No dobra. Trzeba to jakoś ogarnąć.-Dam radę, spotkamy się u mnie.- wyszeptałam do Josha, który cofnął się delikatnie za mnie.- Posłuchaj Steve, on jest zupełnie niewinny, to ja go o to poprosiłam, musimy go wypuścić...
-Coś tak czułem, że nie można Ci ufać. Co cię w ogóle łączy z tym chłopakiem?- powiedział. Trochę mnie to zabolało, myślałam, że kwestie zaufania mamy już za sobą. Zaczęłam do niego powoli podchodzić.
-To mój przyjaciel i nie pozwolę go zamknąć.- dzieliły nas już tylko cztery metry. Widziałam jak mięśnie Rogersa napinają się, gotowe odeprzeć atak. Chyba nie myśli, że jestem aż tak głupia, żeby z nim walczyć, prawda?
-Ty wiesz coś o tych trzęsieniach.- to z pewnością nie było pytanie. Jednak Kapitan nie jest wcale taki głupi.
-To jest trochę bardziej skomplikowane. Wybacz Steve.- gdy tylko to powiedziałam, moje oczy przyjęły barwę zieleni. Uniosłam ręce w górę, by móc swobodniej i szybciej załatwić Rogersa.
Po tym jak się wprowadziłam, cała wieża wypełniła się roślinami. Nawet korytarz wejściowy. Młode pędy zaczęły rozrastać się z niesamowitą szybkością. Oplotły Kapitana tak by nie mógł się ruszać. Blondyn wierzgał i wyrywał się, więc czułam, że dłużej go tak nie utrzymam.
-No biegnij, na co czekasz!- zawołałam do Josha, który stał sparaliżowany. Fakt, sytuacja była dość nietypowa. Czerwonowłosy w końcu wybiegł. Przestałam owijać Steve'a i postanowiłam pójść w ślady mojego przyjaciela. Wiedziałam, że będę musiała tu wrócić, ale najpierw miałam kilka spraw do załatwienia.
Przeskoczyłam nad pnączami i zniknęłam w łunie poranka nad Nowym Jorkiem.
~~*~~
Pobiegłam wprost do swojego mieszkania. Mogę się założyć, że Rogers zaraz po moim wyjściu postawił całą wieżę na nogi i teraz zapewne Stark siedzi w piżamce przed komputerem i przeklina mnie za to, że palma postanowiła mi odbić o tak wczesnej godzinie. Nie zajmie mu długo namierzenie mojej lokalizacji. Wbiegłam po schodach i na górę i otworzyłam drzwi. Tak jak się domyśliłam, Josh zostawił wejście otwarte. Czerwonowłosy stal w salonie i tuptał nerwowo w miejscu czekając na moje przyjście.
-Jedź do swojej siostry. Weź motor mojego sąsiada.- wydałam krótkie polecenie i weszłam do sypialni.
-Ten czerwony?- upewnił się.
-Tak, wyjechał z dziewczyną do Paryża, więc nie będzie go w domu przez następny miesiąc. To Ci da trochę czasu.- otworzyłam szuflade i wyciągnęłam motocyklową kurtkę, którą kiedyś ukradłam. Już nawet nie pamiętam komu.
-A co z Tobą?- wziął ode mnie kurtkę, ale wcale nie zaczął jej ubierać.
-O to się nie martw. Dam sobie radę.- uśmiechnęłam się pocieszająco, choć oboje wiedzieliśmy, że jest to sztuczne. - Nigdy nie powinnam była Cię w to mieszać, przepraszam.
Josh, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu podszedł do mnie i mnie przytulił. W sumie to chyba naturalne zachowanie i gdybym miała więcej doświadczeń w relacjach między ludźmi to pewnie bym się tego spodziewała.
-Daj spokój. Tak robią przyjaciele.- uśmiechnął się do mnie. Tym razem to nie było sztuczne. Cmoknęłam go szybko w policzek.
-Jedź już, bo okaże się, że skopałam tyłek Steva na darmo.- po raz ostatni obdarzył mnie uśmiechem i wybiegł z mieszkania. Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że tak szybko umiem pakować się w kłopoty. To musi być jakiś specjalny dar.
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...