Wygładziłam mój strój pielęgniarki, a następnie ruszyłam prosto korytarzem do sali dwieście dwanaście. W tej chwili czuję, że to miejsce najbardziej mnie potrzebuje.
Obecnie od dwóch lat pracuję w klinice Św. Elżbiety w Londynie. W tej wielkiej metropolii zamieszkuje od dwóch i pół roku. Bardzo podoba mi się moje życie. Nie mam na co narzekać. Rodzice są dobrzy, mojemu bratu Stephenowi powodzi się wspaniale w Ameryce, moją siostra zdała maturę i idzie na studia na uniwersytet w Manchesterze, a ja przeprowadziłam się do stolicy Wielkiej Brytanii z naszej 'wioski'. Czasem trzeba też coś dla siebie zrobić.
Zajrzałam przez szklaną powłokę do jednego z moich pacjentów. Nie ma się najlepiej. Próbuję jakoś temu zaradzić, ale jeżeli on nie zechce to ja nie wiem co mam już robić. Nie mam pojęcia czemu stracił nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie chodził skoro lekarze i tak mówią dobre rzeczy na temat jego zdrowia i dobrej przyszłości.
Westchnęłam pod nosem, a następnie chwyciłam za metalowa klamkę, by wejść do środka.
- Dzień dobry panie Horan. - podeszłam do okna by podnieść rolety i wprowadzić trochę słońca do pomieszczenia.
- Nie taki dobry. - zawsze tak odpowiadał. Odkąd go tu przywieźli czyli dwa miesiące cały czas wyżywa się na personelu. Wiem, że jest mu ciężko ale co mu zaszkodzi raz odpowiedzieć. Nawet zwykłe witam czy hej nie zaszkodziło by. To naprawdę nic nie zrobi oprócz tego, że komuś będzie cieplej na sercu.
Nie zwracając już zbytniej uwagi na jego podły nastrój wzięłam wózek inwalidzki i podjechałam do jego łóżka. Spojrzałam na niego. Jego twarz wyglądała na przemęczoną twarz, którą przyozdabiały sine wory pod oczami oraz popękane żyłki na policzkach. Włosy jak zwykle były w nieładzie i każdy kosmyk odstawał w inną stronę.
Niall Horan to członek sławnego na cały świat zespołu One Direction. Niestety przez niefortunny wypadek na scenie stracił władzę w nogach. Jego przyjaciele przychodzą do niego i próbują rozweselić i zająć jego mysli tak by nie wspominał tego co się stało. Wiadomo też, że ma wsparcie fanów, którzy go kochaja i tęsknią za nim. Tylko tyle wiem. Nawet jeszcze o tm zdarzeniu huczy na portalach plotkarskich, społecznościowych, w gazetach, w radiu... no po prostu wszędzie.
Ja tak szczerze mówiąc nie do końca wiem co się wydarzyło ale wierzę, że on jeszcze kiedyś stanie równo na dwóch nogach. To jest możliwe.
Jak zawsze pomogłam mu przejść na wózek i ruszyłam w stronę laboratorium by porozmawiać z lekarzem.
- O której przyjdą dziś moi przyjaciele? - spytał obojętnie bawiąc się palcami.
- Nie mam pojęcia proszę pana. - odpowiedziałam wprowadzając go do gabinetu.
- Oh... pan Horan... witam - zwrócił się do mężczyzny - Continel. - Kiwnął głową w moją stronę.
- Dzień dobry - przywitałam się z nim miłym uśmiechem. Christian jest bardzo młodym lekarzem, ma trzydzieści lat i zawsze wie co robi. Bardzo dobry człowiek.
- Yhm. - mruknął. Wywróciłam oczami i pomagłam temu chamowi usiąść na kozetce. Tak chamowi. Jak mam go inaczej nazwać?
- Jak się Pan czuję? - lekarz wziął kartkę by zapisać informację na temat stanu pacjenta.
- Tak samo. - warknął. Ten człowiek jest taki trudny. Nie może zrozumieć, że wszyscy chcą mu pomóc.
- Dobrze. Teraz muszę zbadać pana kręgosłup i nogi. Wie pan iż istnieje szansa, że będzie pan chodził? Już nawet możemy zacząć powolną rehabilitację, bo już jest lepiej z kośćmi - powiadomił, a kąciki moich ust uniosły się w górę. Jednak szybko opadły słysząc jego wypowiedź.
- Mogę już stąd iść? - spytał unosząc swoje ciało na rękach by jakoś usiąść na wózku inwalidzkim, szczerze go nienawidzi.
- Tak. Tylko niech pan podpisze te papiery. - lekarz podał mu długopis z logo kliniki i jakiś świstek.
- Co to? - zmarszczył brwi nie widząc o co chodzi.
- Dokumenty związane z dalszym leczeniem. - chłopak pokręcił głową i rzucił kartką o ziemię.
- Nie podpiszę tego. - Ale z niego uparciuch.
- Ale... - zaczął facet w kitlu.
- Nie! - wrzasnął pacjent, a ja posmutniałam. Dlaczego on nie chce dać sobie pomóc. To nie rak, a władzę w nogach może przecież odzyskać za sprawą rehabilitacji. Nie rozumiem tego człowieka. - Chcę już stąd iść. - Westchnęłam łapiąc go pod ramionami by się ja mnie oparł. Pomogłam mu usiąść na wózku i żegnając się z doktorem ruszyłam z powrotem do jego sali, gdzie z pewnością czeka na niego posiłek.
Prowadziłam go przez smutne i puste korytarze w ciszy. Słychać było tylko nasze oddechy i piski mniejszych kółek wózka.
- Jaki jest sens takiego życia? - odezwał się. Tym pytaniem kompletnie zbił mnie z tropu. Czy on ma na myśli samobójstwo?
---------------------------------------Hello, co tam u was?? Jak oceny na koniec roku?? Ktoś zagrożony?? :/ JA jakimś dziwnym trafem mam średnia 4,15 na koniec 1 tech... jestem aktualnie w szoku i no xd
Jak wam się podoba opowiadanie?? Czy chcecie, żeby coś tutaj się znalazło, jakaś scena, zdanie ??
Czekam na komy, naj dostanie dedyk ;*
Do nast,
rose xx
CZYTASZ
Don't You Give Up //N.H//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 3 LATA TEMU. MOJE ZDOLNOŚCI PISARSKIE JAK I POGLĄDY ULEGŁY ZMIANIE PRZEZ TEN OKRES. JEDNAK ZAPRASZAM NA TO OPOWIADANIE JAK I NA KOLEJNE! On już dawno się poddał. Ona nadal walczy o jego życie. #560 05.10.2017r. #472 02.10.2017r. Cz...