{JULIAN}
CZWARTEK, 8 MAJA
Za oknem deszcz wymywał kłamstwa, tajemnice i zło z ulic Mabsfield, a ja obserwowałem to jak zahipnotyzowany. Z mojego poddasza dostrzegałem wyraźnie, że ludzie szybko uciekali do domów, widząc ogrom burzy, która się zbliżała. Patrzyłem na to ze spokojem, myślami odbiegając daleko od tego ponurego i przygnębiającego miasteczka.
Przed oczami ciągle stawał mi obraz umierającej Ruth Dumwood. Jej ciężki oddech rozdzierał panującą wokół mnie ciszę, a ostatnie słowa wdzierały się do mojego umysłu za każdym razem, kiedy tylko pomyślałem o owym wydarzeniu. Nie miałem pojęcia, czemu jej śmierć mną tak wstrząsnęła. Może świadomość, że spodziewała się takiego zagrania z naszej strony, zrobiła na mnie większe wrażenie, niż podejrzewałem? A może to przez jej smutne oczy? Co mną tak wstrząsnęło, że nie dałem rady przestać o niej myśleć?
Annabelle dała mi na dziś już spokój. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej krążyła po moim pokoju, tłumacząc, że koniec końców Dumwood i tak nie zostałoby wiele czasu do życia, a my po prostu zrobiliśmy jej przysługę, pozbawiając ją szansy na dłuższą egzystencję. Słuchając jej wywodu, zastanawiałem się, czy naprawdę była tak głupia, czy po prostu starała się sobie coś takiego wmówić, by pozbyć się poczucia winy. Znałem Annabelle, ale w tej kwestii naprawdę nie miałem pojęcia, co o niej myśleć. Zbyłem więc jej paplaninę milczeniem. Pragnąłem jej się pozbyć... najlepiej też z mojego życia. Wszyscy ludzie, których do tej pory poznałem, prowadzili do mojej destrukcji.
Panującą w domu ciszę przerywał jedynie deszcz, odgłosy meczu, który oglądał Derek, oraz kłótnia między Zarą a Annabelle. Starałem się od nich wszystkich odciąć, ale w głębi duszy wiedziałem, że było to niemożliwe. Mimo mojej niechęci byliśmy połączeni nierozerwalną więzią. Byliśmy rodziną w pewien pokrętny sposób.
Dante się o mnie martwił, ale nie umiałem wykrzesać z siebie poczucia winy z tego powodu. Potrzebowałem czasu, by wszystko sobie przemyśleć, a obecność brata przeszkadzała mi uporządkować chaos panujący w moim umyśle. Zacząłem więc obierać zgoła inne ścieżki niż te, którymi chadzali moi towarzysze. To było najlogiczniejsze wyjście z sytuacji, w której się znalazłem – usunięcie z mojej drogi jednostek, które uważałem za toksyczne. Szkoda tylko, że w moim przypadku mogło to zadziałać tylko na chwilę.
Nadal zastanawiałem się, czemu w ogóle do nich dołączyłem. Co mnie do tego popchnęło? Dante? Nie, potrafiłem myśleć samodzielnie. Wizja nieśmiertelności? Absolutnie nie. Filozofia mojego ojca, którą zaszczepił matce? To też raczej szybko wykluczyłem.
Co więc mnie do tego nakłoniło?
Czy moje decyzje nie były przypadkiem determinowane chęcią pozostania w otoczeniu osób, które dzieliły te same zmartwienia co ja? Osób, które nie pasowały do tego świata jak ja? Czy chodziło o to, że byłem czymś więcej niż człowiekiem?
Że byłem Anomalią?
Odetchnąłem głośno i odsunąłem się od okna. Padłem jak długi na łóżko i zamknąłem oczy. Rozdrabnianie się nad tym tematem nic mi nie dawało. Nadal ciężko mi było ogarnąć otaczający mnie świat i ludzi, którzy w nim funkcjonowali. Po co więc miałem się nad tym specjalnie głowić i męczyć? Mogłem sobie to odpuścić. Tak samo jak rozważania nad naturą śmierci.
Odpłynąłem w końcu do krainy, którą rozumiałem dużo lepiej. Obraz wokół mnie stał się niewyraźny, a ja przestałem czuć własne ciało. Znikałem z powierzchni ziemi do świata oferującego mi o wiele lepsze i szczęśliwsze wrażenia. Do świata, którym potrafiłem panować.
![](https://img.wattpad.com/cover/117981202-288-k638684.jpg)
CZYTASZ
The Witching Hour
ParanormalDRUGI TOM SERII O IZOLOWANYCH Mabsfield ciężko jest się podnieść po tragedii, która nawiedziła miasto rok temu. Mieszkańcy patrzą na siebie z rosnącą nieufnością, a w rodzinie Maxwellów dochodzi do rozłamu, który może wpłynąć na całe miasteczko. Na...