34. Dziewczyna z lustra.

202 24 10
                                    

{EMMELINE}

PONIEDZIAŁEK, 19 MAJA

     Szeryf dokładnie notował moje odpowiedzi na jego pytania. Był w tym wyjątkowo skrupulatny jak na pięćdziesięcioletniego faceta, który próbował być młodzieżowy i nagminnie używał słowa „czaisz". Podejrzewałam, że gdybym zerknęła w jego zapiski, umarłabym na atak serca po zobaczeniu masy błędów ortograficznych i składniowych. Nie wyglądał na intelektualistę.

     Brian i Corrine siedzieli po moich bokach, obserwując uważnie gliniarza. Czułam ich zdenerwowanie i złość na mnie, ale nic sobie z tego nie robiłam. To nie był przecież pierwszy, kiedy targały nimi takie emocje.

     – I jak miałaś zamiar wykraść kamienną figurę, co? – zapytał mężczyzna, unosząc wzrok znad notatek. – Wziąć ją pod pachę i uciec daleko stąd? Chyba zdawałaś sobie sprawę z tego, że kamień na swoją wagę, nie? To nie poduszka wypełniona pierzem.

     Obrzydzało mnie to, w jaki sposób mówił o mojej Susannah. Jakby nie była już żywą istotą tylko pierdolonym przedmiotem.

     – Naprawdę? Oj, czyli jednak się myliłam.

     – Jesteś pod stałą obserwacją, Emmeline. Czaisz? Wiemy o wszystkim, co robisz. Wiemy, z kim się przyjaźnisz, co jesz na śniadanie i kiedy chodzisz do łazienki. Myślałaś, że nie dowiemy się o tym, co knujesz? Nie jesteś chyba aż tak głupia, co?

     Patrzyłam na niego w milczeniu. Wiedziałam, że oczekiwał ode mnie reakcji, na którą byłoby stać większość nastolatek – szczere przerażenie, skruchę, stres. Niestety, nie mógł niczego takiego ode mnie wyciągnąć. Nie czułam nic. Gdzieś w głębi ducha już wcześniej wiedziałam, że tak to się skończy. Byłam więc spokojna. Nie miałam potrzeby, by walczyć z czymś przesądzonym z góry. Od początku znałam cenę, która wiązała się ze złapaniem przez tych półgłówków.

     Brian spojrzał w moją stronę, kiedy nie wydałam z siebie nawet słowa. Wydawał się naprawdę wściekły, ale w swoim życiu widziałam już tyle, że nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. W tamtej chwili już nic mnie nie interesowało. W moim życiu był jeden cel.

     Susannah.

     – Słyszysz, co się do ciebie mówi, Emmeline? – warknął mój adopcyjny ojciec. Chwycił mnie za ramię, a ja musiałam się powstrzymywać, by nie wypalić mu ręki. – Co, nagle ogłuchłaś?! Wyjaśnij nam to! Co sobie myślałaś, kiedy znów wpadałaś na te durne pomysły?! Co tym razem wpadło ci do głowy?! Przez ciebie zaraz osiwiejemy!

     Corrine spojrzała błagalnie na męża.

     – Brian, uspokój się trochę...

     – Ta smarkula przysporzyła nam już tyle problemów, że...

     – Ja... Wiem, ale tutaj nie powinniśmy...

     – Nie obchodzi mnie to!

     – Proszę państwa, proszę się trochę uspokoić. Próbujemy dotrzeć do prawdy – upomniał ich Wright. Wbił wzrok w moje oczy. Zrzuciłam z siebie rękę Briana, wciąż wpatrując się w jego niebieskie tęczówki. Był zdeterminowany. – Wiem, że trudno się z tobą rozmawia, Emmeline. Ale jestem przygotowany na długą batalię, nie martw się. Zaraz zaparzę sobie kawy... Może ty też chcesz, co? – Wstał i ruszył do ekspresu. Zerknął na Warnerów. – A państwo? Naprawdę, proszę się uspokoić.

     Udawał wyluzowanego, ale potrafiłam przejrzeć go na wylot. Nie był skomplikowaną osobą. Czuł się pewniej, bo miał za sobą Ruby Hamilton, która jednym spojrzeniem mogłaby przyprawić mnie o miażdżący ból głowy. W każdej chwili mógł po nią zadzwonić, by wyciągnąć ze mnie prawdę. Byłby w stanie to zrobić – w końcu stanowiłam zagrożenie dla miasteczka, byłam notowana i zdolna do obrzydliwych rzeczy. Brian i Corrine tym razem nie mieliby nic do gadania w tej sprawie. Żadne pieniądze nie przekonałyby tych ludzi, że trzeba mnie specjalnie traktować. Przeze mnie wielu ludzi straciło życie w listopadzie. Moja siostra została zmanipulowana przez potężną wiedźmę. Byłam też przecież bezwzględna i niezmordowana w swoich niecnych knowaniach. Ja o tym wszystkim wiedziałam, ale się nie bałam.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz