~16~

8.3K 552 55
                                    

-Jeśli mam tu zostać na dłużej, potrzebuje tych doniczek!- wykrzyczałam na cały salon.

-Kto w dzisiejszych czasach hoduje aż tyle roślinek?- spytał mnie Stark i posłusznie postawił kwiatka na półce obok telewizora.

-Dzięki nim będę o wiele spokojniejsza, uwierz mi, to wszystkim wyjdzie na dobre.- uśmiechnęłam się do niego lekko.

-Poza tym, już niedługo ta ogrodniczka stąd zniknie. Koniec misji, koniec mieszkanka.- westchnął zadowolony Loki, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

-Wciąż nietrafione to przezwisko magik, musisz się bardziej wysilić.- odparłam. Od czasu, gdy mówię na niego per magik, czarnowłosy próbuje znaleźć mi równie wkurzającą ksywkę, która będzie jakoś nawiązywać do moich mocy. 

Gdy tydzień temu obudziłam się w hotelowym pokoju, a obok mnie spał Loki, stwierdziłam, że nadchodzi koniec świata. Obudziłam wtedy bożka i nic nie mówiąc, wyszykowaliśmy się szybko i wyszliśmy z hotelu. Loki przybrał formę tego całego Brendona, więc nikt nic nie podejrzewał. No, mówiłam. Magik. 

Stark znalazł jego komórkę i dopilnował by wysłać odpowiednie wiadomości gdzie trzeba. Coś typu: Jestem już w Nowym Yorku, spotkamy się na dniu przewozu, frajerzy. W każdym razie on się tym zajmował, ja zaś musiałam skupić się na treningu i dobieraniu następnej kiecki. Łatwizna.

-Długo jeszcze ta pizza?- spytał Loki siadając na kanapie.- Jestem głodny.

-Dzwoniłem niecałe pięć minut temu.- powiedział Tony zerkając na zegarek.- Niestety dostawca nie jest narcystycznym bożkiem z Asgardu, który umie się teleportować. Musisz chwilkę poczekać.

-Idę do siebie, zawołajcie jak przyjedzie jedzenie.- powiedziałam i zaczęłam kierować się w stronę mojego pokoju.

-A jak nie zawołamy?- spytał z uśmiechem Loki.

-Wtedy to będzie twój ostatni posiłek.- odparłam z równie szerokim uśmiechem. Weszłam po schodach i kiedy już miałam otworzyć drzwi do swojego królestwa, usłyszałam jak ktoś mnie woła:

-Venus! Masz chwilkę?- spytał Bruce i podbiegł do mnie. Odwróciłam się już trochę znudzona. Mieszkanie z bohaterami wiążę ze sobą dużo przysług, które z reguły są dość wyszukane. Ludzie nauki chyba już tak mają, że dla nich drugi człowiek może być ciekawym obiektem badań. Albo workiem treningowym. To chyba zależy od nastroju. Mam nadzieję, że Banner nie chce się bić. Źle by się to skończyło.

-Od razu mówię, że cokolwiek potrzebujesz do swojego laboratorium, nie mam pojęcia jak to wygląda. Ani jak to się wymawia. Ani do czego ma to służyć. Ani...

-Nie tu nie chodzi o "naukowe rzeczy". - mężczyzna wyraźnie się zarumienił.- Bardziej o sprawy sercowe.- podniosłam wysoko brwi. Banner i sprawy sercowe? Coś nowego.

-Zamieniam się w takim razie w słuch.- powiedziałam.

-Bo ty znasz się na kwiatach, prawda?- przytaknęłam.- Pomyślałem, że może pomogłabyś mi wybrać kwiaty dla dziewczyny...

-Znam przyzwoite miejsce. Jutro rano tam pójdziemy.- Bruce wyraźnie się ucieszył i już chciał mi podziękować, lecz musiałam zgasić jego radość.- Ale potrzebuje czegoś w zamian.

-Jasne, co tylko chcesz.- coś słabo go zgasiłam.

-Potrzebowałabym żebyś zrobił mi taką bransoletkę blokującą moce, którą nosi Loki.

-Po co coś takiego?- zdziwił się naukowiec.

-Mały eksperyment.- powiedziałam tajemniczo.- To co jesteśmy umówieni?

-Tak. Dziękuję.- rzekł Hulk i zniknął na schodach.

W końcu weszłam do siebie. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam głęboko. Nareszcie chwila spokoju.

-J.A.R.V.I.S., mógłbyś mnie poinformować, gdy przyjedzie dostawca pizzy?

-Oczywiście.- opowiedział mi komputer.

-Dzięki stary.- powiedziałam i rzuciłam się na łóżko. Nagle poczułam ostre ukłucie w przedramię.- Tylko nie teraz.- wyjęczałam.

Ból coraz bardziej się nasilał. Mocno zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Chwyciłam małe lusterko na mojej szafce nocnej i obejrzałam swoją twarz. Musiałam się upewnić. Moją całą twarz zdobiły zielone żyły, które wyglądały niczym drobna pajęczyna.

-Nie, nie, nie, nie...-zaczęłam panikować. Poczułam kolejne ukłucie w rękę, z moich ust wydobył się krzyk. Obraz przed moimi oczami stawał się coraz ciemniejszy, aż zastąpiła go zupełna ciemność. Przez chwilę byłam pośrodku niczego. Wszystko zniknęło, ból był tylko przeszłością. Nie czułam nic. A potem byłam w jakimś mieście. Stałam na środku ulicy, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Miasteczko było dosyć ubogie, zgadywałam, że to może być gdzieś w okolicach wysp Japonii. Tak przynajmniej wyglądali ludzie. W oddali zauważyłam wzgórza, a pod ich stopami małe domki. Przede mną rozciągał się widok na ocean. Wszystko wyglądało tak spokojnie. Niestety wiedziałam, że to nie potrwa długo. 

Ziemia pod nami zaczęła się trząść. Coś jakby wielki olbrzym zaczął mocno tupać. Ludzie zaczęli panikować, uciekać i krzyczeć, domy zaczęły się walić. To wszystko trwało może kilka minut. Wszystko się zawaliło. Tylko ja, stałam w centrum tego wszystkiego i chociaż to wszystko widziałam, nic z tego co się wydarzyło tak naprawdę mnie nie dotyczyło. Nie czułam wstrząsów, a pył z zawalonych mieszkań nie pokrywał mi ubrania.

Poczułam, że wróciłam do siebie. Leżałam na łóżku, z zaciśniętymi powiekami, pod którymi zebrały się łzy. Zimny pot  spływał mi po ciele. Ból w prawym przedramieniu dawał bardzo wyraźnie o sobie znać. Otworzyłam oczy i polowi usiadłam. Spojrzałam na mój zakrwawiony rękaw i ostrożnie podciągnęłam go do góry. Na wewnętrznej stronie mojego przedramienia były wypisane krwawe litery. Jakby ktoś wziął nóż i wyciął mi na skórze odpowiednie słowa. Tak to przynajmniej odczuwam. Zawsze boli tak samo.

Wzięłam telefon i wybrałam numer Josha. Po kilku sygnałach odebrał.

-Kagoshima, 28 sierpnia.- przeczytałam napis lekko trzęsącym się głosem.

-Znowu? Wszystko w porządku? Może mam przyjść?- chłopak jak zwykle zaczynał panikować.

-Nie trzeba. Po prostu przekaż wiadomość.- niemalże wyszeptałam i szybko się rozłączyłam. Podniosłam się z łóżka i poszłam  do łazienki. Ściągnęłam bluzkę i obmyłam rękę zimną wodą. Zmyłam trochę krwi z rany, lecz napis był dalej widoczny. Zabandażowałam rękę i łyknęłam kilka przeciwbólowych.

-Musisz się ogarnąć.- powiedziałam do swojego odbicia w lustrze. Wyszłam z łazienki.

-Panienko, pizza przyjechała. Reszta czeka w salonie.- poinformował mnie J.A.R.V.I.S.

-Przekaż im, że nie jestem głodna.- odpowiedziałam podchodząc do szafy i wyjmując nową bluzę. Ponownie położyłam się na łóżku. - Oby ta bransoletka zadziała.- wyszeptałam sama do siebie i zamknęłam oczy w poszukiwaniu spokojnego snu.


Dawno mnie nie było, ale im bliżej świąt tym rozdziałów będzie mam nadzieję więcej. Do zaczytania ;)

 Boskie uczucia || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz