~15~

8.1K 523 30
                                    

Dla niej wyrwanie się z sierocińca, nie stanowiło żadnego problemu. Bo w końcu czy trudno jest wyjść z miejsca, gdzie nikt i tak cię nie zauważa? Raczej nie. 

Tak więc wyszła i od razu skierowała się do parku. Do miejsca gdzie czuła się najbezpieczniej. Powolnym krokiem, dwunastolatka poszła na plac zabaw, gdzie o tej porze, rodzice bawili się z dziećmi, dziadkowie zajmowali się wnukami, a opiekunki pilnowały swoich podopiecznych. Kolejny zwykły dzień. Ale nie dla niej.

Dziewczynka usiadła na ławce, niedaleko piaskownicy i przyglądała się matce, która popychała huśtawkę, na której siedziała jej córeczka. W górę i w dół...w górę i w dół...

Na zjeżdżalni było kilkoro chłopców, którzy kłócili się o to, kto pierwszy ma zjechać. Korzystając w sytuacji, najmniejszy z nich prześliznął się szybko obok i zanim ktoś zdążył zareagować, po prostu zjechał. Sprytne, pomyślała brązowowłosa. 

Nagle dostrzegła opiekunkę. To napewno była opiekunka. Mogła mieć siedemnaście, osiemnaście lat. Blondynka siedziała na ławce z telefonem w ręku i w nosie miała dobro swojego wychowanka. Jej różowy sweter odejmował jej lat, przez co wyglądała jeszcze młodziej.  Obok niej leżała cekinowa torebka. Nagle ktoś ją zawołał:

-Nancy, zobacz!- to mały chłopczyk zawołał dziewczynę z drugiego końca placu zabaw.-  Patrz na mój statek kosmiczny!

Chłopczyk, o czarnych jak smoła włosach siedział w plastikowym statku, który bujał się na wstawionej w ziemię sprężynie. Gdy malec pochylał się w przód, zabawka przechylała się do przodu, gdy jednak się cofał, statek odchylał się do tyłu.

Dziecko pomachało do swojej opiekunki i kontynuowało bujanie się. Blondynka jednak tylko spojrzała na niego przelotnie i wróciła do przeglądania zawartości swojej komórki. To jest to. 

Dziewczynka rozejrzała się by sprawdzić, czy napewno nikt nie zwraca na nią większej uwagi i przymknęła oczy, odchylając głowę do tyłu. Skup się, skup się, skup się...jeden wdech, drugi wdech, trzeci wdech...

Poczuła to. To dziwne, znajome uczucie, które z czasem polubiła. Przez jej palce przeszła przyjemna, znajoma energia. Fala ciepła, która drażniła jej skórę. Żołądek jakby wywrócił się na drugą stronę. Trwało to może poł minuty. Potem wszystko odeszło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Otworzyła oczy. 

W okół sprężyny zabawki, wyrosło pnącze. Roślina owinęła plastik tak szczelnie, że uniemożliwiła jej poruszanie się. Mały chłopiec, który siedział w statku kosmicznym zaczął płakać. Jego zabawka przestała działać.

Opiekunka zauważyła płacz swojego podopiecznego, z niechęcią odłożyła komórkę i zaczęła iść w  stronę chłopca. Dziewczynka od razu wykorzystała okazję. Zeszła z ławki i podbiegła w stronę zostawionej przez dziewczynę torebki. Wsadziła swoją drobniutką rączkę do środka i wyciągnęła z wnętrza torby różowy portfel. Schowała zdobycz do kieszeni i zanim ktoś coś zauważył pobiegła ścieżką w głąb parku. Biegła tak długo, aż nie natrafiła na swój ulubiony staw, gdzie zawsze karmiła kaczki po szkole.

Usiadła na brzegu i zaczęła liczyć pieniądze, które udało jej się dziś zdobyć. Nie było tragedii, choć zdarzało jej się zgarniać więcej. Nagle przysiadła się do niej jakaś starsza kobieta. Na początku brunetka nie zwróciła na nią większej uwagi.

-Ładne masz buciki, mała.- zagadnęła ją kobieta. Sierota spojrzała w jej stronę. Koło niej siedziała czarnoskóra czterdziestolatka. Na tyle lat przynajmniej wyglądała. Miała długie, kręcone włosy, a jej brązowe oczy patrzyły na dziewczynkę z niesamowitą łagodnością.

-Dziękuję.- odpowiedziała i schowała pieniądze do kieszeni. Ta pani była za miła. Zdecydowanie czegoś od niej chciała.

-Często chodzisz na tamten plac zabaw?- spytała.

-Czasami. Ale znacznie wole ten na 45 ulicy.- odpowiedziała i rzuciła kamieniem w jezioro. Na gładkiej tafli pojawiły się kręgi...

-Jeśli potrzebujesz pieniędzy, wcale nie musisz ich kraść. Możesz na nie zarobić.- powiedziała. Dziewczynka zwróciła na nią większą uwagę.

-Niby czym miałabym się zajmować? Nie sądzi pani, że jestem trochę za młoda?

-Och, skarbie, prowadzę pewien biznes, w którym nie ma ograniczeń wiekowych. A taka mądra i zaradna dziewczyn jak ty bardzo by się przydała...

-Sprzedaje pani narkotyki, prawda?- spytała prosto z mostu dziewczynka.

-Widzisz jaka inteligenta z ciebie dziewczynka! Obiecuje ci, że spodoba ci się ta robota. Może nawet  się z kimś zaprzyjaźnisz?

-Bardzo mi przykro, jednak myślę, że to chyba nie jest praca dla mnie i musze odmówić.- brunetka wstała i otrzepała swoje ubranie. Czarnoskóra jednak nie wyglądała na złą, bardziej na rozczarowaną.

-Mogę spytać dlaczego?- spytała tak łagodnie, że przez chwilę wydawało się sierotce, że kobieta jej współczuje.

-Nie chce zabijać ludzi. To najgorsza rzecz na świecie.

 Boskie uczucia || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz