Rozdział 38

84 4 0
                                    


Minął już trzeci tydzień odkąd mamy ograniczone kontakty ze sobą. Siedziałam w prywatnych komnatach mojego ojca.

- Ojcze tak to nie może być dalej. Jak ja mam opanować moją moc?

- Drops twierdzi, że dosyć potrafisz.

- Tak on sądzi, a ty ?

- Uważam, że skoro potrafisz kształtować twoją wyobraźnią rzeczy które zamierzasz uczynić nie potrzeba ci nauczyciela np. takiego jak Lindir. Dyrektor obawia się o Hogwart, bo taka potęga jaka drzemie w tobie nie ma nawet w 1/8 jak ty po prostu nawet nie może się z tobą porównywać. Magia jaką my czarodzieje się posługujemy jest niczym kropla w morzu twoich możliwości.

- Rozumiem... moja moc jest zagrożeniem dla was.

- Eller- przysiadł do mnie bliżej najwyraźniej widząc, że nachodzą mnie złe myśli- dla mnie zawsze pozostaniesz moją córką choćbyś posiadała nie wiadomo jaką potęgę i stwarzałaby dla mnie niebezpieczeństwo, zawsze pozostaniesz moją córką niezależnie od wszystkiego co się wydarzy.

Cieszyłam się jak mi to powiedział. Niby taki jak go nazywają uczniowie nietoperz z lochów. Zimny, bez skruchy i uczuć z maską nieskrywających żadnych oznak współczucia. Robi takie wrażenie to prawda, ale nie dlatego, że tak chce, on taki już jest przez swoje doświadczenia które nabył w życiu. To one go takim uczyniły. Ale jednak jest inny jeśli chodzi o córkę. Znika tamten nietoperz a pojawia się Severus Snape. Ten ukryty daleko w najgłębszych zakamarkach jego serca.

- Wiem jak ci jest ciężko nie rozmawiać z nimi w ogóle z Lindirem...

- Lindir się nie liczy. Faktycznie jest zapatrzony w siebie.

Mistrz Eliksirów popatrzył na mnie z zaciekawieniem ale nic nie powiedział.

- No dobrze ale jednak jest ci być może ciężko bez kontaktu z nimi. 

- Tak jest ale nie chce dłużej czekać aż dyrektor namyśli się zwolnić nas z kary, bo to Lindir tylko zasługuje na nią. - mówiąc to wpatrywałam się w kominek i kształtowałam ogień w różnorodne kształty. Lubiłam się trochę odprężyć dzięki takim małym zabawom, a jednak ćwiczyłam kontrolę nad mocą.- Dziwny się zrobił ostatnio. Nerwowy jakiś coś go trapi. Czułam to jak byliśmy u niego w gabinecie. Jego myśli były pogrążone w chaosie. Jak myślisz co mogło go tak wytrącić z równowagi?

- Nie wiem, ale zgodzę się dziwnie się zachowuje. Często go nie ma a gdy wraca jest jakiś nieobecny. Nigdy go takiego nie widziałem. Mówisz, że jego myśli krzyczały jak mogłaś to słyszeć wkradłaś się do jego myśli?

- Nie to jak teraz ze mną rozmawiasz tak jego myśli słyszałam. Często je słyszę gdy ktoś intensywnie myśli lub coś odczuwa. Wśród uczniów jest tego sporo więc nie brakuje mi wrażeń. Można usłyszeć o czym myślą, czym się martwią...

- A z jego myśli coś zrozumiałaś?

- Tak... Martwi się o pewnego bliskiego przyjaciela... bardzo bliskiego...

- Yhym chyba wiem o  co chodzi.... Ale to między nami...



* Haldir*

W ten dzień postanowiłem po lekcjach pójść nad jezioro poćwiczyć trochę moją sprawność fizyczną. Już długo nie ćwiczyłem. Przez szkołę zaniedbałem swoją kondycję. Tylko czary, eliksiry i inne pierdoły. Jestem urodzonym strażnikiem. Powinienem stać na straży granic Lothlorien.  

Wyjąłem z pochwy mój miecz. Był lekki ale wytrzymały. Wykuty z najlepszej stali. Jest to dar od Celeborna. Na jego ostrzu odbijało się zachodzące słońce. Nie ma to jak uczucie trzymanego miecza w dłoni. 

Skierowałem się do zrobionej przeze mnie kukły. Zacząłem wykonywać kombinacje ruchów uderzając raz po raz w kukłę. Musiałem się na czymś wyładować. Brakowało mi dawnych zwiadów - uderzenie- brakowało mi walk pomiędzy orkami- uderzenie- brakowało mi wspólnych żartów i wspólnego spędzania czasu z braćmi i przyjaciółmi- mocniejsze uderzenie- brakowało mi dawnego życia- jeszcze mocniejsze uderzenie- brakowało mi Ellerin! 

Kukła się roztrzaskała.

Upadłem na kolana zrozpaczony tym co się ze mną działo.

Nagle tuż nad moja głowa przeleciało zaklęcie. Gdybym nie upadł byłbym martwy. Rozejrzałem się dookoła i dostrzegłem czarne materie które zbliżały się z niesamowitą prędkością w moją stronę. Nie czekając chwyciłem mój miecz i pobiegłem w stronę bariery chroniącej Hogwart. Śmierciożercy doganiali mnie z każdym przebiegniętym metrem. Nie miałem szans na ucieczkę. Jaki byłem głupi nie pilnując otoczenia. Odwróciłem się i rzuciłem zaklęciem w sługę, który był na czele. Biegłem dalej, może mi się uda wpaść na czas na chroniony teren. Wbiegłem w las i manewrowałem jak mogłem między drzewami aby spowolnić ich pościg.  Miałem taką nadzieję... 

już przebyłem połowę lasu i byłem tuż pod granicą ale serce stanęło mi na widok Ellerin.

- Eller uciekaj natychmiast!

ona jednak stała nie wiedząc co się dzieje

- UCIEKAJ! JUŻ!

Musiała zrozumieć co się święci, ponieważ zrobiła wielkie oczy. Szybko znalazłem się przy niej i chwyciłem ją za rękę. Biegliśmy manewrując co rusz miedzy krzakami, korzeniami i powalonymi drzewami. Czułem zbliżającego się śmierciożercę. Nie miałem wyboru odwróciłem się i ponownie rzuciłem zaklęciem, jednak pech chciał nie trafiłem przez co pochwycił mnie. Ellerin musiała się zorientować co planowałem, bo natychmiast ugodziła go błyskawicą. Teraz musieliśmy walczyć z nimi. Otoczyli nas i zmaterializowali się do ludzkich postaci. 

- No no no co my tu mamy dwie pieczenie na jednym ogniu!- odpowiedział jakiś mężczyzna w kapturze i w masce. Wszyscy byli identycznie ubrani. Pomodliłem się w duchu abym nie zawiódł Severusa, a w szczególności Ellerin. Walka była nieunikniona...



EllerinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz