Rozdział dziewiąty: Dary na zmianę pory roku

4.8K 512 201
                                    

- Ponieważ - powiedziała Milicenta, patrząc na niego dziwnie - wszyscy zdążyliśmy się zorientować, jak reagujesz, ilekroć ktoś wspomina przy tobie o twojej mocy. Widzieliśmy twoje reakcje, ilekroć ktoś mówił, że woli ciebie od twojego brata, czy też wtedy, kiedy naprawdę nie chciałeś wygrać tego wyścigu, jaki między wami ustawiliśmy w zeszłym roku...

- Och, Milicento, nie bądź już taka niesprawiedliwa - powiedziała Pansy, która leżała wyciągnięta na dywanie przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Harry'ego zza swoich blond włosów, które zakrywały jej twarz. - Harry wygrał ten wyścig dlatego, że sam tego chciał, prawda Harry?

- Taką przynajmniej mam nadzieję - powiedział Harry, patrząc to na jedną dziewczynę, to na drugą. - Ale... - zawahał się, niepewny, jak wyrazić swoje myśli.

Milicenta wzruszyła ramionami.

- Czy ci się to podoba, czy nie, jesteś tu już znany z tego, że nie lubisz w pełni korzystać ze swojego potencjału, Harry. Gdybyśmy spróbowali z tobą o tym rozmawiać, albo spróbowali w ogóle naprowadzić cię na ten temat, to dostalibyśmy kolejne kazanie o tym, że twój brat jest od ciebie silniejszy i że powinniśmy się już wszyscy zamknąć i takie tam. - Zaśmiała się, a Harry zauważył jak szczerze ją to wszystko bawiło. Bez względu na to, co przed chwilą powiedziała, w jej śmiechu nie było śladu kpiny. - Skąd mieliśmy wiedzieć, że tym razem będziesz chciał nas słuchać po prostu dlatego, że wreszcie sam wyczułeś swoją magię? Postanowiliśmy po prostu być praktyczni - zajęliśmy się swoimi sprawami i czekaliśmy aż nas dogonisz.

- Ale wasze "sprawy" niekoniecznie muszą orbitować wokół mojej osoby - zauważył Harry, opierając się na kanapie. Wciąż był zmęczony, chociaż wyszedł ze szpitala rankiem w sobotę, a był wieczór w niedzielę. Teraz przynajmniej wiedział, czemu Ślizgoni nie powiedzieli mu o mocy, którą wyczuł Ron i był to powód, w który był skłonny uwierzyć. - Nie macie żadnego powodu, żeby wybrać mnie na swojego przywódcę, czy cokolwiek wam tam się uroiło w głowach.

Milicenta wzruszyła ramionami.

- Twoja magia - powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Harry pokręcił głową.

- Voldemort i Dumbledore mają więcej, niż tylko surową moc, dobrze o tym wiecie. Jeśli chcecie opieki przed którymś z nich, to będziecie bezpieczniejsi u drugiego. - Miał dziwne uczucie, że właśnie namawia ludzi ze swojego domu do przyłączenia się do Mrocznego Pana, ale polityka wśród czystokrwistych czasem tak już działała, w ten sam sposób Lucjusz był dumny, że jego syn pokonał go w tańcu w zeszłym roku.

- Oczywiście, zdajemy sobie z tego sprawę - powiedziała Milicenta. - Ale wiemy też, że obaj wyznają pewne wartości, które zniszczą wszystko to, czym jesteśmy teraz.

Harry spojrzał na nią z powątpiewaniem.

- Wydawało mi się, że Voldemort stara się walczyć o ideały czystokrwistych.

- Ideały czystokrwistych w żadnym momencie nie mówią o zabijaniu mugoli - powiedziała Pansy. - Jeśli już, to mówią, że powinniśmy się trzymać od nich z daleka. Ale... Harry, słuchaj. Moja matka była śmierciożerczynią. Na pewno sam dobrze o tym wiedziałeś. - Usiadła i przyjrzała mu się. - A mimo to jej pomagasz.

Harry odwrócił wzrok.

- I wydaje ci się, że sam nie zastanawiałem się, co ja właściwie wyprawiam? - wymamrotał. Jak mógł warzyć wywar tojadowy dla kobiety, która machnięciem różdżki sprawiała, że krew w jej przeciwnikach wrzała, póki ci nie ugotowali się od środka? Nie wiedział, więc patrzył tylko na swoje ręce w czasie robienia eliksiru, pilnując się, by nie spojrzeć na lustro, które Snape trzymał w swojej pracowni w celu warzenia bliżej nieokreślonych eliksirów.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz