Rozdział trzydziesty piąty: Noc Walpurgii

5K 480 283
                                    

Nikt mu nawet nic nie powiedział?

Milicenta aż nie mogła w to uwierzyć. A potem przypomniała sobie wszystko, co wiedziała o innych Ślizgonach i prychnęła. Och tak, zupełnie spokojnie mogła w to uwierzyć. Ostatecznie większość z nich zajmowała jakieś dziwne, psychiczne limbo, w którym jednocześnie uważali, że Harry jest godny zaufania, ale jednocześnie nie chcieli mu wyjawiać żadnych tajemnic. Był zawsze Draco, ale Malfoyowie nie brali udziału w świętowaniu od lat, uważając je za zbyt plebejskie.

Czy może raczej za dzikie, pomyślała Milicenta, patrząc jak Harry na jednej z kanap komponuje list do Lucjusza Malfoya, a Draco przyglądał mu się z sąsiedniej.

No nic, nie mogła dłużej na to pozwalać. Odczekała aż Harry nie drgnął, dając jej znać, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest obserwowany, po czym podniósł wzrok. Wówczas posłała mu przesłodki uśmiech, taki, którego nauczyła się od swojej matki, by witać nim odwiedzających ich śmierciożerców.

– Harry – powiedziała. – Czy ktoś już zaprosił cię na jutrzejszą noc?

– Jutrzejszą noc? – Harry spojrzał na nią bez wyrazu. Draco, co Milicenta zauważyła kątem oka, przymrużał oczy aż nie zaczął wyglądać, jakby był gotów wypalić w niej dziury na wylot – gdyby tylko Milicenta była osobą, która w ogóle zwraca uwagę na mordercze spojrzenia Malfoya. Odwróciła się w jego kierunku i uśmiechnęła szeroko. Draco skrzywił się i odwrócił wzrok.

– Tak – powiedziała Milicenta, siadając obok niego na kanapie. Harry odsunął pergamin z jej pola widzenia. Milicenty to nie obchodziło. I tak wiedziała, że to jest list do Lucjusza, nie potrzebowała znać szczegółów ich tańca sojuszu. Jakby jej ojciec to ujął, przynajmniej Lucjusz nie zachowywał się już jak idiota. – Dzisiaj jest dwudziesty dziewiąty kwietnia, Harry. Jutro jest trzydziesty. – Pochyliła się w jego kierunku. – Noc Walpurgii.

Oczy Harry'ego otworzyły się szerzej za jego okularami.

– To dlatego zniknęliście wszyscy w zeszłym roku?

Milicenta kiwnęła głową, pod wrażeniem, że w ogóle skojarzył to z wydarzeniem z zeszłego roku, kiedy zniknęli na raz wszyscy Ślizgoni i to z taką dokładnością co do dnia. Na pierwszym roku Harry'ego też zniknęli, oczywiście, ale wtedy był za bardzo zapatrzony w swojego brata, żeby cokolwiek zauważyć. W zeszłym roku Harry poświęcał im nieco więcej uwagi, ale wciąż nie odważyli się powiedzieć mu o czymkolwiek. W tym Milicenta miała gorącą nadzieję, że wreszcie zobaczą jak Harry zajmuje swoje miejsce na świecie jako ktoś więcej niż tylko wyzwolony skrzat domowy, łażący dokoła i pakujący się w kłopoty.

– Tak. Opuścimy szkołę, żeby wybrać się do... no, miejsca, którego nazwy nie potrzebujesz znać, jeśli się z nami nie wybierasz. To święto mrocznych czarodziejów, a przynajmniej tak kiedyś było. Niektórzy z nich – zerknęła na moment na Dracona – uważają, że są za dobrzy na to, żeby je świętować z pozostałymi.

– To ruchome święto – powiedział ponuro Draco. – I nie ma żadnego sensu.

– Ma miejsce dokładnie po przeciwnej stronie roku od Halloween – powiedziała Milicenta. – Naprawdę nie jest ruchome, Draco.

– Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – wtrącił się łagodnie Harry. Wyglądało na to, że nie trzeba będzie go uczyć taktu. Milicencie to się spodobało. Im mniej będą musieli go nauczyć, tym szybciej Harry wreszcie się ruszy i zacznie działać. – Jeśli to tylko impreza, to czemu nie możecie jej urządzić tutaj, w pokoju wspólnym?

Milicenta uśmiechnęła się i Harry odchylił się od niej lekko. Domyśliła się, że tym razem na jej twarzy pojawił się dziki uśmiech Adalrico, którym on uśmiechał się zwykle wtedy, kiedy coś się wreszcie zaczynało dziać w jego inwestycjach, albo intrygach nad którymi pracował. No cóż, biorąc pod uwagę, że była jego dziedzicem, to nie było aż takie zaskakujące.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz