36. Pionek.

168 23 6
                                    

{RUBY}

ŚRODA, 21 MAJA

     Złapałam Michaela za rękę, kiedy tylko stanęliśmy blisko siebie. Natychmiast poczułam się lepiej ze świadomością, że był tu przy mnie. A w zasadzie to lepiej mi było, bo wszyscy tu byli – Michael, Neil, Adrian i Meghan.

     Neil skwitował moje przywitanie z Michaelem przewróceniem oczami.

     – Jesteście obrzydliwi.

     – Nie zrobiliśmy jeszcze nic obrzydliwego.

     – I dobrze – powiedział Adrian, drapiąc się po karku. – Wystarczy, że muszę odwiedzać to plugawe miejsce.

     Cóż, Adrian nigdy nie ukrywał, że nie darzył szczególną sympatią wszelkich organów ścigania. Nie dziwiłam się więc, że źle się czuł na posterunku policji wśród rozgorączkowanych gliniarzy, szukających wyjścia z sytuacji, w której się znaleźliśmy.

     Neil spojrzał na niego zdziwiony.

     – Serio? Plugawe?

     – Widzisz tu tych wszystkich gliniarzy? Ech, już czuję się brudny. Kiedy wrócimy do domu zaklepuję łazienkę jako pierwszy. Potrzebuję długiego, odprężającego prysznica po wszystkim.

     – Nie jestem pewna, czy wiesz, co oznacza słowo „plugawe" – mruknęła Meghan, krzyżując ramiona i wbijając wzrok w pracujących policjantów. – Bardziej prawdopodobne wydaje się, że po prostu chciałeś użyć nowego słowa ze swojego słownika. Poza tym zawsze bierzesz prysznic rano.

     Uwielbiałam Meghan w tym, że czasem nieświadomie potrafiła sprowadzić kogoś do pionu, pokazując jeszcze przy tym, że obserwowała otaczających ją ludzi. Od razu widać było po niej, że nie bardzo radziła sobie w relacjach międzyludzkich, ale mimo wszystko dało się darzyć ją sympatią. Pomimo nazwiska budzącego negatywne emocje była w gruncie rzeczy dobrą i odpowiedzialną dziewczyną. Wydawało mi się też, że każdy z nas już się o tym przekonał – Michael i ja, Neil oraz sam Adrian, który teraz posłał dziewczynie mordercze spojrzenie. Meghan po prostu go zignorowała w tamtej chwili.

     Mocniej ścisnęłam rękę Michaela. Mój chłopak spojrzał na mnie, badając wzrokiem moją twarz. Byłam wykończona tym, co działo się w miasteczku, ale jednocześnie cała czwórka dawała mi siłę, bym znów stanęła twarzą w twarz z problemami, a właściwie... z cholernymi wiedźmami.

     Meghan odwróciła się w moją stronę.

     – Co do tej pory ustalono w sprawie wiedźm i Susannah? Prześledzono nagrania? Sprawdzono, czy na pewno wydarzyło się to o tej samej godzinie? Przeszukano miejsca, w których mogły się pojawić wiedźmy? Na przykład dom pani Dumwood? Skontaktowano się już z Marlene Fairchild tak jak prosiłam? Ona na pewno coś wie. Juliette i Samantha właśnie u niej pomieszkują.

     Westchnęłam. Spodziewałam się takiej fali pytań, ale odpowiedzi na nie mogły być rozczarowujące dla Meghan.

     – Tak, prześledzono nagrania i okazało się, że Yvonne i Lissa zniknęły w tej samej chwili co... Susannah. Nie ma mowy o przypadku. Poza tym... Czy w ogóle w tym wszystkim jest miejsce na jakikolwiek przypadek? Nie wydaje mi się. Dom pani Dumwood, piwnica Ratusza, kilka opuszczonych domów na obrzeżach i dom Marlene Fairchild zostały przeszukane, ale... mamy ciągle w świadomości, że to są wiedźmy. One... skutecznie się ukrywają. A Samantha i Juliette nie pojawiły się w domu Marlene od kilku dni. Prawdopodobnie wszystkie wiedźmy są razem z posągiem Susannah. Nie wiemy tylko... – Rozejrzałam się. Nikt nas nie słuchał, ale mimo wszystko zawahałam się. Nie powinnam mówić o tym tak otwarcie, mimo że każdy z obecnych był świadom tego, że nie potrafiłam utrzymać niczego długo w tajemnicy przed moimi przyjaciółmi. – Nie jesteśmy pewni, czy... Nie wiemy, czy nadal są w Mabsfield. Granica ostatnimi czasy bardzo osłabła i... Hm, to akurat jest poufne, więc...

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz