Z czasem jak dorastała, zaczęła znikać coraz częściej. Jej eskapady nigdy dla nikogo nie stanowiły problemu. Jednak coś się zmieniło. Stara opiekunka, która już nie nadążała za większą grupką, przeszła na emeryturę. W jej miejsce pojawiła się młodziutka i dobra kobieta, która za byle co rozdawała cukierki i lizaki. Dziewczynka zastanawiała się często, skąd ona ma pieniądze na te wszystkie słodycze.
Jednak to nie łakocie stanowiły problem. Młodziutka opiekunka była bardzo staranna. Pilnowała wszystkich dzieci wzorowo, niczym prawdziwa matka, czuwająca nad własnymi dziećmi. To stanowiło problem dla dziewczynki. Jej całe życie to była ulica. Tam miała znajomych, źródło utrzymania i wiele rozrywek, które w domu dziecka nie byłyby tolerowane. Tam, mogła być sobą. Nikt nie patrzył na nią krzywo i nie wyzywał od dziwolągów. Bo tam, prawie nikt jej nie znał.
Przy pierwszej próbie wyjścia, została przyłapana i dostała szlaban. Musiała siedzieć z resztą dzieci w budynku i patrzeć na ich zabawy. Na zewnątrz padało. Krople deszczy biły w szybę, próbując dostać się do środka. Brunetka siedziała przy oknie i rozmyślała o tym, ile rzeczy mogłaby teraz robić, gdyby nie ta kara.
-Mogę się dosiąść?- pewien brunet podszedł do niej z nieśmiałym uśmiechem. Pamiętała go.
-Po co pytasz, skoro i tak masz zamiar to zrobić?- czternastolatka wzruszyła ramionami. Chłopak usiadł na krześle naprzeciwko.
-Jestem Tyler.- przedstawił się i wyciągnął do brunetki rękę. To ten sam chłopiec, który kiedyś stanął w jej obronie.
-Wiem.- uśmiechnęła się lekko.- Co cię do mnie sprowadza?
-Siedziałaś tak sam, więc pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo.- wzruszył ramionami.- Chcesz?- wyciągnął z kieszeni cukierka w czerwonym opakowaniu. Dziewczynka przez lata nauczyła się ostrożności. Już wiele razy dała się nabrać na pozornie miłe uczynki. We wszystkim widziała zagrożenie. Lecz tym razem, coś podpowiadało jej, że Tyler ma dobre zamiary. Wzięła od niego zawiniątko.
-Ile masz lat?- spytała.
-Piętnaście. Ty masz czternaście, prawda?- wyciągnął z kieszeni talię kart i zaczął się nią bawić.
-Zgadza się. Długo tu jesteś?
-Odkąd pamiętam.- odrzekł ponuro.
-To tak jak ja.- brunetka czuła się przy nim coraz bardziej swobodnie.
-Chcesz zagrać?- spytał rozkładając karty. Tak naprawdę wcale nie czekał na jej odpowiedź.
-Nie umiem, musiałbyś mi pokazać jak grać.- rzekł, patrząc jak chłopak zwinnie rozkłada talie.
-Nauczę cię nie tylko grać. Pokaże ci jak wygrywać.- uśmiechnął się i podsunął jej część kart.
Coś było w tym chłopaku. Coś tajemniczego, ale dobrego. Powód, dla którego przysiadł się do niej tamtego wieczora wciąż męczył brunetkę. Nie znajdywała żadnego sensownego wyjaśnienia tej sytuacji. Na co liczył? Czego oczekiwał? Nie miała pojęcia.
Ale jedno wiedziała na pewno. Właśnie w tamtej chwili, coś się rozpoczęło. Coś, co z początku było piękne, z czasem stało się jej największym koszmarem. Jeden dzień, a tak namieszał w jej życiu.
Gdy dorosła, zdała sobie sprawę, że tamtego dnia, nigdy nie trzeba było zgadzać się na towarzystwo. Szczególnie jego.
Króciutki, wiem. Następny powinien pojawić się niedługo.
Do zaczytania ;)
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...