43. Ciało.

128 20 6
                                        

{RUBY}

WTOREK, 27 MAJA

     Michael i ja siedzieliśmy od kilkunastu minut jak na szpilkach, kiedy jego matka przechadzała się po mieszkaniu, z niezadowoloną miną lustrując wzrokiem wnętrze. Pani Latimer przyszła do nas z niezapowiedzianą wizytą pod pretekstem przyniesienia mojemu chłopakowi jakichś dokumentów. Oprócz mnie i Michaela Lisbeth Latimer napotkała także Adriana. Jak zauważyłam, za nim również niespecjalnie przepadała.

     Pani Latimer zaparzyła sobie herbatę, przy okazji przyglądając się zawartości kuchennych szafek. Byłam dumna z siebie i Meghan, że kilka dni temu zdołałyśmy ogarnąć syf, który w nich panował. Stanęłam z Michaelem na środku salonu, uważnie obserwując poczynania jego matki.

     – Pewnie orientujesz się, co aktualnie dzieje się w miasteczku – zagadnęła mnie niby swobodnym tonem. – Pracujesz dla policji, nie mylę się? Maxwellowie zlecili ci tę robotę.

     Spojrzałam niepewnie na Michaela, ale on tylko wzruszył ramionami.

     – Hm, mniej więcej wiem, co się dzieje. Mam stały kontakt z szeryfem.

     – Czy istnieje jakakolwiek szansa, by złapać szybko wiedźmy?

     Zacisnęłam usta. To było doskonałe pytanie, którego jednak nie powinna adresować do mnie.

     Zaczęłam nerwowo wyłamywać sobie kostki. Adrian wyszedł z łazienki z ponurą miną, świadczącą, że on również nie bardzo przepadał za matką Michaela. Jedynie mój chłopak wydawał się całkiem uspokojony, choć co jakiś czas posyłał w moją stronę przepraszający uśmiech.

     – Tego nie wiem. Policja robi, co może.

     Spojrzała na mnie nieprzekonana.

     – Wiesz, ile razy słyszałam to „robimy, co możemy"? – Pokręciła głową i odłożyła łyżeczkę, którą chwilę temu mieszała herbatę, do zlewu. – Czternaście lat temu mówili to o poszukiwaniach Yvonne Wright. Pół roku temu używali tych samych słów, kiedy próbowali pochwycić wiedźmy. I wiesz, co? Ani nie znaleźli Yvonne, ani nie obronili miasteczka przed czarownicami. Ba, pozwolili na śmierć trójki zwykłych nastolatków. Mniemam, że znałaś Hannę Addams, dziewczynę Michaela?

     – Mamo – wycedził Michael, podchodząc w jej stronę. – Nie poruszaj teraz tego tematu.

     – Dlaczego? To, co ostatnio dzieje się w tym miasteczku, jest nienormalne. Myślałam, że twoja... dziewczyna jest lepiej poinformowana. Chciałam ją podpytać o kilka spraw i...

     – Znałam Hannę osobiście – wypaliłam i spojrzałam w szare oczy pani Latimer. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. – Byłam nad Słonym Jeziorem, kiedy wiedźma włamywała się jej do umysłu. Doskonale znam stawkę, jeżeli to panią martwi. I policja również zna. Ale cóż... W jaki sposób antylopa miałaby skutecznie zapolować na stado lwów? Jak policja ma złapać wiedźmy, które opanowały zdolność teleportacji do perfekcji? Równie dobrze czarownice mogą w tej chwili znajdować się na innym kontynencie.

     Pani Latimer zmierzyła wzrokiem to mnie, to swojego syna. Nie miałam pojęcia, co mogło chodzić jej po głowie. Widziałam na jej twarzy zmartwienie, ale też irytację. Prawdopodobnie wypytywała mnie o to wszystko, by upewnić się, że jej dzieci były bezpieczne. To było całkowicie zrozumiałe. Szkoda tylko, że przy okazji nie potrafiła wyzbyć się nienawiści do mnie.

     Usiadłam przy stole, a Michael i jego matka zrobili to samo. Adrian mruknął coś pod nosem, zebrał swoje książki ze stolika do kawy i ruszył w stronę pokoju Neila i Michaela. Prawdopodobnie marzył o świętym spokoju.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz