14. Brat.

145 29 6
                                    

{MEGHAN}

PONIEDZIAŁEK, 28 KWIETNIA

     Adrian był w rozsypce, a ja nie miałam pojęcia, co miałam z tym faktem zrobić. Nigdy nie radziłam sobie z ludźmi, a już szczególnie tak temperamentnymi jak Adrian Rodriguez, ale tego dnia czułam wewnętrzną potrzebę, by mu jakoś pomóc. Po głowie kołatała mi przepowiednia pani Dumwood, ale usilnie ją ignorowałam, przyrządzając Adrianowi kubek gorącej herbaty. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że to był drugi raz w życiu, gdy podawałam mu melisę do picia.

     Postawiłam przed nim kubek, w milczeniu obserwując, jak jadł kanapki, które sobie zrobił. Był już ubrany i praktycznie przygotowany do wyjścia na uczelnię. Jego spojrzenie nadal było zamyślone. Duchem był gdzie indziej.

     Odchrząknęłam. Spojrzał na mnie zaskoczony.

     – Powinieneś to wypić – powiedziałam mu, kiwając głową w stronę parującego naczynia. – Poczujesz się lepiej.

     Skrzywił się.

     – Co to?

     – To co, zdaje mi się, zawsze ci podaje. Melisa.

     Przewrócił oczami.

     – Mam się dobrze.

     – Jasne, oczywiście. – Przyjrzałam mu się uważnie. Odwrócił wzrok. – Wiem, że może nie jestem dla ciebie nikim bliskim, ale... Jeżeli chcesz, możesz ze mną porozmawiać. Mimo tego, co NIEKTÓRZY mówią, nie jestem aż takim robotem bez uczuć. Rozumiem też wiele rzeczy.

     Nie wiedzieć czemu moje serce nie przestawało wybijać tego szalonego rytmu. Nie wiedziałam, czemu stresowałam się odpowiedzią Adriana. On sam wydawał się nieco zaskoczony, ale gdy spojrzał mi w oczy, natychmiast się uspokoiłam. Nie miał zamiaru mnie wyśmiewać.

     – Nie wiem, czy chcę, byś wiedziała...

     – Jasne, rozumiem – odpowiedziałam pozornie obojętnie. Obróciłam się w stronę zlewu i nerwowo zaczęłam zmywać naczynia, stukając nimi o siebie. Zachowywałam się nienaturalnie i miałam ochotę stamtąd uciec. – Nie jesteśmy sobie bliscy, więc to zrozumiałe. Martwię się tylko o ciebie, a właściwie... Wiesz, uratowałeś mi skórę, więc pomyślałam, że też mogłabym ci jakoś pomóc. To wszystko.

     – Chodziło mi bardziej o to, że ja nigdy o tym nikomu nie mówiłem i... No, trochę mi wstyd.

     Opuściłam kubek, który właśnie myłam, na dno zlewu. Spojrzałam na niego przez ramię. Przyglądał mi się z zaciekawieniem przemieszanym z lekkim zażenowaniem. Mówił prawdę – wstydził się.

     – Nie masz czego. Przecież nie mamy wpływu na to, w jakiej rodzinie się rodzimy. Dobrze o tym wiem.

     – Ale twój brat przez ostatnie lata nie gnił w więzieniu za rozboje.

     – Nie, to prawda. Ale musisz przyznać, że moja rodzina jest bardziej dysfunkcyjna niż twoja.

     Uśmiechnął się cierpko.

     – Może, choć... Ostatnio nie jestem tego pewien. – Westchnął i przetarł twarz dłonią. – Zaczęło się jakieś pięć lat temu. Luis zakumplował się z typami spod ciemnej gwiazdy, a oni po prostu wciągnęli go w handel.

     – Handel?

     – Dragami.

     – Ach... Ojej.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz