Rozdział dwudziesty drugi: Święta z Potterami

4.5K 485 371
                                    

Harry zastanawiał się leniwie, czy można dotrzeć do kresu swojej furii. Podejrzewał, że zaraz się dowie. Snape'owi albo skończą się zapasy złości, albo wreszcie coś powie, czego nie zrobił od chwili, w której Harry wszedł do jego gabinetu.

Harry podniósł głowę i ze spokojem spojrzał swojemu opiekunowi w oczy. Snape nawet nie spróbował użyć na nim legilimencji. Prawdopodobnie w tej chwili nie byłby w stanie przypomnieć sobie inkantacji. Harry czekał.

Snape pękł.

- Ty głupi dzieciaku - syknął, podnosząc się zza swojego biurka. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie możesz wrócić do tego plugawego miejsca, a już na pewno nie na całe tygodnie.

- Podjąłem decyzję - powiedział Harry, pozwalając, by słowa Snape'a spłynęły po nim jak po kaczce. Już od dawna nie przyjął takiego stylu myślenia, w którym wszystko, co nie pochodziło od Connora, przestawało mieć znaczenie. Zapomniał, jak wspaniale przejrzysty robił się świat, kiedy myślał o nim w ten sposób. Wciąż czuł furię i żal, ale przykrywała je wiedza, że robi to dla dobra innych, nawet jeśli jego brat zawsze miał pierwszeństwo. - Wiem, że Draco przekazał panu słowa swojego ojca.

- Tak, ale on się myli - powiedział Snape.

Harry przechylił głowę.

- Czyli nie jestem w stanie przymuszać innych swoją magią? - Byłoby miło, gdyby to była prawda, westchnął w myślach. Roztrzaskałoby to koszmar, w którym żył już od paru dni, kiedy unikał Snape'a i Dracona tak bardzo jak to było możliwe i rozważał słowa Lucjusza. Snape'owi wreszcie udało się go zagonić w kozi róg i zażądać wizyty w swoim gabinecie. Harry nie uważał jednak, żeby zrobił to po to, by go wyciągnąć z tego koszmaru.

- Możesz - powiedział Snape - ale nie zostałem do niczego przymuszony.

Harry pokręcił głową.

- Proszę o wybaczenie, proszę pana, ale po prostu panu nie wierzę.

Snape zrobił jeden, długi krok w jego kierunku. Harry dalej tylko mu się przyglądał. Nie bał się. Właściwie niczego w tej chwili nie czuł, poza determinacją. To było oczywiste, że Snape potrzebował znacznie więcej czasu z dala od Harry'ego, niż mu się wcześniej wydawało. Pazury jego magii wciąż mocno go trzymały.

- Jestem oklumentą - powiedział Snape. - Wydaje ci się, że bym tego nie zauważył, Harry? - Harry odniósł wrażenie, że używając jego imienia, Snape starał się wrócić rozmową do tego, jak było między nimi kiedyś. Pewnie magia go do tego zmuszała. Magia Harry'ego słuchała nawet jego podświadomych zachcianek, a Harry naprawdę chciał się obudzić z tego koszmaru. Nie pozwoli jej na to. Teraz już wiedział, co się dzieje.

- Wydaje mi się, że czuł to pan na pierwszym roku - powiedział Harry. - A potem wszystko się zmieniło. Pamiętam, że miał pan wrażenie, że pańskim obowiązkiem jest chronienie mnie przed atakami Toma Riddle'a.

- Zapomniałeś już, jaką sieczkę Tom Riddle zrobił z twojego umysłu? - Snape brzmiał, jakby miał lada moment zacząć warczeć. Harry zastanawiał się, czy nie powinien zawołać Remusa. Razem ze Snape'em będą mogli sobie urządzić zawody w wydawaniu groźnych dźwięków.

- Oczywiście, że nie, proszę pana - powiedział Harry. - Ale właśnie dlatego wszystko się zmieniło. Ale moja magia miała wpływ na ludzi nawet jak jeszcze była ukryta za siecią feniksa. Draco się zmienił. Pan się zmienił. Po prostu nad panem musiała dłużej pracować, ponieważ pan miał ochronę swoich mentalnych tarcz. - Westchnął. - Przepraszam. Powstrzymałbym to, gdybym wiedział, jak to kontrolować. Powstrzymałbym to już teraz, gdybym tylko wiedział, jak.

Oswobodzony z mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz