Znów upadłam na niebieską matę ze zduszonym jękiem. Byłam tak obolała, że nagle poczułam się o kilkadziesiąt lat starsza. A wszystko przez tego sadystę Rogersa.-Musisz bardziej skupić się na obronie, nie wystarczy walić na oślep, odsłaniasz czułe punkty.- powiedział, a krew zagotowała się we mnie bardziej.
-Czuje.- odparłam przez zaciśnięte zęby.
-Ale widzę postępy. Szybko się uczysz.- starał się mnie pochwalić, jednak ja, nie czułam się zbytnio dumna ze swoich osiągnięć.
-Codzienne obrywanie od ciebie, nigdy nie było moim wielkim marzeniem.- usiadłam po ścianą wyrównując oddech.
-Na początku zawsze jest ciężko.- stwierdził i przysiadł obok.
-Słaba to dla mnie pociecha.- mruknęłam ponuro.
-Ej, ale w końcu dałaś sobie radę z Tony'm.- zaśmiał się i szturchnął mnie ramieniem.
-Może następnym razem też przyjdź po nieprzespanej nocce, zmęczony całym dniem pracy w warsztacie? Kto wie, może wtedy rozłożę cię na łopatki...
-Posłuchaj, kiedyś jeszcze będziesz walczyć jak zawodowiec...
-Tylko musze ciężko pracować i się nie poddawać. Tak, tak wiem. Powtarzasz się.- przerwałam mu wstając.- Kontynuujemy?
-Myślę, że chyba na dzisiaj starczy. Jutro masz trening z Natashą, powinnaś odpocząć.- również wstał i skierował się do wyjścia.
-Powinnam raczej zadzwonić do notariusza. Testament sam się nie spiszę.- zasalutowałam mu kiedy wychodził z sali treningowej. Obdarzył mnie uśmiechem i wyszedł.
-Pieprzony super żołnierz.- mruknęłam pod nosem rozmasowując obolałe ramię.
~~*~~
Loki
Siedzieliśmy wszyscy przy śniadaniu. Avengersi próbują jadać wspólne posiłki jak najczęściej, choć nie wychodzi im to za dobrze. Ich nudne, własne sprawy, przyćmiewają rodzaj integracji, który sobie upodobali. Z czasem przywykłem do ich odrażającego stylu bycia i nadmiernej podejrzliwości. Prawda była taka, że nie myli się za bardzo, ale wolałem im tego nie uświadamiać. Myślę, że moje zachowanie nie wzbudza na razie większych podejrzeń. Plany, które miałem zamiar wcielić w życie, przechowywałem w jedynym bezpiecznym miejscu, czyli w mojej głowie.
-Już się najadłeś, bracie?- wzdrygnąłem się na dźwięk głosu Thora. Nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Blondyn jednak wpatrywał się we mnie z uśmiechem, jakby nazywanie mnie swoim bratem, sprawiało mu nieludzką radość.
-Zdecydowanie.- odparłem chłodno. Chwyciłem szklankę z wodą i upiłem trochę.- Chciałbym cię prosić byś wstrzymał się z używaniem tego słowa.- powiedziałem najmilej jak umiałem.
-Jakiego słowa?- zdziwił się. Cóż, nigdy nie był zbyt inteligentny.
-Brat. Chciałbym ci przypomnieć, że nimi nie jesteśmy.- zacisnąłem dłonie pod stołem, czując narastający we mnie gniew.
-Venus nie zejdzie na śniadanie?- Stark gładko zmienił temat, wyczuwając co się kroi.
Tak, ta upierdliwa brunetka mieszka z nami od trzech dni. Bohaterowie stwierdzili, że wygodniej będzie planować ich heroiczną misję, gdy kobieta będzie pod ręką. W końcu ma wziąć w niej udział. Poza tym, sądzili, że tutaj będzie bezpieczniejsza. Miałem tylko nadzieję, że nie zamierza z nami zostać.
Początkowo mój plan zakładał zrobienie z niej swojego sojusznika i wykorzystanie jej do zagłady Odyna, jednak przekonałem się, że chyba nic z tego nie wyjdzie. Jej osoba działa mi niesamowicie na nerwy, a charakter ma niemal tak samo ciężki jak ja. Jakakolwiek próba rozmowy kończy się kłótnią, która kończy się tym, że próbujemy się pozabijać. Oczywiście tak, żeby nikt tego nie dostrzegł. Nie chcemy problemów. Oboje czujemy się zagrożeni, w każdej chwili mogą nas stąd wywalić.
Jednak nie zamierzam tak łatwo z niej zrezygnować. Kiedyś w końcu uda mi się ją omotać i stworzyć fałszywy obraz przyjaźni.
-Pójdę po nią.- zasugerowałem i wstałem od stołu kierując się na górę. Przeszedłem jasny korytarz i stanąłem przed drzwiami do tymczasowego pokoju dziewczyny. Zapukałem, jednak odpowiedziałam mi cisza. Ponowiłem czynność, jednak i tym razem nic się nie wydarzyło. Zirytowany olewaniem mojej obecności przez Venus, wszedłem do jej pokoju.
Rolety skrzętnie nie wpuszczały światła do środka, więc w pomieszczeniu panowały egipskie wręcz ciemności. Jedynie przy łóżku paliła się mała lampka, dzięki której zauważyłem brunetkę śpiącą na dużym łóżku. Obejmowała rękami poduszkę, jakby był to wielki pluszowy miś, na którym postanowiła zasnąć. Podszedłem do niej i przyglądałem się jej spokojnej twarzy. Wyglądała niczym wyrzeźbiona z marmuru, jak piękna i groźna bogini, która odpoczywa z pewnością, że gdy się obudzi, cały świat będzie u jej stóp.
Wzruszyłem ramionami na to dziwne porównanie i nie zastanawiając się, ska naszła mnie refleksja na takie spostrzeżenia, usiadłem na skraju łóżka i zacząłem ją lekko szturchać, żeby się obudziła. Ta jednak tylko wyjęła rękę spod poduszki i przystawiła mi broń do głowy, nawet nie otwierając oczu.
-Wyjdź stąd, albo odstrzelę ci łeb.- powiedziała nawet na mnie nie patrząc, sennym głosem. Wyrwałem jej pistolet z dłoni i wstałem lekko zdenerwowany jej zachowaniem.- Ej! Oddawaj!- podniosła się do pozycji siedzącej i w końcu łaskawie otworzyła oczy.
-Lepiej zejdź na śniadanie, ty nędzna kreaturo.- powiedziałem z odrazą. W mgnieniu oka wyciągnęła spod poduszki drugi pistolet i wymierzyła go we mnie.
-Lepiej to odszczekaj. Nie mam dziś nastroju na twoje humorki, księżniczko.- powiedziała. Odrzuciłem jej broń, którą miałem w dłoni na łóżko dziewczyny i podszedłem do drzwi, ignorując ten głos w mojej głowie, który nakazywał mi oddzielić jej głowę od reszty ciała.
-Do zobaczenia na treningu. Mam nadzieję, że go przeżyjesz.- uśmiechnąłem się do niej i wyszedłem, zostawiając ją osłupiałą.
Venus
Myślałam, że żartuje, że chce mnie nabrać. Ale ten cholerny debil, jednak mówił prawdę. Mieliśmy dzisiaj trenować. Co prawda pod okiem Natashy, ale niezbyt mnie to pocieszało. Zanim zdąży zareagować, będę leżeć na ziemi ze skręconym karkiem. Świetnie.
-Tylko się nie pozabijać, bo wtedy ja was pozabijam.- ostrzegła Rosjanka, gdy stałam naprzeciwko Lokiego na macie. Bożek ubrał czarny dres i koszulkę, które najprawdopodobniej dostał od Thora, gdyż lekko na nim wisiały. Nie ma co ukrywać, że blondyn jest bardziej umięśniony od niego. Co oczywiście nie oznacza, że nie boję się czarnowłosego.
Zaczęliśmy walczyć. Dzięki treningom Kapitana, nie wyszłam na kompletną ofiarę i nie dałam się skopać tak łatwo. Odpieraliśmy nawzajem swoje ciosy, atakowaliśmy się bez przerwy, mając w głowie tylko jeden cel: mocno przyłożyć, żeby zabolało. Nareszcie mogliśmy wyrazić wzajemną niechęć, jaką darzyliśmy siebie od samego początku naszej znajomości. Po piętnastu minutach wymiany ciosów, Loki przewrócił mnie i stanął nade mną zadowolony z siebie.
-Przegrałaś.-powiedział, jakbym tego nie zauważyła. Widać po nim było, że większą radość daje mu moja porażka, niż jego sukces. Miałam ochotę zwyzywać jego i ten cholerny uśmiech, który nie schodził mu z twarzy.
W odpowiedzi jednak kopnęłam go w piszczel, przeturlałam się po podłodze i pociągnęłam za nieuszkodzoną nogę. Loki również wylądował na podłodze. Wstałam i otrzepałam ubranie z niewidzialnego pyłku.
-Chyba mamy remis.- uśmiechnęłam się do niego słodko i wyszłam z sali treningowej, spoglądając na zadowoloną Natashę, która puściła do mnie oczko.
Chyba nie tylko ja, byłam zadowolona z tego, że zielonooki zaliczył bliskie spotkanie z podłogą.
Do zaczytania i miłej soboty ;)
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...