~4~

11.1K 647 96
                                    

No i znowu w pudełku. Trzy ściany i szyba. Moi nowi przyjaciele. W sumie, jakby się uprzeć to gdzieś tam miałam plan ucieczki. Bardzo ryzykowny. Nie sądziłam, że się uda. Takie mocne dwa na dziesięć. Ale zawsze lepsze to niż nic.

-Halo! Jest tam kto!? Mam bardzo poważną sprawę!- zaczęłam machać rękami jak wariatka przed kamerą. Przez chwilę nic się nie działo. Chyba nikt mnie nie słyszy.

-Za chwilę ktoś do panienki zejdzie.- odezwał się jakiś sztywny głos. Podejrzewam komputer.

-Miło z waszej strony.- burknęłam i usiadłam znów na prowizorycznym łóżku. Czekałam. Czekałam. I wiecie co jeszcze robiłam? Stukałam palcami w kolana, ale to nieistotne, bo głównie czekałam. Podejrzewam, że kłócą się, kto ma się mną zająć.

W końcu po kilkudziesięciu minutach (tak zgaduje, bo nie mam zegarka) winda znów się otworzyła. Wyszedł z niej nie kto inny, tylko sławny Tony Stark. Ubrany w dresy i dość opinającą koszulkę, nie wyglądał na zadowolonego z bycia tutaj. Zatrzymał się przed szybą mojego nowego mieszkanka i wkładając ręce do kieszeni spytał:

-Co jest?

Uśmiechnęłam się lekko.

-Zostałeś przegłosowany, czy przegrałeś losowanie?- nie zdziwiło go moje pytanie.

-Wstyd się przyznać, ale to drugie. A teraz mów co to za sprawa. Mam dużo roboty.- westchnął ciężko. Cienie pod oczami, ogólne znudzenie i irytacja, ubrudzone dresy, najpewniej kawa, pił ją niedawno i plama jeszcze nie zaschła, zarost ciut większy niż pamiętam z telewizji, potargane włosy. Wniosek jest jeden: zmęczony, dawno nie spał. To tylko ułatwi mi ucieczkę, nie będzie spodziewał się ataku, jego czas reakcji będzie wydłużony.

-Jakby to delikatnie powiedzieć...muszę skorzystać z toalety. Z tego co widzę, tutaj nigdzie jej nie zamontowaliście. Więc błagam, zabierz mnie do łazienki.- zrobiłam minę zbitego szczeniaczka. Takiego szczeniaczka udawacza.

-Zaraz wracam. Idę po kajdanki.- zaczął kierować się w stronę windy. Niech to szlag.

-Oj no weź! Potrzebuję szybko skorzystać z toalety! Chcesz sprzątać to co tu zostanie, jeśli za raz stąd nie wyjdę? Proszę...co mam zrobić, żebyś zaufał mi choć na tyle, żeby pozwolić mi stąd wyjść za potrzebą na kilka minut?- jęknęłam.

Stark przez chwilę bił się z myślami. Mogę przysiąc, że słyszałam jego myśli "Puścić ją, czy nie puścić?" W końcu machnął ręką i znów podszedł do szyby. Nacisnął jakiś guzik na panelu, nie spuszczając ze mnie wzroku. Kawałek szyby wsunął się do skrytki na górze, dając mi przejście. Wyszłam spokojnie i stanęłam koło mężczyzny.

-Tylko bez numerów.- zagroził i łapiąc mnie za ramię zaczął ciągnąć w stronę windy. Weszliśmy do niej, zanim miliarder nacisnął przycisk z numerem piętra, złapałam go za dłoń. Spojrzał na mnie zdziwiony.

-To nic osobistego.- uśmiechnęłam się i zanim zdążył zareagować złapałam go za głowę i uderzyłam nią w ścianę windy. Padł na ziemię nieprzytomny. To jedna z najbardziej przydatnych umiejętności: jak uderzyć, żeby nie zabić, ale zneutralizować. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wcisnęłam guzik z cyfrą zero. Może jednak się uda...Mogę się założyć, że potraktowali mnie trochę lekceważąco. Błąd.

Jadąc w górę nie mogłam się powstrzymać i przeszukałam bruneta. Znalazłam portfel i wyjęłam z niego kilka stówek. Bez żadnego wyrzutu. Nie zubożeje. Telefon mi raczej nie potrzebny, łatwo go namierzą. Chociaż...można to wykorzystać. Schowałam urządzenie do kieszeni w chwili, gdy drzwi windy ponownie się otworzyły. Przede mną był elegancki korytarz. Na ścianach wisiały jakieś obrazy, a od drzwi do urządzenia, w którym stałam rozłożono czarny dywan, który komponował się idealnie z  bielą podłogi i ścian. Pobiegłam do nich po czym pchnęłam ich szklaną powierzchnię. Ustąpiły bez problemu. Wolność! No super. Tylko co teraz?

Dobra, myśl. Najpierw telefon. Zaczęłam biec w dół ulicy. Tłum ludzi, który jak zwykle się gdzieś spieszył, nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Cały Nowy Jork. Każdy zajmuje się tylko sobą. Skręciłam w lewo, biegłam dalej. Przeleciałam jak rakieta przez ulicę, unikając o włos zderzenia z taksówką. Ponownie skręciłam w lewo, biegnąc ile sił w nogach. W końcu znalazłam się kilkaset metrów od szkoły. Stanęłam pod sklepem, po przeciwnej stronie ulicy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę...za chwilę powinien być dzwonek. Gdy w końcu usłyszałam upragniony dźwięk, tak jak się spodziewałam, przed szkołę wyszła elita facetów. Wiecie, takie licealne gwiazdy, głównie sportowcy. Przebiegłam przez ulicę, podchodząc do nich.

-No cześć mała.- mocno się powstrzymałam, żeby nie powiedzieć, co jest małe moim zdaniem.

-Mam coś dla was.- powiedziałam wyciągając nowoczesny telefon miliardera.- Możecie go opchnąć w szkole za niezłą sumkę, mi nie jest potrzebny.

-Gdzie haczyk?- spytał jeden z nich.

-Nie ma. Serio. Powiedzmy, że muszę się go pozbyć. To niezła okazja. To nowoczesne i drogie cacko. Chcecie czy nie?- pomachałam im komórką.

-A umówisz się ze mną?- blondyn z ciemnymi oczami uśmiechnął się do mnie cwaniacko. Prychnęłam.

-Niezła próba, młody.- powiedziałam wciskając mu do ręki telefon. Odbiegłam tak szybko jak się dało.
Zapytacie pewnie: Czemu szkoła?
Cóż, tylko tam są tacy debile, że przyjmą telefon od nieznajomej.

Zrzuciłam po drodze kurtkę i zwolniłam. Jeśli będą przeszukiwać monitoring, a napewno to zrobią, to trudniej będzie mnie rozpoznać. Szłam już normalnie, wciąż przeciskając się między ludźmi. Przy przejściu dla pieszych odezwał się mój żołądek, upominając się w końcu o coś do jedzenia. Nie jadłam nic od wczoraj. Właściwie to od przedwczoraj.

-Dobra, zaraz się coś znajdzie...- mruknęłam sama do siebie i weszłam do pierwszego lepszego sklepu. Szybko kupiłam dwie słodkie bułki z czymś tam w środku (nie obchodziło mnie za bardzo, co sprzedawczyni pakuje mi do papierowej torby) i kawę mrożoną w jednym z tych kolorowych kubeczków. Po tych drobnych zakupach, które ufundował mi szanowny pan Stark, poszłam do Central Parku. To szczerze powiedziawszy moje ulubione miejsce w mieście. Gdy tylko znalazłam się blisko drzew, krzewów i kwiatów ogarnęło mnie uczucie jakiego dawno nie czułam. Radość. Te wszystkie rośliny najwyraźniej były szczęśliwe w tym miejscu, co również udzieliło się mojej osobie. Mijałam biegaczy, rodziny na spacerze, zakochane pary z uśmiechem na twarzy i bułką w ręce. Na chwilę wszystkie problemy zeszły na drugi plan. Usiadłam na ławce kończąc pierwszą bułkę. Otworzyłam kawę i wyjęłam następny smakołyk.

-Przepraszam, ma może pani zegarek, zostawiłem telefon w domu i...- gdy odwróciłam głowę i moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem mężczyzny zatkało go. Mnie również. Przede mną stał Clint Barton w stroju biegacza i butelką wody w ręce.

-Nie powinnaś być w wieży...przecież...- najwyraźniej bardzo zaskoczył go mój widok.

-Niech to szlag...- wymamrotałam i oblewając go kawą po twarzy dla odwrócenia uwagi, wzięłam nogi za pas. A było już tak blisko!

Do zaczytania ;)

 Boskie uczucia || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz