37. Główny antagonista.

149 24 6
                                    

{VICTORIA}

ŚRODA, 21 MAJA

     – Hm, wyglądasz trochę jak podróbka twojej starszej siostry.

     Wkurzyło mnie to stwierdzenie.

     – A ty wyglądasz jak tania podróbka Neila Armstronga. Może gdyby rodzice nazwali cię Louis, miałoby to trochę więcej sensu. – Wzięłam się pod boki i zmierzyłam się z nim wzrokiem. – Bo teraz to wygląda jak nieśmieszny żart. Przepuścisz mnie w końcu, czy mam tu stać tak w nieskończoność?

     – Vicky? To ty?

     Wyjrzałam za Armstronga i moje spojrzenie spotkało się z Claire. Dziewczyna była blada, wydawała się przerażona. Trafiłam pod dobry adres.

     – Suń się, Armstrong.

     Przecisnęłam się obok niego i wpadłam do obcego mieszkania, ściskając w dłoni telefon komórkowy. Byłam na granicy wytrzymałości, bo moje życie z każdym dniem zaczynało się coraz bardziej psuć, a moi przyjaciele mi tego nie ułatwiali. Kiedy jakieś półgodziny temu Will zadzwonił do mnie, że przyszli z wizytą do Meghan Maxwell, byłam w szoku. Kiedy obwieścił, że sama powinnam pojawić się w mieszkaniu studentów, by wysłuchać tego, co kretynka od Maxwellów miała do powiedzenia, myślałam, że coś mnie strzeli. Widząc jednak minę Claire, zdałam sobie sprawę, że powinnam trochę ochłonąć. Każdy z nas był zanurzony w tym bagnie po uszy.

     Wpadłam do salonu w bojowym nastroju. Claire niepewnie stanęła obok mnie, kiedy reszta zgromadzonych mierzyła nas uważnym wzrokiem. Rozejrzałam się dookoła. Wnętrze było przytulne, ale nieco zagracone. Pudełka po pizzy piętrzyły się w kącie, stół w połączonej z salonem kuchni niemal załamywał się od ilości stojących na nim kubków. Zebrani mieli niemrawe miny, ale w gruncie rzeczy się nie dziwiłam. Znałam tylko niektórych – ponurego Michaela, irytującego Neila i oczywiście panią Zimną Sukę, Meghan. Meksykanina i okularnicy nie kojarzyłam.

     Will siedział na kanapie między Meghan a Michaelem. Przyglądał mi się uważnie, zapewne odczytując moje uczucia. Skrzywił się, kiedy z kurtuazją pokazałam mu środkowy palec. Wszyscy przyglądali mi się zaskoczeni.

     – Szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej o swoich planach, kretynie – warknęłam. – Przygotowałabym się mentalnie na spotkanie z frajerskimi znajomymi Meghan Maxwell.

     Meksykanin prawie zakrztusił się śliną i spojrzał na swoich znajomych.

     – Ej, kto to jest? Co to za laska?

     – Victoria Daly – mruknął Neil, przystając obok mnie. Zerknął na mnie. – Kawy? Herbaty?

     – Kawy? Na noc?

     – To będzie długa noc – oznajmiła Meghan Maxwell irytująco beznamiętnym tonem. – Kawa zapewne przyda się większości z nas.

     Prychnęłam. Nie miałam ochoty spędzać tu długich godzin na pogawędkach z Maxwellówną i jej dziwnymi kumplami. Miałam zamiar zaraz stąd spadać.

     Will trafnie odczytał towarzyszące mi odczucia.

     – Uspokój się, Vicky. To poważniejsze, niż ci się wydaje.

     – Nie będziesz mi mówić, co mam robić, do jasnej cholery. – Wzięłam się pod boki i westchnęłam głęboko. – Musiałam uciec z domu pod osłoną nocy. Prawie złapali mnie gliniarze. Nie mam ochoty na przedłużające się wstępy, więc niech ktoś mi szybko opowie, o co tu chodzi, bo inaczej coś rozniosę. Dzwoniłam też do Lucie i Grace, a one zgodnie stwierdziły, że spotykanie się w tym samym mieszkaniu z nią – wskazałam na Meghan Maxwell – jest durne. Powiedz mi więc, Willy, czemu zrobiłam z siebie idiotkę, przychodząc tu.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz