PROLOG

507 40 16
                                    

MABSFIELD

11 MARCA 2000 ROKU

     Kobieta szybkim krokiem przemierzała ponure alejki cmentarza, w głowie powtarzając sobie kolejne kroki planu, który ułożyła kilkanaście godzin temu w niewielkiej chatce gdzieś pośrodku rosyjskiej puszczy. Była zdenerwowana, co chwilę sprawdzała, czy na jej szczupłej, opalonej szyi wciąż wisiał czerwony rubin. Dzięki niemu czuła się nieco bezpieczniej, mimo tego, co zamierzała zrobić. W kieszeni swoich workowatych jeansów wyczuwała podłużny sztylet. Nie było to najlepsze miejsce do przechowywania tego typu broni, ale kobieta nie miała czasu na formalności. Choć nadal zastanawiała się, skąd Juliette go wytrzasnęła.

   Srebrny sierp świecił nad głową blondynki, dzięki czemu dokładnie widziała otaczające ją stare nagrobki. Czuła niepokój, więc znów chwyciła za rubin. W głowie powtarzała, że sobie poradzi, że da radę zrobić coś, czego nie chcieli podjąć się starsi i silniejsi od niej samej. W głębi ducha nie dała jednak rady w to uwierzyć.

   Widziała GO już z daleka. Stał w cieniu rosnącej na cmentarzu wierzby i przewiercał sylwetkę kobiety spojrzeniem. Od początku ich znajomości wiedziała, że z jego oczami było coś nie tak. Ich intensywna barwa nigdy nie była naturalna, dlatego utkwione w konkretnym punkcie tęczówki mogłyby budzić nie tylko niepokój, ale także niezdrową fascynację. Właśnie to poczuła, kiedy pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały. Kobieta dokładnie pamiętała ten dzień: styczniowy chłód, tłum gapiów skupionych na stojącej na podwyższeniu postaci, szepty i odgłosy bębnów. I ON. Przystanął obok niej wśród hordy dzikich, zziębniętych ludzi i zapytał:

   – Jak podły musi być wasz gatunek, że sami wymierzacie swoim pobratymcom taką sprawiedliwość?

   Kilkanaście minut później tłumowi okazano głowę stojącej wcześniej na szafocie postaci. Kobieta czuła ucisk w żołądku, a JEGO słowa odbijały się zdecydowanie zbyt wielkim echem po jej czaszce. Obserwowała otaczających ją ludzi, zamieszanie, które zapanowało, i zdała sobie sprawę, że zadane przez NIEGO pytanie doskonale pasowało do sytuacji.

   Świat był podły.

   Zmierzając teraz w jego kierunku, odtwarzała w głowie tę scenę. Przełomową chwilę w jej długim, nieskończonym życiu, naznaczonym podłością, cierpieniem i nienawiścią. ON wyszedł z cienia i wyciągnął w jej stronę rękę. Kobieta nie wahała się. Przyspieszyła kroku i kiedy w końcu znalazła się przy nim, ujęła jego zimną dłoń. Nie mogła uchować się przed uczuciem, które żywiła do niego wiele lat temu. Pomimo minionych lat nadal czuła się ludzka.

   – Nie powiem, byłem zaskoczony twoim zaproszeniem – powiedział niskim głosem, który kiedyś wprawiał ją w drżenie. Teraz lepiej nad sobą panowała i potrafiła na zawsze odsunąć od siebie wszelkie szczeniackie uczucia. – Nie widzieliśmy się od dobrych siedmiu lat.

   – Zawsze się zastanawiałam, dlaczego pamiętasz te wszystkie daty. Nikomu nie są przecież potrzebne. A szczególnie tobie.

   – Nie jest łatwo zapomnieć o upływie czasu. Nawet jeżeli jesteś nieśmiertelny. Nie czujesz tego samego? Dla ludzi czas jest największym wrogiem. Dla nas może stanowić tylko narzędzie albo bardzo dobre zabezpieczenie.

   Ich dłonie nadal były złączone. Pocierał kciukiem wierzch jej dłoni. Kobieta była jednak świadoma, że nie był to bynajmniej gest czułości. Doskonale za to zdawała sobie sprawę, że w czasie tej przeciągającej się wymiany zdań, ON próbował dogłębnie wybadać wnętrze jej umysłu. Wiszący między jej piersiami rubin znów dał o sobie znać.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz