Prolog

24.6K 785 558
                                    

Piątek. Jeden z dni, gdy aż chce Ci się wstawać, bo wiesz, że zaczyna się weekend. Jasne, letnie promienie słońca wpadały beztrosko przez okno. Podniosłam się i przetarłam zaspane oczy. Od razu chwyciłam za telefon, by sprawdzić która godzina. 11:43.
Czyli tak jak się spodziewałam, dzień już dawno się zaczął.

Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem. Mój organizm najlepiej czuł się w nocy, cóż wtedy też zazwyczaj pracuje. W moim zawodzie, nie liczy się czas lecz jakość. Można by rzec, że jestem swoim szefem i jedynym pracownikiem zarazem. Lubie taki układ. Ktoś mądry kiedyś powiedzial: Umiesz liczyć, licz na siebie. Moje życiowe motto.

Wstałam i mozolnie podeszłam do okna. Nowy Jork tętnił życiem. W tej chwili wydawało się jakbym była jedyną osobą, której czas nie goni. Ci wszyscy ludzie, w drogich garniturach, z telefonami przy uszach, to prawdziwa plaga tego miasta. Oczywiście trafiają się zwykli obywatele, w zwyczajnych ubraniach i ze zwyczajnym zamiarami,  takimi jak na przykład pójście na obiad. Ale takich ze świecą szukać.

Po mimo tego, że mieszkam tu już trzy lata, nie sądzę, że kiedyś się tu wpasuje. Czasem czuję się jak zupełnie odrębna grupa tego popapranego społeczeństwa. Nowojorczycy dzielą się na cztery grupy:
Pierwsza to Ci co coś znaczą, bogacze, biznesmeni, ludzie sukcesu.
Druga to zwykli, porządni obywatele, prowadzący własne małe działalności, chodzący do szkół, lub pracujący w tak zwanych drapaczach chmur.
Trzecia część to margines społeczeństwa, złodzieje, mordercy, narkomani. Jednym słowem, wszyscy, którzy w jakiś sposób naruszyli zasady moralne współczesnego świata.
No i została ostania grupa. Tą czwartą stanowi jedną osoba. Ja. Zaliczam się do każdej po trochę. Moje pochodzenie jednak sprawia, że tak naprawdę nie zaliczam się do żadnej. Po prostu jestem wyjątkowa. I nie wiem, czy to w taki optymistyczny sposób.

Uśmiechnęłam się na tę specyficzną myśl i zaprzestałam oglądania mknących samochodów i wysokich wież miasta. Udałam się do łazienki. Poranna rutyna jest piękną rzeczą. Nie ma to jak zacząć dzień od zimnego prysznica. Zwłaszcza w tak gorące dni jak ten.

Wychodząc z łazienki, potknęłam się o jeden z moich butów. Szybko go podniosłam i odrzuciłam w kąt pokoju. Podeszłam do szafy i wybrałam stosowne ubrania, do tego co zamierzam dzisiaj robić. Czyli nic specjalnego. Zwykłe czarne, krótkie spodenki i o wiele za duża, szara bluza z kapturem.

Po przebraniu się, poszłam do kuchni zrobić kawę. Wyciągnęłam z szafki swój ulubiony kubek z logiem Harry'ego Pottera i zalałam wodą czarne ziarenka. Tak wygląda moje śniadanie.

Poszłam do dużego salonu. Pokój urządzony w nowoczesnym stylu z białymi i czarnymi meblami był idealnie posprzątany. Nie lubię bałaganu. Głównym tego powodem jest to że nie chce mi się go sprzątać. Wszyscy mi mówią, że jestem leniwa, a ja zawsze im odpowiadam, że po prostu nie lubię tracić czasu na bezsensowne rzeczy. Nie robiąc bałaganu, nie muszę go sprzątać. Idealny układ.

Usiadłam przy stoliku i włączyłam laptopa. Zero wiadomości, zero maili, zero zleceń. Czyli dziś czeka mnie dość nudny dzień. Wyłączyłam urządzenie i postanowiłam, że pora dokończyć książkę. Zwlekam z tym od dwóch tygodni. Chwyciłam "Dary Anioła:Miasto Kości" i zaczęłam czytać.

Kocham fantastykę. Książki są dla mnie odskocznią od realnego życia i codziennych problemów, których swoją drogą mam dość sporo. W nich wszystko wydaje się prostsze. Takie normalne. Gdybym miała określić swoje istnienie jednym słowem to byłoby to z pewnością "dziwne".

Ale tak już jest i nie mam co marudzić. W końcu mogło być gorzej.

Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko odstawiłam powieść na stół i poderwałam się by sprawdzić kto to. Przez wizjer zobaczyłam, że to kurier. Niósł jakąś paczkę. Z racji tego, że nic nie zamawiałam podeszłam do szafki na przedpokoju i wyciągnęłam z niej pistolet, który włożyłam za pasek spodni i przykryłam bluzą. Ostrożnie otworzyłam drzwi mężczyźnie. Był dość stary, miał siwy zarost i niebieskie, zmęczone oczy. Bez słowa podał mi paczkę i odszedł.

Nie była jakoś specjalnie duża. Położyłam ją w kuchni na blacie i powoli zaczęłam rozrywać szary papier. W środku było pudełko po butach. Zmarszczyłam brwi i uchyliłam wieko. Uśmiechnęłam się na widok wielu kolorowych kartek ze zdjęciami i danymi różnych osób. Na wierzchu leżała czerwona karteczka z wiadomością napisaną odręcznie. Od razu rozpoznałam krzywe pismo Josha, barmana, który pomaga mi zdobywać klientów.

Policja zaczęła węszyć. Mają nas na oku, więc nie będziemy wysyłać maili, bo dojdą również do ciebie. Wszystkie zlecenia masz na kartkach. Miłej zabawy.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Więc jednak będę miała co robić. W sumie to trochę kasy się przyda...

Teraz jest ten moment, w którym mówię czy się zajmuje. Jestem swojego rodzaju "detektywem". Pomagam ludziom odnaleźć ich bliskich, wrogów a oni mi za to płacą. Jest to zupełnie nielegalne, więc tylko nieliczni wiedzą, że istnieje taka  jednoosobowa organizacja.

Z racji tego, że często mam do czynienia z różnymi świrami, nauczyłam się bronić. Posiadam również kilka sztuk różnej broni. Rzecz jasna używanie ich również nie jest dla mnie nowością.

Zamknęłam pudełko i odstawiłam na najwyższy regał. Wróciłam do sypialni. Legnęłam na dywan i zaczęłam grzebać rękami pod łóżkiem. Po kilku sekundach wyjęłam starą, dużą walizkę.

To w niej trzymam moje rzeczy do "pracy".

Na wierzchu widniało zielone słowo.

"Venus".

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak jak obiecałam, pierwszego dnia sierpnia, mamy premierę mojej nowej książki. Prolog może akcją nie powala, ale w następnych rozdziałach będzie jej o wiele więcej.

Do zaczytania ;)

 Boskie uczucia || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz