Rozdział czwarty: Wybieranie swoich Camlannów

5.1K 524 746
                                    

Notka od autorki: Tytułu nie należy brać dosłownie; Camlann to miejsce, gdzie rzekomo miała mieć miejsce ostatnia bitwa króla Artura, w której albo zginął, albo został śmiertelnie ranny. Walczył albo przeciw, albo u boku Mordreda, który również zginął w tej bitwie.

---* * *---

- Wszystko w porządku, Harry?

Harry kiwnął nerwowo głową, kiedy wchodzili na stację King's Cross. Connor uśmiechnął się do niego, po czym odwrócił w stronę Lily, kiedy ta zaczęła mu udzielać instrukcji. Stojący u jego boku James rozejrzał się, wyglądając przez chwilę na zagubionego, ale po chwili rozluźnił się, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że Connor pewnie sam siebie pocieszył. Ostatecznie, jak poprzedniego dnia powiedział Connorowi, przecież jedzie na swój trzeci rok kompletnie sam. To nic dziwnego, że jest trochę nerwowy. Syriusz też będzie w pociągu, ale w wagonie dla nauczycieli, zajęty porządkowaniem grafiku z kapitanami quidditcha.

Harry zamknął oczy i powiedział sobie stanowczo, że nie ma prawa się czuć przez to źle. Przecież to jego zaklęcie sprawiło, że James o nim zapomniał.

- Harry?

Harry zerknął z ukosa na Syriusza, który uśmiechnął się do niego, starając się nie wyglądać nerwowo. Nie udało mu się. Harry jeszcze nigdy nie widział Syriusza tak spiętym, jakim był od czasu wizyty Petera, nawet przed wygłupami na wielką skalę.

- Tak? - zapytał, kiedy zorientował się, że inaczej Syriusz nie przestanie się na niego gapić.

Syriusz odkaszlnął.

- Ja... porozmawiamy o tym, czemu twoi rodzice cię ignorują jak już będziemy w szkole, dobra? - Przyśpieszył kroku i szybko wyprzedził pozostałych. Mijając Connora, poczochrał mu włosy. Connor jęknął z protestem, a ich rodzice się zaczęli śmiać.

Harry zamknął oczy. Oddychał głęboko, przypominając sobie w kółko, Sam to wybrałeś. Wiesz dobrze, że tak było najlepiej. Gdyby nie to, to byś ich pozabijał. Nic innego nie podziałało by w takiej sytuacji.

Sieć pociągnęła jego umysł ze zniecierpliwieniem, tak jak robiła to odkąd wyszli z domu. Z jakiegoś powodu nie chciała mu pozwolić oddalić się zanadto od Connora na otwartej przestrzeni, mimo, że na ulicy Pokątnej czy nawet w domu potrafił się od niego znajdować na większe odległości. Westchnął i przyśpieszył, żeby dogonić pozostałych.

- Harry.

Zaskoczony, Harry obrócił się i zobaczył Petera, ukrytego za jednym z filarów. Miał na sobie mugolskie ubrania i nie wyróżniał się jakoś specjalnie z tłumu, przynajmniej tak długo, jak nikomu nie patrzył w oczy. Te wciąż były przeszywające i przyszpiliły Harry'ego tam, gdzie stał. Dopiero po dłuższej chwili zdołał się zmusić do sięgnięcia po różdżkę, a minęło jeszcze więcej czasu nim zdołał coś powiedzieć.

- Nie zbliżaj się do mnie, zdrajco - warknął, statecznie celując w niego różdżką.

- Nie podejdę ani kroku bliżej - powiedział Peter spokojnie. - Ale pomyślałem, że zasługujesz, żeby wiedzieć więcej, Harry, nawet jeśli nie jestem w stanie powiedzieć ci za dużo bez aktywowania sieci. Czy słyszałeś kiedyś o Regulusie Blacku?

- Być może - powiedział niepewnie Harry. Syriusz faktycznie wspomniał raz to imię, w zeszłym roku, jak przepraszał Harry'ego za bycie okropnym ojcem chrzestnym. I jeśli tak o tym pomyśleć, to w sumie nawet podczas tych przeprosin zachowywał się cokolwiek dziwnie. Harry odsunął od siebie te myśli i skupił się na Peterze. To Glizdogon. Chce cię tylko oszołomić. Pewnie współpracuje z Fenrirem Greybackiem i stara się przywrócić Mrocznego Pana do życia. - Nie wiem, kto to jest.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz