{RUBY}
PONIEDZIAŁEK, 5 MAJA
– Juliette i Samantha przybyły do miasta – powiedziałam bez zbędnych wstępów, siadając przy stole naprzeciwko Melissy i Yvonne. – Czego tu szukają? I dlaczego przywiozły ze sobą jakieś dziecko?
Melissa przejechała bystrym wzrokiem po mojej twarzy i skwitowała:
– Meghan kazała ci nas przycisnąć, co? Jak tam się czuje po śmierci brata?
– Przymknij się i odpowiedz mi na pytanie.
– Pewnie kiepsko. Mimo że tego nie widać na pierwszy rzut oka, Maggie jest bardzo wrażliwą dziewczynką. Czy Ade już skacze nad nią jak nadopiekuńczy starszy braciszek? – Melissa skrzyżowała ramiona na piersi i uśmiechnęła się cierpko. Yvonne patrzyła na nią bez wyrazu. – Pewnie tak. I ty też pewnie skaczesz nad nią, wiedząc dokładnie, co teraz przeżywa. Też tak rozpaczałaś po Nathalie?
Starałam się nie stracić panowania nad sobą, ale zbliżałam się niebezpiecznie blisko granicy. Lissa znała moje słabe punkty. Wiedziała, co może wyprowadzić mnie z równowagi i chciała to wykorzystać, by odwrócić moją uwagę od istotnych kwestii. Od Juliette i Samanthy. Nie mogłam na to pozwolić, więc zacisnęłam zęby i wycedziłam:
– Juliette tak jak wy założyła Mabsfield. Samantha jest zastępstwem za Yvonne. Co one tu robią? I czyje jest dziecko, z którym przybyły?
Melissa rozłożyła ręce.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nie byłam na wolności od... pół roku. Nie widziałam żadnej Juliette i Samanthy ani dziecka.
– Nie udawaj głupiej.
– Nie udaję. Nie wiem, o kim mówisz, Ruby.
Zacisnęłam pięści.
– Skończ ze swoimi chorymi gierkami, Lisso. Daj im już spokój. Doskonale wiem, że możesz teraz czytać z mojej głowy jak z kartek i dokładnie wiesz, o kim mówię. – Poprawiłam okulary na nosie i przyjrzałam się jej uważniej. Wyglądała na rozluźnioną. – Czyj jest ten dzieciak? Juliette? Samanthy?
Zaskoczyła mnie Yvonne, która parsknęła śmiechem. Nie było w tym geście cienia rozbawienia. Było w niej raczej zmęczenie, zdenerwowanie i smutek. Jeszcze nie widziałam jej w takiej odsłonie i musiałam przyznać sama przed sobą, że po raz pierwszy wydawała się tak ludzka. Jej oczy opuściła dzika moc i szaleństwo, a pojawiła się w nich zwyczajna tęsknota.
– One praktycznie nie mogą mieć dzieci. Zresztą my też. – Spojrzała po sobie i Melissie. Jej towarzyszka błądziła wzrokiem po pomieszczeniu. – To nie jest ich dziecko.
– Więc czyje?
Powoli się przede mną otwierały. Czułam to.
Yvonne przewróciła oczami.
– Sama znasz odpowiedź na to pytanie. Po co nas pytasz? Meghan Maxwell przecież od razu rozpoznała, kto jest matką chłopca. Nie potrzebujesz się tego od nas jeszcze raz dowiadywać.
– Skąd mają to dziecko?
– Rusz trochę głową. Skąd mogą je mieć?
Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, co mówiła dwa dni temu Meghan. Jej zdaniem syn Marlene Fairchild nieprzypadkowo pojawił się w rękach czarownic. Uważała, że dziewczyna może mieć z nimi coś wspólnego, a ja nadal nie miałam pojęcia, co o tym myśleć.

CZYTASZ
The Witching Hour
ÜbernatürlichesDRUGI TOM SERII O IZOLOWANYCH Mabsfield ciężko jest się podnieść po tragedii, która nawiedziła miasto rok temu. Mieszkańcy patrzą na siebie z rosnącą nieufnością, a w rodzinie Maxwellów dochodzi do rozłamu, który może wpłynąć na całe miasteczko. Na...