Rozdział 10

180 9 0
                                    

Witam moi kochani czytelnicy. Troche ogłoszeń parafialnych zanim przeczytacie rozdział.
Kolejne części będą pojaeiać się jak tylko bedzie czas. [BUUUUUUUUU]
No cóż ale obowiązki wzywają więc i rozdziały będą pojawiać się ok po tygodniu, czasem predzej czasem później. Zobaczymy jak to będzie z czasem. Ale dość ogłoszeń. Łapcie rozdział :D

Szłam z Trasem do ogrodu w którym miała odbyć się ceremonia. Byłam zestresowana. Ubrali mnie w jedną z tych prześwitujących strojów w kolorze kawy z mlekiem. Na głowie miałam wianek z kwiatów i drobnych gałązek drzew. Gdy przejrzałam się w lustrze nie poznałam siebie, nie wierzyłam, że to ja tutaj stoje. Doszliśmy do głównego ogrodu. Jak Haldir wspominał, jest tu coś w rodzaju "Świętego Drzewa". Podtrzymuje ono cały ogród przy życiu oraz jest jakby "baterią" mocy dla elfów. Jest identyczne jak wierzba tylko tyle, że się świeci jak choinka- wszystkimi kolorami tęczy. Stałam przed ścieżką prowadzącą do Drzewa. Po obu stronach ścieżki stał dyrektor, nauczycielka transmutacji, mój ojciec oraz rodzina Haldira z nim na czele. Czułam się jak na własnym ślubie. Arendia stała z jakąś dużą księgą w ręce i czekała na mnie pod drzewem. Wskazała abym stanęła przed nią ale bokiem do zebranych świadków. Wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem. Arendia po chwili westchnienia otworzyła księgę na zaznaczonej stronie. Widziałam tam jakieś dziwne litery, chyba runy, bo były identyczne do tych książek z mojego pokoju, ponieważ Tras przyniósł mi książki od Arendii z biblioteki domowej. Podobno na temat tradycji i obyczajów ale, że nie znałam elfickiego alfabetu pierw się naucze go u Arendii.
Spojrzała na mnie znad księgi. Dałam znak że jestem gotowa. Mama Haldira zaczęła czytać. Po chwili zerwał się wiatr. Gałęzie Drzewa zaczęły się ruszać, a drobne kwiatki żywopłotów wirowały wokół mnie. Spojrzałam jeszcze na Haldira. Ten oczywiście patrzał z dziwną miną. Nie jakby widział coś ochydnego czy by sie krzywił. To była mina pełna nadziei i troski. Uśmiechnęłam się do niego bo obraz stawał się coraz nie wyraźny przez wirujące kwiatki, a czułam że potrzebuje chociaż spojrzeć na niego. Poczułam jakby moja dusza chciała się wyrwać z ciała. Lecz zamiast tego moje ciało zaczęło się podnosić do góry. Było to przyjemne uczucie. Przez wirujące kwiatki zauważyłam jasność i ciemność. Jakby dzień zlewał się z nocą. Natomiast nade mną świeciło nie słońce tylko gwiazda, która zbliżyła się aby podziwiać moją przemianę.
Mrużyłam oczy bo światło stawało się coraz mocniejsze.
Czułam coraz większy błogi spokój oraz rozluźnienie ciała. Niewiem jak ale zaczęłam zasypiać. Czułam się lekkka.... Coraz lżejsza......
Odpłynełam....

EllerinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz