{RUBY}
SOBOTA, 31 MAJA
Michael patrzył na mnie nieco bezradnie z rozłożonymi rękami. Przed chwilą znów próbował mnie przeprosić za sytuację z jego matką, ale jeszcze nieugięcie go ignorowałam. Nie byłam już w sumie zła. Bardziej było mi przykro, że kiedy go potrzebowałam, nie potrafił przeciwstawić się swojej uprzedzonej mamie i powiedzieć jej, że wcale nie byłam taka, za jaką mnie uważała. Pozwolił, by mi ubliżała, kiedy znajdowałam się tuż obok niego. Tak nie zachowywał się moim zdaniem dorosły facet. Musiał się więc postarać, by mnie udobruchać.
Staliśmy na balkonie i w milczeniu obserwowaliśmy ludzi przechadzających się po Mabel Street. Miasteczko tętniło życiem, mimo że w powietrzu dało się wyczuć kolejne spiski wiedźm i wiszące nad Mabsfield kłopoty. Patrzyłam na rodziny przechodzące od sklepu do sklepu i zalała mnie nagła fala czułości. Prawdopodobnie połowiczną winę ponosiła za to atmosfera panująca tego wieczora – było ciepło, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Ludzie powoli schodzili się do domów, ale zachowywali się przy tym tak beztrosko, że chwilami musiałam się zastanowić, czy nadal mieszkaliśmy w poczciwym Mabsfield.
Michael zapalił papierosa i oparł się o poręcz. Stałam tuż obok niej i zaglądałam w dół, na tłumy. Starałam się ignorować palące uczucie, które się we mnie zrodziło przez spojrzenie mojego chłopaka. Miałam na sobie czarną sukienkę w czerwone kwiatki, którą kupiła mi mama na dwudzieste urodziny. Tego dnia czułam się naprawdę ładnie i wiedziałam, że Michael przez to nie potrafił spuścić ze mnie oczu.
Po chwili mój chłopak jednak zgasił peta i rzucił go za barierkę. Na przechodniów.
– Co mam jeszcze zrobić, byś uwierzyła, że to ostatni raz, kiedy moja matka cię tak potraktowała? Wiesz doskonale, że nie znam się na tym i...
Spojrzałam na niego spode łba.
– Kiepska wymówka.
– Przecież wiesz, że cię kocham. To było kretyńskie, że nic wtedy nie powiedziałem, ale... Bardzo szanuję moją mamę i starałem się delikatnie jej powiedzieć, by przestała być na ciebie taka cięta. Naprawdę. Nie radzę sobie z kobietami, okej? A szczególnie tymi o silnym charakterze. Kiedy zaczęłyście się sprzeczać, nie wiedziałem, co zrobić.
Jeszcze bardziej się skrzywiłam, słysząc te słowa. Wiedziałam, że Michael nie był typem wojownika. Nie lubił tracić energii na sprzeczki i źle się czuł na wojennej ścieżce. W tamtej chwili również nie wiedział, w jaki sposób miałby odkręcić tę sprawę ze mną i jego matką, bo zależało mu w równym stopniu i na mnie, i na rodzicielce. Ale tego było za wiele. Jak nie mógł choć raz wyjść ze swojej strefy komfortu, by mnie obronić? Dlaczego to zawsze ja musiałam być tą silną? Czemu nie mogłam choć raz schować się za jego plecami?
Podszedł do mnie i złapał za ramiona. Obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał prosto w oczy. Jego dłonie dotykały mojej odsłoniętej skóry, a ja nie umiałam ukryć tego, że w pewnym stopniu mnie to podniecało. Mimo wszystko czułam do niego to samo co wcześniej.
– Nawaliłem. Przepraszam za to. Kocham cię. Nadal nie wiem, jak mam się wytłumaczyć, ale po prostu wiedz, że cię kocham. Już więcej tego nie spieprzę, obiecuję.
Odwróciłam wzrok.
– Ja... po prostu zawiodłam się, Michael.
– Wiem. Żałuję. – Zsunął swoje dłonie i złączył je z moimi. – Wiem, że nie jestem ciebie godny albo coś, ale od teraz będę walczył. Chcę być z tobą. A gadanie mojej matki tego nie zmieni.
CZYTASZ
The Witching Hour
МистикаDRUGI TOM SERII O IZOLOWANYCH Mabsfield ciężko jest się podnieść po tragedii, która nawiedziła miasto rok temu. Mieszkańcy patrzą na siebie z rosnącą nieufnością, a w rodzinie Maxwellów dochodzi do rozłamu, który może wpłynąć na całe miasteczko. Na...