46. Czarownicy i Anomalie.

142 19 7
                                    

{MEGHAN}

PIĄTEK, 30 MAJA

     Stałam pod szkołą, czekając na samochód, którym miał po mnie przyjechać Anthony, i z przerażeniem odkryłam, że mój telefon zadzwonił. Doskonale wiedziałam, kto o takiej porze usiłował się ze mną skontaktować i nawet nie musiałam zaglądać na ekran.

     Przez chwilę rozważałam odrzucenie połączenia, ale ostatecznie odebrałam telefon, nieco zrezygnowana.

     – Tak, Adrian? Potrzebujesz czegoś?

     Prawdę mówiąc, byłam mocno zestresowana rozmową z chłopakiem. Po tym, co się między nami wydarzyło w krypcie Wrightów, usilnie go unikałam, nie chcąc się z nim konfrontować. Nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego wtedy zrobiłam to, co zrobiłam, a wiedziałam, że to pytanie go nurtowało. Dostrzegałam to w każdym spojrzeniu, które mi rzucał, gdy znajdowaliśmy się w mieszkaniu. Nie umiałam jednak ogarnąć tego umysłem, nie mówiąc już o tłumaczeniu skomplikowanych odczuć Adrianowi.

     Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza. Prawdopodobnie chłopak czuł się równie niezręcznie co ja, ale zdawałam sobie sprawę, że w tym przypadku byłam w gorszej pozycji. To ja rzuciłam się na niego jak nienormalna. To ja ignorowałam jego telefony. To ja bałam się pozostawać z nim w jednym pomieszczeniu sama. Nie dlatego, że się go w jakiś sposób obawiałam. Nie. Martwiłam się, że to ja znów coś zainicjuję, a do tego pod żadnym wypadkiem nie powinno dojść.

     W końcu Adrian wydusił z siebie dziwnym głosem:

     – Może potrzebujesz podwózki? Jeżeli chcesz, podjadę po ciebie i wrócimy do mieszkania.

     Ulżyło mi. Miałam na to wymówkę.

     – Dziękuję za propozycję, ale umówiłam się już na spotkanie z Tonym. Wrócę więc później z nim. Ale jeszcze raz dziękuję za pamięć.

     – Aa... hm...

     Miałam wrażenie, że słyszałam w jego głosie zawód.

     Odchrząknął.

     – Cóż, dobra, Maggie, baw się dobrze na randce ze sztywniakiem. Jak coś to dzwoń. Chętnie pobawię się w szofera, dopóki Michael nie ogarnął, że zwinąłem mu auto.

     – Dobrze, jak coś to poinformuję cię o wszelkich zmianach.

     Kiedy się rozłączyłam, zdałam sobie sprawę, że przez całą naszą wymianę zdań, na przemian wstrzymywałam oddech albo nie potrafiłam nad nim zapanować. To raczej świadczyło o tym, że nie było ze mną dobrze.

     Nie podobała mi się ta sytuacja. Mój nagły wybuch czułości w krypcie Wrightów miał swoje podłoże w szoku, który przeżyłam, kiedy odzyskałam panowanie nad własnym umysłem po nagłej interwencji Gideona, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Nie chciałam przyznać, że słowa pani Dumwood zaczęły się sprawdzać, a moja sympatia względem Adriana w jakiś sposób ewoluowała. To wszystko było mi nie na rękę i, co ważniejsze, rozpraszało mnie w jednym z najbardziej krytycznych momentów dla miasteczka. Musiałam porządnie się skupić, by w końcu ułożyć w całość układankę, którą przywiodły ze sobą wiedźmy.

     Anthony przybył punktualnie. Zatrzymał się tuż pod ponurym gmachem Mabsfield Academy i uważnie obserwował zza kierownicy, jak zajmowałam miejsce pasażera. W jego towarzystwie nieco się odprężyłam, wiedząc, że na chwilę będę mogła zapomnieć o mniej istotnych sprawach i Adrianie.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz