64. Zdrada.

79 13 0
                                    

{JULIAN}

SOBOTA, 7 CZERWCA

     – To tu – wydusiła z siebie Miranda, rozglądając się nerwowo. W oddali widać było zarys dwóch wiedźm walczących z Gregorym. Natychmiast pomyślałem o Dantem. – Trzeba zejść w dół i od razu skręcić w prawo. Tam jest trumna Yvonne Wright i dziura w ścianie, w której... jest Gideon.

     Nadal trzymałem ją za rękę, ale nie protestowała. Chyba nie miała nic przeciwko. Pociągnęła mnie w stronę ciężkich drzwi, które oddzielały nas od wnętrza krypty, i je popchnęła. Skrzypnęły ponuro, a ze środka dobiegł nas nieprzyjemny zapach stęchlizny i jakiegoś słodkawego odoru. Uderzyło w nas zimno.

     Miranda spojrzała na mnie niepewnie. Wydawała się przestraszona. Po raz kolejny tego wieczora.

     – Masz jakąś latarkę, Julian?

     Kiedy wypowiedziała moje imię, otrząsnąłem się z otępienia.

     – Nie. A ty?

     – Mam telefon z latarką. – Wygrzebała z kieszeni komórkę i jęknęła. – O matko. Pobił mi się ekran i... jest cała przemoczona. Rodzice mnie zabiją.

     – Z moją wszystko dobrze – mruknąłem i włączyłem latarkę. Pociągnąłem ją w stronę drzwi.

     – Pewnie dlatego, że to nie ty dostałeś w twarz strumieniem wody.

     Cóż, miała rację.

     Zeszliśmy stromymi schodami do podziemi i skierowaliśmy się tam, gdzie wskazały nam duchy. Kiedy oślepiające światło mojej komórkowej latarki trafiło na dziurę w ścianie, wstrzymaliśmy z Mirandą oddechy. Nieświadomie zacząłem ściskać jej rękę, kiedy powolnym krokiem podchodziliśmy do miejsca, gdzie prawdopodobnie spoczywał mój prawdziwy, biologiczny ojciec. Serce biło mi mocniej, mimo że wokół nie wyczuwałem jego potężnej mocy. Zdawało się wręcz, że w krypcie nic nie było.

     Stanęliśmy za lakierowaną trumną niejakiej Yvonne Wright i spojrzeliśmy na szczelinę. Miranda złapała za moją rękę, w której trzymałem telefon i skierowała strumień światła na otwór, z którego aż zionęła ciemność. Nachyliliśmy się ostrożnie i rzeczywiście – w głębi znajdowało się czyjeś ciało. W niewielkiej przestrzeni, w której się znajdowało, dostrzegałem fragment ręki i rękawa jasnej koszuli.

     Miranda wzdrygnęła się i wyprostowała.

     – O matko, matko, matko... On tu naprawdę jest.

     – Też w to nie wierzę. – Posłałem jej badawcze spojrzenie. – To co teraz? Nie mamy czasu, musimy w jakiś sposób...

     – Widzę jego światło duszy. Od urodzenia widzę coś takiego i... myślę, że może mieć to coś wspólnego z moją krwią Ashlandów. – Widząc moje pełnie niezrozumienia spojrzenie, wyjaśniła: – Żyjący ludzie i... czarownicy mają coś takiego jak światło duszy. Mieści się w okolicy serca. To... jakby esencja ludzkiego życia. I życia czarownic i czarowników. – Znów przyjrzała się wyrwie w ścianie. – Światło Gideona jest bardzo jasne, bo żyje i rośnie w moc. Muszę... Muszę to jakoś usunąć. Nie wiem, może można to jakoś chwycić ręką?

     Pokręciłem głową, nie mając pojęcia, co o tym myśleć.

     Znów poczułem, że na moje barki spadło poczucie winy wraz z paniką. Tak naprawdę nie wiedziałem, w jaki sposób mogłem jej pomóc. Ba, nie miałem pojęcia, czy w tamtym momencie podjąłem w ogóle dobrą decyzję, zdradzając moje rodzeństwo. Zdradzając Dantego. W jednej chwili zacząłem kwestionować wszystkie moje wybory, których dokonałem do tej pory. Byłem przerażony, a niepewne spojrzenie, które posyłała mi Miranda, przyklaskiwało tylko moim wątpliwościom. Może nie powinienem jednak pomagać wiedźmom? Wyglądało na to, że one same nie wiedziały, co robiły. Jak miałem przy ich wsparciu otworzyć oczy Dantemu?

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz