nie zmył jej, jedynie rozmazał po całej sukni. Przynajmniej chłód uniósł ukojenie, stopniowo łagodząc pieczenie na plecach.
— Ty jesteś ranna — zauważył Pavor.
— Gratuluje otrzymanej mądrości — syknęła w odpowiedzi. — Boli, to boli...
Wstrzymała oddech. Nie mogła go złapać. Nie mogła nawet myśleć o niczym innym, jak o bolesnych impulsach, które rozsyłały się od pleców aż po całe ciało.
Pavor dotknął jednego z fragmentów szkła.
— Zostaw! — Odepchnęła jego rękę. — Zostaw, błagam.
— Proszę bardzo. — Odsunął się. — Już mnie nie ma. Mówiłem, wracaj i zostań w Hadesie.
Pomachał jej i odszedł w kierunku bloku, w którym nadal ukrywała się Anastazja. Kornelia nie zdążyła zapytać co zamierza zrobić. Głos zdusił się w gardle. Z ust padł tylko ciężki, agonalny jęk. Wstań, rozkazała sobie. Przyklęknęła. Złapała się za gałąź i na niej zaczęła się podciągać. Ta pękła w pół, gdy już zginała kolana. Poleciała na ziemię, wpadając twarzą prosto w błoto.
Poczuła na języku obrzydliwą, gorzką maź. Podniosła się i splunęła, nie pozbywając się okropnego smaku z ust.
Załkała.
Dlaczego nie mogła się podnieść? Dlaczego całe ciało paraliżował ból? Pragnęła stać się widzialna — dotykać ludzi, przedmioty czy rozkoszować się zwykłym zapachem kawy — więc dlaczego teraz tego żałowała? Jej wyobrażenia zmyła fala rzeczywistości. Smak błota był obrzydliwy, zapach krwi odrzucający, a ból niechciany. Nie o to walczyła.
— Oczekiwałaś samych przyjemności — wydusiła przez zęby, zarzucając sobie, że inaczej wyobrażała sobie śmierć w prawdziwym ciele.
Sięgnęła ku plecom. Złapała za pierwszy fragment okna i zacisnęła szczękę tak mocno, że aż zęby zazgrzytały. Wyciągnęła za jednym zamachem szkło i padła na ziemię wycieńczona. Odrzuciła zakrwawioną część. Ciepło rozlało się po jej tyle.
Obmacała plecy, z których bez ustanku spływała krew.
Wzięła głębszy wdech i przymierzyła się do wyjmowania kolejnego fragmentu, lecz wtedy ujrzała znajomą sylwetkę wysiadającą z auta.
— Bożena — szepnęła. — Bożena! — krzyknęła na tyle głośno, na ile miała jeszcze siły.
Kobieta odwróciła się w jej stronę. Strach wymalował się na jej twarz. Dłońmi chwyciła za policzki. Odruchowo odsunęła się. Spojrzała w kierunku bloku, a potem na Kornelię.
CZYTASZ
[z] Agonia Olimpu
Fantasía1. Granica Olimpu [zakończone] "Sztylet, zdolny zabić bogów, zostaje skradziony, Ares morduje Zapomnianą Boginię, a Granica Olimpu staje się niestabilna. Jedynie Penelopa ze swym naznaczeniem jest zdolna naprawić zniszczoną równowagę. Jednak sama dz...