Rozdział szósty: Dzień i noc

5.4K 536 242
                                    

Notka od autorki: Bardzo cichy rozdział, ale dzieje się w nim kilka ważnych elementów.

---* * *---

- Ale cię tam nie było.

Harry powstrzymał się od westchnięcia z irytacją, kiedy razem z Draconem zajmowali swoje miejsca w klasie Obrony przed Mroczną Magią, razem z resztą trzeciorocznych Ślizgonów i wieloma trzeciorocznymi Krukonami. Krukoni wciąż od czasu do czasu patrzyli groźnie na Harry'ego, niewątpliwie wciąż myśląc, jak w zeszłym roku, że Harry jest Mrocznym Panem. Harry ich ignorował. Draco był znacznie bardziej irytujący.

- Tak, i powiedziałem ci, czemu - powiedział, słysząc, jak traci cierpliwość. - Musiałem stamtąd uciec. Inaczej bym przecież kogoś zabił.

Jedna z Krukonek wciągnęła ze strachem powietrze. Harry by na nią łypnął, ale Draco był szybszy i zrobił to za niego. Dziewczyna pisnęła i skupiła się na swojej książce.

- Mogłeś się pojawić w rezydencji - powiedział z pasją Draco, obniżając głos. - Przecież właśnie dlatego dałem ci świstoklik.

- Tak, i pojawiłbym się w domu, mając do towarzystwa tylko twoich rodziców - powiedział Harry. - To by dopiero był numer.

- Matka mogłaby się z tobą aportować do Hogwartu - powiedział Draco, najwyraźniej zdeterminowany, by znaleźć odpowiedź na każdy argument, który Harry mógłby mu zaoferować, tak długo, jakby to znaczyło, że Harry jednak nie miał porządnej wymówki, żeby nie pojechać ze wszystkimi ekspresem. - Fiuknęłaby mnie jak tylko bym się tu pojawił i nie musiałbym spędzić siedmiu godzin zamartwiając się o ciebie.

- Ale spędziłeś - powiedział Harry, wyciągając kałamarz ze swojej torby. - A potem zobaczyłeś mnie przy stole Slytherinu. Koniec historii, Draco.

Draco pokręcił głową.

- Pewnego dnia, Harry - powiedział wyniośle - będziesz musiał się nauczyć, że niektórym ludziom zależy, żeby wiedzieć o tym, gdzie jesteś i co robisz.

Harry otworzył usta, żeby się z nim dalej kłócić, ale wtedy do sali wszedł Remus. Harry przyjrzał mu się i uznał, że wygląda nieźle jak na wilkołaka, który zaledwie poprzedniej nocy musiał znieść pełnię księżyca - co oznaczało, że był blady, ale przynajmniej nie biały jak pergamin, a jego ręce drżały niemal niezauważalnie kiedy odłożył na biurko książkę, którą ze sobą przyniósł.

- Trzecioroczni Ślizgoni i Krukoni - powiedział. - Naprawdę nie mogłem się doczekać zajęć z wami. Nazywam się Remus Lupin. Możecie mnie nazywać profesorem Lupinem. - Zamilkł na moment, kiedy jedna z Krukonek podniosła rękę. - Tak, panno...?

- Eliza Swanswallow - powiedziała dziewczyna, pochylając się i patrząc na niego intensywnie. - Słyszałam jak Connor Potter mówił o panu. Czy to prawda, że jest pan jego ojcem chrzestnym?

Remus uśmiechnął się ciepło.

- Tak, jestem.

- Czy to w takim razie nie spowoduje konfliktu interesów? - Eliza odgarnęła jeden ze swoich blond loków za siebie. Harry uznał, że jej nie lubi i tym razem nie była to decyzja sieci, która starała się sprawić, by nie lubił każdego, kto się źle wyrażał o jego bracie. Kiedy tak patrzyła na Remusa tymi swoimi wielkimi oczami, wyglądała na dwulicową wywłokę, która zawsze się wywija swoją świętoszkowatą postawą. - Nie będzie pana kusiło, żeby dawać mu lepsze oceny po prostu dlatego, że jest pana synem chrzestnym?

Uśmiech spełzł z twarzy Remusa.

- Panno Swanswallow - powiedział. - Chciałbym pannę prosić o kredyt zaufania do czasu, kiedy coś takiego faktycznie będzie miało miejsce.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz