Nie wytrzymam tu dłużej. Cały dzień siedzę w domu, ślęcząc przed komputerem i zajmując się pracą. Mój krzyż woła o pomstę do nieba. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest 22: 30. Zważywszy na fakt, że od rana nic nie jadłam, postanowiłam wyjść do sklepu po coś zjadalnego. Niestety w mojej lodówce już nie ma takich luksusów. Na dworze zaczęło robić się już chłodno i ciemno, więc zmieniłam spodnie na czarne rurki, nałożyłam czarną ramoneskę na szarą bluzę i przeszłam do przedpokoju. Szybko wcisnęłam na nogi czarne trampki, schowałam portfel i włożyłam do uszu słuchawki. Zamykając drzwi, założyłam kaptur na głowę, tak na wszelki wypadek. Ostrożności nigdy za wiele.
Noc w Nowym Jorku jest dość charakterystyczna. Porządni obywatele idą spać, a na zewnątrz wyłażą całe tabuny potomków diabła. Narkomani, dilerzy, złodzieje, zabójcy, prostytutki...długo by wymieniać. Przerażające jest to jak to głupie społeczeństwo się dzieli: na tych dobrych i tych złych. Łatwo kogoś oceniać, w ogóle go nie znając. Dlatego pokazują się tylko w nocy, bo wtedy ich twarze i zamiary zakrywa mrok. Coś o tym wiem.
Szłam kamiennym chodnikiem, mijając wystawy zamkniętych już sklepów. Wzrok cały czas miałam utkwiony w moich trampkach. Muzyka, która nieustannie grała w białych słuchawkach, kierowała rytmem mojego marszu. Myślami błądziłam koło jedzenia, które mam zamiar kupić, gdy nagle zatrzymałam się gwałtownie. Poczułam ukłucie w okolicach brzucha i byłam pewna, że to nie jest oznaka głodu. Zaczęło ogarniać mnie znużenie i smutek. Powiedziałabym rozpacz.
Wiedziałam, że to nie jest normalne. To dziwne uczucie, które zwykłam nazywać "wołaniem o pomoc" powtarzało się już niejednokrotnie. Rozejrzałam się dookoła, szukają źródła tego dziwnego impulsu. Mój wzrok zatrzymał się na jednej z wystaw sklepowych. Za szklaną szybą, znajdowały się różnego rodzaju kwiaty, jedne w wazonach, inne w doniczkach.
Kwiaciarnia pomyślałam. Jednak pośród róż i słoneczników zauważyłam małą, zwiędłą roślinkę w brązowej doniczce. Stała w samym rogu wystawy, zapomniana. Jej niegdyś zielone liście zaczęły już blaknąć, a sucha ziemia w pojemniku zdradzała jej pragnienie. Najwyraźniej właściciel, musiał ominąć ją podczas podlewania swojej wystawy.
Teraz już byłam pewna. To ona wołała o pomoc.
Loki
Widok asgardzkiego nieba, mimo swojego piękna, stawał się już dość nudny. Dziwne, skoro oglądam go dopiero od kilku dni. Siedząc w zamkowej celi, miałem mnóstwo czasu na przemyślenia i postanowiłem zmienić taktykę. Jeśli wszyscy uwierzą w to, że więzienie rzeczywiście mnie czegoś nauczyło, to łatwiej będzie mi przejąć władzę. Przekonanie Thora o mojej zmianie i resocjalizacji było dziecinną igraszką. Jego naiwność jest wręcz zabawna. Tak strasznie pragnął dobrego brata, że wystarczyło mu napomknąć o tym, jak to strasznie żałuje zamachu na to nędzne, miasto, a od razu poleciał do Odyna, by ten mnie uwolnił. Mimo podejrzeń Wszech- ojciec, również zdawał się wierzyć, że obudziła się we mnie choć krztyna ludzkiej przyzwoitości. Uśmiechnąłem się na myśl o ich głupocie.
Jednak to właśnie dzięki niej mam większą możliwość na osiągnięcie mojego celu. Z celi byłoby to trochę kłopotliwe. Wiem jednak, że przez pewien okres Odyn będzie mnie uważnie obserwował. Dlatego tym razem muszę dobrze wszystko przemyśleć. Zanim dojdę do części ze szpiegowaniem, planowaniem i wcielaniem tych zamiarów w życie, muszę trochę poudawać syna marnotrawnego.
W tej chwili potrzebuję jednak trochę rozrywki. Już dawno odkryłem, że z żołnierzami na plecach, którzy towarzyszą mi ilekroć wychylam głowę z komnaty, jest strasznie męcząco. Tylko za co by się zabrać....już wiem. Ciekawe co słychać u naszych drogich obrońców Ziemi?Uśmiechnąłem się na te myśl i czym prędzej utworzyłem mały portal na Midgard. Wskoczyłem do niego i już po chwili siedziałem na parapecie wysokiego wieżowca. Nałożywszy zaklęcie, które sprawiło, że stałem się niewidoczny, zajrzałem do salonu Avengersów.
Nasz drogi miliarder siedział, na zapewne drogiej kanapie, popijając bursztynowy trunek. Koło niego była jeszcze rudowłosa kobieta i ten ich cały łucznik. Na szklanym, okrągłym stole siedział pan Banner, który nerwowo wycierał okulary o skrawek koszuli. Coś się święci. Wszyscy wyglądają na zirytowanych. Nagle do sali wpadł Kapitan. Oj będzie się działo.
-Macie coś? - spytał.
-Nie.- odparł Hulk.
-Przecież Wam mówiłem, że to nic nie da. Nie pierwszy raz próbuje go namierzyć. -Stark dopił zawartość szklanki i odstawił ją na stół.
-Dziwna sprawa.- mruknął Clint.
-Ktoś od ponad roku, wysyła nam wiadomości o trzęsieniach ziemi, które mają się wydarzyć, a my nawet nie wiemy kto to jest.- rzekł zrezygnowany Kapitan i usiadł koło swoich przyjaciół. Czułem, że robi się coraz ciekawiej.
-Jak niby twoim zdaniem mamy znaleźć tego kogoś, skoro wysyła nam listy?- zaatakował go Stark. - Uprzedzając twoje pytania, wpadłem na pomysł żeby je sprawdzić. Zero odcisków palców. Charakter pisma, również nic nam nie mówi, wiadomości są napisane drukowanymi literami.
-Dobra, zluzuj majty...- uspokajała go Rosjanka.
-Ciekawi mnie jedynie skąd ten ktoś zna dokładny czas,datę i miejsce katastrof. -Banner wstał i poszedł do barku nalać sobie trochę alkoholu.
-Też się nad tym zastanawiam...- Rogers westchnął. - W każdym razie, dzięki niemu ocaliliśmy wiele osób. Kimkolwiek jest, powinniśmy być mu wdzięczni.
- Czyli możemy już przestać testować ten marny kawałek papieru? -spytał z nadzieją Iron Man.
-Tego nie powiedziałem. Fury kazał go znaleźć, sądzi, że może mieć jakiś związek z tymi trzęsieniami Ziemi. Więc szukaj dalej. Dobranoc.- Steve zniknął na schodach, zapewne kierując się do sypialni.
Czyli nasi Mściciele mają problem z kolesiem, który informuje ich o trzęsieniach ziemi? Intrygująca sprawa. Ciekaw jestem, jak im pójdzie. Skoro przez rok nie posunęli się nawet o krok naprzód, to marne szanse, że znajdą winowajcę.
Usiadłem na parapecie i zacząłem wpatrywać się w światła budynków. Niechętnie przyznaję, że to miła odmiana. Oglądając Nowy Jork nocą, poczułem coś dziwnego. To była fala energii. Jakaś uwolniona, nie do końca kontrolowana moc, która zaczęła rozprzestrzeniać się po całym mieście. Skupiłem się i postarałem teleportować się do źródła energii.
Po kilku sekundach siedziałem na dachu jakiegoś niskiego budynku. Ulice w tej części miasta były zupełnie ciemne i puste. W oknach nie paliło się światło, a na około panowała zupełna cisza. Jednak przy jednej z wystaw sklepowych stała postać. Po jej figurze wnioskuję, że to kobieta. Miała na sobie czarne spodnie i tego samego koloru skórzana kurtkę. Spod szarego kaptura wystawał kosmyk brązowych włosów.
Wyglądałaby całkiem zwyczajnie, gdyby nie to, że jej prawa dłoń spoczywała na szybie. Spod jej palców można było zauważyć zielone światło, które świeciło bladym blaskiem. Więc to ona jest źródłem energii, którą poczułem. Przeskoczyłem na budynek obok by lepiej jej się przyjrzeć.
Dopiero teraz zauważyłem, że stoi przed kwiaciarnią, a przedmiotem jej zainteresowania są rośliny na wystawie.
Nie wiem jak, ale sprawiła, że roślinka w jednym z rogów, rozrosła się w kilkanaście sekund. Z małego chwasta stała się pięknym kwiatem. Postać gwałtownie oderwała dłoń od szyby, po czym sprawdziła czy nikt jej się nie przyglądał. Gdy upewniła się, że nikt nie wiedział jej czynu ruszyła dalej pustą ulicą.
Ciekawe. Muszę się dowiedzieć co to za dziewczyna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że przedostanie się z planety na planetę nie jest takie łatwe jak tutaj opisałam, ale postanowiłam nagiąć trochę ten aspekt na potrzeby opowiadania. Mam nadzieję, że to nie problem ;)
Do zaczytania ;)
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...