~19~

8.5K 507 46
                                    


Po tym wszystkim, Avengersi patrzyli na mnie z trochę większą nieufnością. Przynajmniej niektórzy. Po Tony'm spłynęło to jak po kaczce, oczywiście nie byłam zbytnio zdziwiona. Thor jakby mnie trochę rozumiał. W końcu pochodził ze świata, w którym dzieją się takie dziwne rzeczy. Clint wydawał się bardziej rozczarowany niż zły czy podejrzliwy. Chyba myślał, że uważam go za godnego zaufania i z każdym problemem do niego polecę. No cóż, lubię Bartona i to bardzo, ale musi przyjąć do wiadomości, że o tej sprawie wolałam nie rozmawiać z nikim.

Natasha obserwowała mnie za to bacznie. Jakby myślała, że ukrywam coś więcej. Taka już chyba natura tajnych agentów. Steve zdawał się podzielać się jej obawy, lecz u niego negatywne emocje były mniej widoczne. Co za ironia.

Bruce przyglądał mi się z niemałym zainteresowaniem, tak jakby chciał mnie zapytać o jakieś testy czy badania, ale bał się poruszać ten temat. Słusznie, odmówiłabym.

Jedyną osobą, która denerwowała mnie niemiłosiernie (i tu chyba nikogo zbytnio nie zaskoczę) był Loki. Znałam go już na tyle, że ten uśmiech, którym obdarzał mnie za każdym razem gdy się widzieliśmy był szyderczy. Nie wiem,co go tak bawiło. Ale przysięgam, kiedyś mu przywalę. Tak mu obiję buźkę, że jego własny brat przestanie się do niego przyznawać. A nie, przepraszam. Zapomniałam. "Thorze, przecież nie jesteśmy braćmi", "Możesz przestać mówić do mnie w ten sposób?, "Wcale nie jestem twoim bratem, zrozum to w końcu". Kiedyś normalnie nich oszaleję. Codziennie rozprawiają kwestię swojego pokrewieństwa,co jest najbardziej wkurzającym i zarazem niezręcznym punktem dnia. Oszaleć można.

Jakby tego było mało, dzisiaj wypada dzień dokończenia naszej operacji z Hydrą. Gorszego momentu na kłótnie z bohaterami nie mogłam sobie wybrać.

Przeze mnie przygotowania do tej akcji zeszły ostatnio na drugi plan, więc wszyscy  uwijamy się po łokcie na ostatnią chwilę.  Brendon siedzi u nas w piwnicy już sporo czasu, lecz wciąż milczy jak grób. Podziwiam jego determinację. Serio.

-Masz moją spluwę?- weszłam do pracowni Starka. Co prawda broń miał mi wybrać Clint, lecz z niewiadomych dla mnie powodów zostawił ją właśnie u Tony'ego.

-Jasne. Leży na blacie.- odpowiedział mi miliarder, który jak zwykle coś tam majsterkował. Że też to mu się nigdy nie nudzi...

-Dzięki.- odparłam krótko i wzięłam ze stołu czarne pudełko.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Może się zrobić niebezpiecznie...

-Pewnie, że chce. Sama się przecież do tego zgłosiłam.- skierowałam się powoli do wyjścia.- Zresztą, i tak nie mam nic do stracenia.

Wyszłam z warsztatu z przedziwną refleksją: jeśli zginę, nikt nie będzie za mną specjalnie płakał. Nigdy nie myślałam o samotności w ten sposób. Chyba czas znaleźć sobie jakiś przyjaciół.

~~*~~

Wieczorem wszyscy jeszcze raz siedzieliśmy w salonie. Byliśmy już prawie gotowi. Ubrałam czerwoną, krótką sukienkę, która znacznie ograniczała moje możliwości chodzenia. Na to ubrałam drogie futro z długim rękawem. Jak już szaleć to szaleć. Buty, perukę i soczewki wykorzystałam z poprzedniej przebieranki. Było mi w tym strasznie niewygodnie. Jestem typem dziewczyny, która raczej woli  chodzić w dresach. Albo chociaż w spodniach. Jakby tego było mało, broń przyczepiona do mojej futrzanej kurtki wbijała mi się w plecy podczas siedzenia. 

-...Clint będzie was osłaniał, Natasha i ja będziemy w pobliżu, a Thor i Tony będą kontrolować sytuacje z samochodu kilka przecznic dalej i przylecą w razie problemu. Wszystko jasne?- modliłam się, żeby już przestał gadać. Przez to jeszcze bardziej się stresowałam. Powtarzanie tego samego kilka razy, wcale nie sprawi, że wykonam zadanie perfekcyjnie. W takich akcjach zawsze coś pójdzie niezgodnie z planem.

-Możemy już iść? Nasza gwiazda wieczoru chyba się trochę denerwuje.- złośliwie zauważył Loki z tym swoim głupim uśmiechem.

-Oj, nie schlebiaj mi tak magik, przecież to ty będziesz dziś najbardziej lśnić.- odgryzłam się ze stoickim spokojem. Jezu, chciałabym mieć to już za sobą. Zaraz chyba zwariuje.

-Wydaje mi się, że takie kłótnie nie są najlepszym wyjściem tuż przed akcją. W której macie ze sobą WSPÓŁPRACOWAĆ.- zaznaczył Kapitan i skierował się do wyjścia.

Wszyscy posłusznie podreptaliśmy za nim. Poszliśmy do garażu, gdzie Loki i ja, wsiedliśmy do wybranego wcześniej samochodu.

-Jaką mam gwarancję, że jeśli zrobi się gorąco, po prostu mnie nie zostawisz?- spytał mnie nagle bożek.

-Z ust mi to wyjąłeś.- wymamrotałam i zapadłam się bardziej w fotel samochodu.

~~*~~

Kiedy dojechaliśmy do celu, wszystko zaczęło przebiegać zgodnie z planem. A jak rzeczy przebiegają zgodnie z planem, może to oznaczać tylko dwie opcje. Pierwsza: przeciwnik wie o twoim planie i na końcu zostaniesz mocno udupiony.

Albo druga: Przeciwnik nie ma pojęcia o twoim planie, ale i tak na koniec coś się zdupczy. Los to podły i fałszywy sprzymierzeniec, prędzej czy później szalka szczęścia i pecha się wyrównają.

Gdy weszliśmy do hangaru, sprzedaliśmy im niezłą bajkę o tym, że rzeczywiście jesteśmy tymi, za których się podajemy. Nie było to trudne, wziąwszy pod uwagę multum informacji, jakimi dysponowaliśmy. Wynajęty przez Hydrę gang początkowo nie był do mnie pozytywnie nastawiony, jednak mój towarzysz zapewnił ich, że wszystko co się wydarzy w tym pomieszczeniu, zostanie tajemnicą. Oczywiście wplótł w swoje oświadczenie kilka gróźb.

Potem sprawdziliśmy czy wszystko się zgadza. Tego akurat nie wiedzieliśmy, więc po prostu Loki rzucił okiem na towar i przytaknął. Odsunęliśmy się na bok i czekaliśmy, aż wozy zaczną odjeżdżać. Jednak nic takiego nie nastąpiło. To był ten moment kiedy zaczęłam obawiać się trochę o skuteczność naszego planu.

-Powiedziano mi, że zanim transport ruszy, masz mi coś do powiedzenia.- odezwał się do bożka szef gangu. Szlag by to.

-To znaczy?- spytał z wyższością Loki, ukrywając swoją niewiedze i zakłopotanie.

-Hasło.-warknął na niego mężczyzna, który zaczął coś podejrzewać.

-Tego nie było w dokumentach.- Stark odezwał się w naszych słuchawkach. No tak. Mogliśmy się domyśleć, że część informacji zostanie podana ustnie. Jednak ta Hydra wcale nie jest taka głupia.

-Improwizujcie, zaraz wchodzimy.- rozkazał Kapitan. Delikatnie szturchnęłam zielonookiego.

-Potrzebne ci jakieś głupie hasło? Nie wiesz kim jestem?- zaczął gniewnie bożek.

-Takie procedury. Albo podasz hasło, albo każe was rozstrzelać.- ponownie warknął na niego zdenerwowany mężczyzna.

-Misiaczku, podaj mu to hasło, bo ten pan zaczyna mnie przerażać.- pisnęłam do Lokiego i trochę mocniej go szturchnęłam, dając mu tym samym znak, żeby lepiej szybko coś wymyślił, bo zaraz ja go rozstrzelam.

-Spokojnie, ten pan tylko żartuje. Nie zrobi nam krzywdy, bo on i jego cała rodzina drogo za to zapłacą. Hydra o to zadba.- Loki mierzył się wzrokiem z tym kolesiem. Trwało to dłuższą chwilę, a ja już wiedziałam, że to przegraliśmy.

-Nie jesteś tym, za kogo się podajesz, pięknisiu.- wycedził mu to prostu w twarz.- Brać ich!- krzyknął na swoich ludzi.

Tak jak mówiłam. Zdupczyło się.


Siemanko! Wiem, że obiecywałam rozdział trochę wcześniej, ale Zakopane to nienajlepsze miejsce na pisanie rozdziałów. W szczególności, gdy kierownik wycieczki co chwile gdzieś cię ciąga. Ale już wróciłam, więc postaram się dodawać następne rozdziały częściej.

Do zaczytania ;)





 Boskie uczucia || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz