22. Nic ponad sympatię.

181 27 7
                                    

{MIRANDA}

PIĄTEK, 2 MAJA

     Gladys było miejscem niewyróżniającym się spośród innych barów, które odwiedzałam wcześniej. Zaciemnione, klimatyczne wnętrze, wysoka lada stylizowana na lata sześćdziesiąte i telewizor wiszący u sufitu. Menu również nie odstawało od swoich konkurentów z San Francisco – hamburgery, frytki i soczysty stek były tu tak samo popularne jak zestaw Double-Double w In-n-Out. Wokół nas stoliki były zajęte przez nastolatków, którzy zdołali wydoić od rodziców trochę pieniędzy na piątkowy wypad na miasto. Szkoda tylko, że w Mabsfield istniało coś takiego jak cisza nocna. Wtedy może bym się trochę rozluźniła.

     Zamówiłam zwykłego cheeseburgera z frytkami, nie zawracając sobie głowy liczeniem kalorii. Do tego dorzuciłam sobie dużą szklankę koktajlu truskawkowego z bitą śmietaną na wierzchu i krążki cebulowe na przystawkę. Zamówienie Victora było dużo skromniejsze, więc zastanawiałam się, co pomyślał, gdy podałam kelnerce nazwy wszystkich dań, które chciałam spróbować. Jego twarz nadal jednak jaśniała niezmąconą radością.

      Kiedy kelnerka podała nam napoje, Victor w końcu przemówił:

     – Dużo jesz?

     – Jem tyle, ile chcę. Mam gdzieś kalorie i odchudzanie. Moja matka i tak od dawna mi mówi, że w przyszłości utyję jak świnia. – Wzruszyłam ramionami. – Nie będę więc walczyć z moim beznadziejnym przeznaczeniem.

     Podrapał się po potylicy.

     – Mama ci tak mówi?

     – Moja mama... mówi wiele rzeczy. Z troski.

     – Nie brzmiało to miło.

     – Cóż, troska nie oznacza, że od razu jesteś dla kogoś przemilutki. Kiedy się o kogoś troszczysz, po prostu starasz się dać tej drugiej osobie kopa do działania. A przynajmniej tak to widzę ja i moja mama.

     Victor nerwowo napił się Coca Coli, którą kupił. Widziałam, że się stresował tą pseudo randką, ale nie miałam zamiaru ułatwiać mu życia. Miał już prawie dwadzieścia dwa lata. Najwyższy czas, by nauczył się czegoś o związkach.

     – Cóż... Masz chyba rację. Sytuacja z moją babcią wygląda podobnie – przyznał. – Mówi wiele przykrych rzeczy, ale mimo wszystko chce, byśmy wyszli na ludzi. Czasem jest upierdliwa, ale to też z troski.

     Rozłożyłam ręce.

     – Tak widocznie skonstruowany jest ten świat.

     Przez chwilę zapadło niewygodne milczenie. Victor gorączkowo szukał w głowie tematów do rozmów, a ja popadałam w coraz większe przygnębienie. Był miły. Starał się, a ja strasznie grymasiłam i zachowywałam się jak skończona suka. Mimo to nie chciałam się nad nim litować. Nie na tym przecież polegały randki i zawieranie znajomości. Nie mogłam zmusić się, by poczuć do Victora coś więcej niż zwykłą sympatię, którą darzyłam większość znajomych.

     Chłopak odchrząknął, a ja z powrotem skierowałam wzrok na niego. Jego policzki były nieco zaczerwienione. W oczach miał przepraszający błysk, który w końcu nieco mnie rozmiękczył. Daj mu szansę, Mira, pomyślałam. Może nic z tego nie będzie, ale przynajmniej spędzicie miło wieczór.

     Rzuciłam okiem na wnętrze baru i powiedziałam:

     – To miejsce kojarzy mi się z pewną restauracją w San Francisco, która znajduje się na rogu Sutter Street i Powell Street. Tam, gdzie są te tramwaje linowe. Słyszałeś kiedyś o nich? – Victor niepewne skinął głową. – To wielka atrakcja turystyczna miasta. No, w każdym razie ta restauracja klimatem kojarzy mi się z Gladys. Nazywa się chyba Lori's Diner. Czasem chodziłam tam z rodzicami i siostrą, gdy mieliśmy okazję coś świętować.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz