69. Perfidna i okrutna.

80 14 7
                                    

{ADRIAN}

ŚRODA, 11 CZERWCA

     Wracałem ze sklepu z reklamówką wypełnioną puszkami z piwem. Dziś wieczorem mieliśmy kilka powodów do świętowania – chwilowe zakończenie całej tej farsy z wiedźmami i NIM, a także moje jutrzejsze urodziny. Ekspedientki w sklepie mnie znały (możliwe, że kiedyś z którąś się umówiłem), więc nie miałem problemu z kupnem alkoholu bez ukończonego dwudziestego pierwszego roku życia. Mabsfield pod tym względem było dość liberalne. Kiedy jeszcze mieszkałem z rodziną w Kalifornii, sytuacja wyglądała zgoła inaczej.

     Miałem dobry humor, snułem szerokie plany na ten wieczór i zastanawiałem się, jak to będzie świętować pierwszy raz urodziny z Meghan. Na myśl o dziewczynie robiło mi się cieplej na sercu. Aż dziwne, że jeszcze rok temu nie mogłem znieść jej widoku.

     Mój telefon zadzwonił tuż przed wejściem do klatki kamienicy, w której mieściło się nasze mieszkanie. Wyjąłem komórkę z tylnej kieszeni jeansów i odkryłem, że to matka do mnie dzwoniła. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale w sumie ucieszyłem się, że próbowała się ze mną skontaktować. Ostatnio rozmawiałem z nią kilka dni temu.

     – Mamo? – odezwałem się, kiedy odebrałem telefon. – Mam urodziny jutro, nie dziś. Wiem, że masz gromadę dzieci, ale...

     Prychnęła.

     – Nigdy nie zapominam o urodzinach moich dzieci – powiedziała po hiszpańsku. Oczami wyobraźni widziałem, że przewracała oczami. – Jutro do ciebie zadzwonię z życzeniami. Dziś mam inną sprawą.

     – Jaką? – zapytałem z niepokojem. W jej głosie wyczuwałem napięcie, które w ogóle mi się nie podobało. – Mamo... czy to coś z Luisem? Tak? O to chodzi? Znaleźli go?

     – Nie. W sensie... Jakaś kamera na stacji benzynowej go nagrała. Ta stacja... znajduje się w okolicy twojego miasteczka – mówiła drżącym głosem. – Był tam z jakimiś ludźmi. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, ale policja... policja twierdzi, że... mogą pochodzić z tego Mansfield.

     Nie poprawiłem jej, że mieszkałem w Mabsfield, nie Mansfield. Byłem zbyt zaskoczony informacją, że mój rodzony brat zwiał z więzienia i kręcił się w mojej okolicy. I jeszcze ci mieszkańcy Mabsfield, którzy z nim byli. Co jeżeli należeli do grona Gregory'ego? Czy to było możliwe, by wplątał się w grę czarownika?

     – Jesteś pewna? Czy na pewno pochodzili z Mabsfield?

     – Nie wiem, tak powiedzieli. – Na chwilę zamilkła. – Znasz ich? Może ktoś od was ostatnio uciekł?

     Poczułem niepokój. Nie mogłem jej powiedzieć o tym, co ostatnio działo się w Mabsfield. Spanikowałaby i próbowałaby mnie stąd wyrwać. Albo by przyjechała, co w ogóle nie wchodziło w rachubę.

     Westchnąłem ciężko. Nie miałem już siły na to wszystko.

     – Nie, mamo. Nic się tu ostatnio nie działo – skłamałem. – Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Może go złapią w końcu? Skoro gdzieś tu go nagrali. – Zdawałem sobie jednak sprawę, że jeżeli był z Gregorym, to prawdopodobnie zdążyli teleportować się na inny kontynent. Nie zająknąłem się jednak na ten temat. – W Mabsfield raczej go nie ma, bo już bym dostał informację na ten temat.

     – Wiem, synku. – Odetchnęła głęboko. Była przestraszona i przygnębiona. – Jakbyś coś wiedział na temat Luisa to się odezwij, dobrze?

     – Okej.

     Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy, a później rozłączyłem się, czując, że serce biło mi zbyt mocno. Oparłem się o ścianę i spojrzałem na wejście do budynku. Niedobrze. Nie chciałem, by jeszcze moja rodzina wplątywała się w sprawy Mabsfield, ale widocznie los chciał inaczej. Jeszcze raz westchnąłem głośno i zacząłem wspinać się po schodach. Mój dobry humor się ulotnił.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz