Następnego dnia pojawiłam się na oddziale z praktycznie jednym celem : chciałam zobaczyć jak się czuje Niall. Jako, że rano inna pielęgniarka wzięła go na badania kontrolne to musiałam się zając pozostałymi pacjentami. Sprawdziłam pięć sal. Oczywiście zmieniłam opatrunki, kroplówki i sprawdziłam wyniki.
- Ależ ta pogoda potrafi dobić - mruknął mężczyzna, któremu zawijałam nowy bandaż wokół głowy.
- Rozumiem, ale pan za trzy dni wchodzi do domu i będzie się mógł nacieszyć swoim. - Posłałam mu przyjazny uśmiech.
- Dzięki wam pokonałem raka. Ja nadal nie mogę w to uwierzyć. To... - Peter nie dokończył, ponieważ doktor prowadzący jednego z moich pacjentów wszedł do środka. Ściągnęłam brwi w konsternacji.
- Dzień dobry - przywitał się - Continel, musimy porozmawiać i to teraz - powiedział mając kamienny wyraz twarzy.
- Przyjdę po południu. Do widzenia. - Pożegnałam się z czterdziestoletnim mężczyzną i krocząc za lekarzem.
- Coś się stało? - zapytałam kiedy stanęliśmy przy drzwiach jego gabinetu z numerem siedemnaście. - Niall? - zapytałam widząc blondyna na wózku inwalidzkim.
- Pan Horan chciałby wrócić do domu, ale nie posiada specjalistycznej opieki. Pomyślałem o pani Audrey Michels, ale pacjent nie zgodził się mówiąc, że to panią zna. Pozostaje tylko pytanie czy zamieszkała, by pani na pewien czas u pana Horana? - Cholerna Audrey.
- Ale... - zaczęłam lecz zaraz mi przerwano.
- Spokojnie. Dostanie pani pokój dla siebie z obiadami pani nie musi się trudzić podobnie ze sprzątaniem. Mam pieniądze i gwarantuje wszystko na dobrym poziomie - powiedział nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
- A co z moją pracą tutaj? Bo raczej jakbym miała się zajmować panem Horanem i pracować tutaj... ja się nie rozdwoję - odparłam.
- O to nie musisz się martwić. Będziemy ci płacić, bo tak czy tak będziesz się zajmować naszym pacjentem. Pan Horan ma predyspozycje do tego, aby móc wrócić do swojego domu. Tylko raz w tygodniu są obowiązkowe badania - wytłumaczył.
- Ja nie będę pani zmuszał, ale byłoby bardzo miło gdyby się pani zgodziła. - Niall próbował mnie przekonać. No ale co mi szkodzi. Ja potrzebuje pieniędzy, a to tak czy tak praca.
- No dobrze, niech będzie - zgodziłam się.
- Personel zapakuje wszystkie twoje rzeczy, a ochrona przywiezie je pod wskazany adres - powiadomił mnie lekarz.
- Dobrze, dziękuję - mruknęłam.
- Mogłabyś mnie zaprowadzić do sali? - Przytaknęłam lekko uśmiechając się do chłopaka. Był taki bezbronny i niewinny, nie chodzi mi już nawet o ten wózek. On po prostu wyglądał tak jako osoba.
***
- Ale jak to się wyprowadzasz? - histeryzowała Amber, a Jonathan bez słowa pomógł mi w pakowaniu.
- To tymczasowo. Wrócę za jakiś czas, a poza tym będę wpadać na kawę - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Ohhh... jak ja cię nie cierpię. - Podeszła do mnie i niespodziewanie objęła ramionami. - Tylko masz mi się tutaj stawiać przynajmniej trzy razy w tygodniu.
- Będę cztery - odparłam ze łzami w oczach - Będę tęsknić za mieszkaniem z wami, wy moje świrusy. - Zaśmiałam się.
- Ooo... grupowy misiek. - Pisnął Jem.
- Ty to zamiast płakać, powinnaś się cieszyć, bo widać, że ten Niall ci się podoba. - Zachichotała, a ja dałam jej kuksańca w bok.
---------------------------------------------
Hello... co tak mało głosów :( nie podoba się?? Powiedzcie to poprawię
rose xx
CZYTASZ
Don't You Give Up //N.H//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 3 LATA TEMU. MOJE ZDOLNOŚCI PISARSKIE JAK I POGLĄDY ULEGŁY ZMIANIE PRZEZ TEN OKRES. JEDNAK ZAPRASZAM NA TO OPOWIADANIE JAK I NA KOLEJNE! On już dawno się poddał. Ona nadal walczy o jego życie. #560 05.10.2017r. #472 02.10.2017r. Cz...