Typowy wtorek- Venus siedząca przed telewizorem objadająca się resztkami z wczorajszej kolacji, żelkami i coca- colą. Kiedy zbliżają się te znienawidzone krwawe dni, mam zachcianki niczym kobieta w ciąży. Szkoda, że faceci nie maja takich problemów, przyjemnie by się patrzyło jak oni znoszą to cierpienie.
-Na twoim miejscu nie napychałbym się tak. Nie wiesz, że od tego grubnie?- Tony stanął przed ekranem zasłaniając mi widok na najnowszy odcinek "Lucyfera".
-Nawet jeśli zgrubne, to i tak będę bardziej atrakcyjna od ciebie.- odgryzłam się Starkowi.
-Chciałabyś.- prychnął.- Mam dla ciebie robotę. Zainteresowana?
-To się okaże.- zachęciłam go do mówienia.
-Koleżanka Pepper, bardzo martwi się o swoją córkę. Twierdzi, że ostatnio bardzo się zmieniła i wpadła w dość niecodzienne towarzystwo...
-I mam ustalić jakie to towarzystwo.- domyśliłam się.
-Tak, Pepper poprosiła mnie, żeby przekonał cię do pomocy. Jej koleżanka naprawdę bardzo się troszczy o swoje dziecko i nie chcę, żeby stała jej się krzywda.- wyjaśnił.
-A ty, jako przykładny pantofel, postanowiłeś wykorzystać mnie, żeby uszczęśliwić swoją dziewczynę.- powiedziałam z lekkim uśmiechem, wkładając kolejnego żelka do buzi.
-Coś w tym rodzaju.- powiedział. Moja uwaga nawet go nie tknęła.
-Jak długo mam ją śledzić?- spytałam.
-Aż nie ustalisz czegoś konkretnego.- rzekł, wyjmując z kieszeni kluczyki od samochodu.- Będą płacić ci pół tysiąca od dnia.
-Po co mi te kluczyki?- spytałam gdy wręczył mi przedmiot.
-Ponieważ zaczynasz od teraz.- uśmiechnął się i skierował kroki w stronę windy.
-Jestem jedynym detektywem, jakiego znasz?- krzyknęłam za nim domyślając się, że nie miał nikogo innego, kto zgodziłby się mu pomóc po znajomości.
-Nie. Jesteś najlepszym detektywem jakiego znam.- uśmiechnął się i zjechał na dół. Ta, akurat.
Wstałam z kanapy i poszłam na górę, po swoje rzeczy. Ubierając króciutkie glany, dostałam sms od Tony'ego, w którym przysłał mi szczegóły potrzebne do śledztwa. Zabrałam trochę swojego sprzętu (połowę tego "pożyczyłam sobie" z pracowni Starka) i włożywszy wszystko do torby, założyłam katanę. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Czego tam znowu...- mruknęłam sama do siebie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stał w nich Loki, który ubrany w czarne dżinsy i tego samego koloru koszulkę, wyglądał na dość znudzonego.
-Porobimy coś?- spytał, a ja przewróciłam oczami.
-Wybacz, ale dostałam zlecenie. Muszę iść.- minęłam go, po czym zamknęłam drzwi od pokoju na klucz.
-To świetnie, mogę ci pomóc.- zauważyłam, że rozkazy, zaczęły zmieniać się czasem w propozycje, co dobrze o nim świadczyło.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Teoretycznie, dalej ma zakaz opuszczania wieży, a coś czuje, że będzie mi bardziej przeszkadzał, niż pomagał.
-No nie wiem.- powiedziałam drapiąc się po karku.
-Całymi dniami siedzę w tej przeklętej szklanej pułapce! Zwariuje, jeśli spędzę choć jeszcze kilka godzin w tym zamknięciu.- zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym popatrzył na mnie niczym mały kotek. Wiedziałam, że bierze mnie na litość i może gdyby nie fakt, że nie lubię kotów, jego słodkie oczka by na mnie podziałały. Choć z drugiej strony, rozumiałam, że nuda go zabija.
CZYTASZ
Boskie uczucia || Loki
FanfictionNowy Jork. Miasto wyzwań, spełnionych marzeń, sukcesów i...bohaterów. Do pary brakuje tylko złoczyńców. Ale nie martwcie się, jest ich tutaj dość sporo. Granica między jednym, a drugim jest wbrew pozorom dość mała. Sama wiem to najlepiej. Nowe mia...