68. Obietnica.

82 14 5
                                    

{RUBY}

ŚRODA, 11 CZERWCA

     To był drugi raz w tym tygodniu, gdy odwiedzałam rodzinę Michaela. Poprzednim razem wszystko odbywało się dość szybko, bo wstąpiliśmy tam po drodze, gdy jechaliśmy do nowego mieszkania mojej mamy. Tym razem jednak postanowiliśmy już tak bardziej oficjalnie się z nimi zobaczyć. Zabraliśmy ze sobą też moją matkę, bo Michael uznał, że dobrze by było, gdyby nasze rodziny się zapoznały.

     Wysiadając z auta, czułam, że mój żołądek podjechał do góry. Mimo że wystroiłam się w niebieską, letnią sukienkę i związałam włosy w uporządkowany warkocz, nie czułam się ani trochę pewnie. Wciąż wspominałam naszą wizytę przed wydarzeniami z cmentarza i już na samą myśl robiło mi się niedobrze. Obecność mamy także nie pomagała.

     Wygramoliła się z tylnego siedzenia i podała mi na chwilę torbę do potrzymania.

     – Cholera, wiskoza zawsze tak potwornie się gniecie – wymamrotała, starając się wygładzić materiał spodenek jasnego kombinezonu w drobne różyczki, który miała na sobie. Ubranie miało kopertowy dekolt i rękawy do łokci obszyte delikatną koronką. Sama bym się w coś takiego ubrała, więc byłam zadowolona z jej wyglądu. Do tego zrobiła sobie świetny makijaż i związała włosy w wysoki kucyk. – Twoi rodzice, Michael, pomyślą sobie, że wyjęłam to psu z pyska.

     Michael stanął obok mnie i objął w talii. Na jego ustach majaczył uśmiech – moja matka zawsze wprawiała go w rozbawienie. Szczególnie gdy paplała bez sensu o ubraniach lub dawała mi modowe porady. Twierdził, że to zabawne, że dwie tak różne kobiety mogą dzielić ze sobą połowę DNA.

     – Nikt tak nie pomyśli – sapnęłam. – Nikt by tego nawet nie zauważył, mamo.

     – Ale ja zauważyłam! Cholera no. – Potrząsnęła głową, a złote koła, które miała w uszach, zakołysały się. – Dobra. Jestem gotowa. Załatwię twoich rodziców na cacy, Michael.

     Przewróciłam oczami.

     – Nie idziemy ich tam skopać, wiesz?

     Michael zaśmiał się na tę uwagę i dał mi kuksańca w bok.

     – Wyluzuj trochę, Ruby.

     Odpuściłam. Chwilowo.

     Drzwi do domu Latimerów otworzyła nam Sylvia, starsza siostra Michaela. Ta, która akurat za mną przepadała. Na mój widok uśmiechnęła się promiennie (ona i mój chłopak mieli naprawdę podobne uśmiechy) i wpuściła nas do środka, przyjmując od mojej mamy jakąś torbę z prezentem (mama upierała się, by kupić coś Latimerom z okazji spotkania). W holu pojawiły się także młodsze siostry, przyglądając się nam z zaciekawieniem. Trzynastoletnia Emma od razu przylepiła się do brata, jak miała to w zwyczaju, a Nicole przyglądała nam się z dystansu. Moja mama trajkotała jak najęta, a ja stałam tam i zastanawiałam się, co powinnam powiedzieć.

     W końcu w drzwiach od salonu łączonego z częścią jadalną pojawiła się matka Michaela. Pani Latimer też się dziś wystroiła, mimo że jej mina była skwaszona jak zawsze. Moje serce na jej widok aż zabiło mocniej. Naprawdę czułam się głupio, że na nią naskoczyłam ostatnim razem, gdy ją widziałam. Ale z drugiej strony... nie miałam ochoty się z nią spotykać.

     – Dzień dobry, pani Latimer – odezwałam się słabym głosem. Michael uspokajająco położył mi dłoń w dole pleców. – Ja... Chciałam przeprosić za mój ostatni wybuch. Nie powinnam była... tak się denerwować. Jeszcze raz przepraszam.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz