UWAGA! Maraton czas zacząć!
1/3
Damska toaleta była straszniej jasna, a zarazem niesamowicie ciemna. Podłoga, umywalki oraz drzwi do kabin, były czarne, ale ilość lamp w tym pomieszczeniu była dziwnie przytłaczająca. Mogłam zobaczyć na swojej twarzy każdą niedoskonałość.
-Boże, ale ja jestem jednak brzydka.- mruknęłam sama do siebie, gdy uważniej przejrzałam się w lustrze.
Stałam przy umywalce i czekałam na swoją ofiarę. Niemal jak lwica przy afrykańskim wodopoju, chociaż to dziwne porównanie. Nawet jak na mnie. Ale w końcu się doczekałam. Do środka weszła dziewczyna. Dzięki Bogu- brunetka. Miała na sobie cekinową, fioletową sukienkę na ramiączkach. Była może nieco wyższa ode mnie. Spojrzała na mnie przelotnie z odrazą i szybko weszła do kabiny. Nie pomyślałam o tym, że dziewczyna ubrana w zwykłe jeansy i brudną bluzę, z potarganymi włosami i bez makijażu, może być dziwnym widokiem w eleganckim kasynie. Mój błąd.
Gdy dziewczyna załatwiała swoje sprawy, ja wyjmowałam potrzebny sprzęt z plecaka. Gdy w końcu brunetka opuściła kabinę, umyła ręce i poprawiła nienaganną fryzurę, chciała wyjść z toalety. Gdy tylko się odwróciła, doskoczyłam do niej i przytkałam jej do twarzy chustkę z chloroformem. Ta wiotka paniusia nie miała szans z moją nadludzką siłą. Już po kilku sekundach odpłynęła. Zaciągnęłam ją z powrotem do kabiny. Zamknęłam drzwi.
-Nie wymyślaj sobie za wiele, to nic osobistego.- powiedziałam do nieprzytomnej i zaczęłam ściągać z niej sukienkę. Jasnym było dla mnie, że nie mogę tak po prostu, wejść jako ja do kasyna. Za duże ryzyko. Dlatego musiałam się przebrać za kogoś, kto już tam wszedł.
Kilka minut później miałam na sobie sukienkę dziewczyny. Okazało się, że leży na mnie idealnie, czego nie mogłam powiedzieć o butach. Jej wysokie, czarne szpilki, były na mnie za duże, więc czubki wypchałam papierem toaletowym. Powinnam wytrzymać kilkanaście minut.
Następnie wykorzystałam urządzenie, które ukradłam Natashy. Po wielu nieudanych próbach i masie przekleństw, w końcu udało mi się nastawić przedmiot, żeby na siatce wyświetlała się twarz mojej nieprzytomnej towarzyszki. Nie pytajcie jak to zrobiłam, bo sama nie wiem.
Zostały mi więc do zrobienia dwie rzeczy. Po pierwsze- włosy. Dziewczyna miała je trochę dłuższe, więc musiałam je upiąć, żeby nie było widać, za dużej różnicy. Mój drugi problem, to moje nagie, pobliźnione ramiona. Jak na złość nie miałam nic, czym mogłabym je zakryć.
Ale okazało się, że jednak głupi ma zawsze szczęście. W tej chwili, do pomieszczenia weszła jeszcze inna kobieta, trochę starsza. W żakiecie.
Co było dalej, możecie się domyślić.
~~*~~
W końcu wyszłam z toalety, zostawiając dwie nieprzytomne kobiety i mój plecak w jednej z kabin. Musiałam działać szybko, jeśli chciałam ukraść cokolwiek i się stąd zmyć. Usiadłam więc przy stoliku i obserwowałam. Zamówiłam kieliszek wina. Jednak naczynie zamarło w połowie drogi do moich ust. Kilkanaście metrów dalej, przy małym barku siedział nie kto inny, jak sam Tony Stark. Niech to szlag.
Szybko przeanalizowałam sytuacje. Reszta też tutaj jest, namierzyli mnie. Cholera. Chciałam gwałtownie wstać i uciec, ale przypomniałam sobie, że nie wyglądam też jak ja, więc mogę wymknąć się niepostrzeżenie. Wstałam więc i ruszyłam przez kasyno. Powoli. Na luzie. Z uśmiechem. Trąciłam jakiegoś mężczyznę. Przeprosiłam go, po czym poszłam dalej. Mocniej zacisnęłam w dłoni zabrane mu kluczyki od auta. Wiedziałam, że jeśli wejdę do toalety, będę w pułapce. Do auta miałam za daleko. Nie uciekę przed nimi na bosaka. Ze zbroją Tony'ego i szybkością Kapitana, nie miałam żądnych szans. Nie mówiąc już o latającym bożku, najlepszym łuczniku na świecie i tajnym szpiegu. To musiał być prosty i szybki plan. Do auta i w nogi. Potem auto gdzieś nielegalnie sprzedać i za te pieniądze uciec z kraju. Łatwizna.
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...