Rozdział czterdziesty drugi: Zwycięży lub polegnie

3.8K 487 349
                                    

Notka od autorki: Mam nadzieję, że lubicie paskudne niespodzianki!
Bo jeszcze nie skończyliśmy.

---* * *---

Harry zamarł, kiedy dotarli do końca tunelu pod Bijącą Wierzbą. Usłyszał, jak za nim Connor wydał z siebie zaciekawiony dźwięk, ale nie poruszył się, zamiast tego tylko sięgnął przed siebie i spróbował coś wyczuć swoimi przytłumionymi zmysłami. Przytłaczało go już wycieńczenie magiczne, więc nie miał żadnej pewności co do tego, co się mogło czaić za tymi drzwiami.

– Coś nie tak, Harry? – zapytał Peter, wyglądając zza Connora.

Harry powoli pokręcił głową.

– Nie wiem – szepnął.

Ja wiem, powiedział głos w jego głowie, wracając nagle. Coś złego.

Skąd wiesz?, zapytał go w myślach Harry, dalej nadwyrężając zmysły. Nic nie słyszał, ale wrogowie nie musieli wydawać z siebie dźwięku, żeby być niebezpieczni. To była jedna z pierwszych zasad, jakich nauczył się od swojej matki.

Znam ból, powiedział prosto z mostu głos. A poza tym drzewem czeka nas ból. W jego głosie pojawił się jęk. Zawsze ból. Czemu to zawsze musi być ból. Nie lubię go. Nie mogę przed nim uciec. I ty też nie możesz. Czemu nie może tak po prostu zniknąć?

Harry westchnął i przegonił głos z powrotem na tył swojej głowy, bo w tej chwili na nic nie mógł mu się przydać. Nasłuchiwał dalej, ale świat wydawał się całkowicie normalny, nie słyszał niczego poza szumem wiatru, szelestem trawy, powietrze nie pachniało niczym nadzwyczajnym.

– O kurwa – powiedział nagle Peter.

Harry obrócił się i spojrzał na niego.

– Co się dzieje? – W tej chwili ufał zmysłom Petera bardziej niż swoim, w dodatku Peter był lepiej wytrenowany niż Connor, potrafił wyczuć mroczną magię, jeśli ta się gdzieś kryła.

– Powietrze – szepnął Peter. – Nie wydaje ci się jakieś ciężkie?

Harry pokręcił głową.

– Sam nie wiem. – Oparł się o ścianę tunelu, żeby nie powstrzymać się od osunięcia na kolana. Miał nadzieję, że Connor i Peter tego nie zauważyli, inaczej zaczną naciskać, że powinien się położyć, co gorsza, pewnie nawet zaniosą go do szkoły. Harry nie sądził, żeby to było rozsądne. Jeśli gdzieś tu czaiło się coś złego, to powinien być gotów stawić mu czoła.

Peter uśmiechnął się z wysiłkiem.

– Tylko raz czułem coś takiego w powietrzu – powiedział, wciąż szeptem. – Kiedy wszedłem za V-Voldemortem do Doliny Godryka. To przepowiednia, gotowa by się spełnić, Harry. Cholera by to.

Harry zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Teraz, jak się skoncentrował, wydawało mu się, że faktycznie coś czuje, ciężar powietrza, które zdawało się ściekać po jego twarzy niczym stopiona marmolada. Wzdrygnął się i otworzył z powrotem oczy.

– No nic – powiedział ochrypłym głosem, który miał nadzieję, że wezmą za złość, nie zmęczenie. – Tak czy inaczej musimy wyjść spod tego drzewa. Powiedziałeś, że aurorzy nie dadzą ci się wyjaśnić, Peter, a wpadnięcie na dementorów skończy się jeszcze gorzej. – Zadrżał na myśl o tym, co Dumbledore by powiedział o wiedzy, którą teraz dzielił z Connorem.

– Właśnie, musimy stąd wyjść – zgodził się Connor. – Harry musi trafić do skrzydła szpitalnego.

Harry obejrzał się na niego surowo. Jego brat spojrzał na niego z irytacją.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz