{MIRANDA}
SOBOTA, 7 CZERWCA
Wieczór zbliżał się nieubłaganie. Mimo że bardzo starałam się odciągnąć moje myśli od wiedźm, zmarłych i bitwy, która miała się dziś rozpętać, nie potrafiłam się nie dołować. Siedziałam na łóżku w moim pokoju i dla uspokojenia duszy przeglądałam Instagrama na zmianę z Pinterestem – szukałam sobie jakichś inspirujących obrazków. Nadal jednak czułam, że moje serce rozrywało to charakterystyczne uczucie. Jakby próbowało się jak najbardziej skurczyć, ukryć ze strachu. Nie umiałam nie stresować się tym, co miało nadejść tej nocy.
Babcia też przeczuwała, że dziś miało wydarzyć się coś złego. Od rana krążyła po domu jak satelita i zaglądała do każdego pomieszczenia, jakby sprawdzała, czy nikt się nigdzie nie włamał. Miałam nieodparte wrażenie, że była to reakcja na wiedźmy i ich nadchodzące starcie z Gregorym. Moja babka nie mówiła o tym wprost, ale było po niej widać, że czegoś się bała. Nie zdziwił mnie więc jej widok, kiedy wtargnęła do mojego pokoju. Jej farbowane rude włosy otulały jej twarz i odstawały w przeróżne strony. Zielone oczy spojrzały prosto w moje, a ja znów zdałam sobie sprawę, że byłyśmy do siebie bardzo podobne. Stanowiłam jej dokładną, młodszą o kilkadziesiąt lat, kopię.
Tuż za babcią pojawił się duch młodego dziadka, który przez cały dzień z niepokojem przyglądał się zachowaniu babci. Czułam, że doskonale wiedział, co powodowało w niej taką manię, ale nie pisnął o tym nawet słowem, gdy zapytałam. Zmartwiony po prostu się za nią snuł, chowając swoje nienamacalne dłonie w kieszenie staromodnych spodni, w których chyba umarł.
Babcia wyprostowała się, dmuchnięciem strąciła kosmyk z czoła i wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała swój telefon z klapką.
– Masz, porozmawiaj z matką – rzuciła i posłała mi zdecydowane spojrzenie. Zaskoczyło mnie to. Zwykle była potulna, podobnie jak ja. – Tylko kilka minut. Lindsey martwi się o ciebie.
Poczułam ogromną gulę w gardle. Złość na Lindsey już dawno przeminęła, pozostawiając za sobą jedynie żal i strach przed jej reakcją. Wiedziałam, że nie powinnam była na nią krzyczeć, kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy, ale nie potrafiłam powściągnąć emocji. Od tamtej pory unikałam rozmów z rodzicami. A właściwie z ludźmi, których całe życie uważałam za rodziców. Dziś jednak, patrząc na minę babci, wiedziałam, że nie mogłam się z tego wyminąć. Poza tym...
Poza tym nie wiedziałam, czy tego wieczoru przypadkiem nie umrę.
Drżącą dłonią sięgnęłam po telefon i przyłożyłam go do ucha. Po drugiej stronie panowało nieprzyjazne milczenie. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy ktoś był po drugiej stronie. A może to był jakiś test ze strony mojej matki? Albo kara za to, że ostatnim razem rzuciłam słuchawką?
– Halo? Jest tam kto? – wydusiłam z siebie z trudem. Spojrzałam wymownie na babcię, a ona usadowiła się na krześle stojącym przy biurku. Nie zamierzała wychodzić. – M... Mamo?
W końcu rozległo się westchnięcie.
– Wykończysz mnie kiedyś, Mira – powiedziała w końcu mama, a w jej głosie wyczuwałam drżenie. Zaskoczyło mnie to. Zwykle była zdecydowana, kiedy ze mną dyskutowała. – Czy ty wiesz, co ojciec i ja przeżywaliśmy przez ostatnie dni? Jak się martwiliśmy?
– Martwiliście? Myślałam, że jesteście wściekli... Jak zwykle.
– Skończ. Powiedz, o co chodzi. O co ci chodziło, kiedy ostatnim razem rozmawiałyśmy? O co chodziło z tym... że ty coś wiesz? Powiedz mi.

CZYTASZ
The Witching Hour
ParanormalDRUGI TOM SERII O IZOLOWANYCH Mabsfield ciężko jest się podnieść po tragedii, która nawiedziła miasto rok temu. Mieszkańcy patrzą na siebie z rosnącą nieufnością, a w rodzinie Maxwellów dochodzi do rozłamu, który może wpłynąć na całe miasteczko. Na...