2. Starting School and Lab Groups

20.2K 892 25
                                    

- W porządku Śpiąca Królewno, czas wstawać. Masz dzisiaj szkołę.

Jęknęłam głośno i przeturlałam się po łóżku.

- Jedynie osoba, która nie musi znosić tej tortury, może mówić tak radośnie o szkole.

- Przykro mi Milly, ja już przetrwałam mój ciężki szkolny wyrok. Teraz twoja kolej.  Zresztą, ja dziś idę do pracy, więc obie cierpimy.

Mama zamknęła drzwi, zostawiając mnie samą, żebym mogła zebrać wszystkie poranne myśli razem.  Wyjątkowo wolno zwlekając się z łóżka, poszłam do łazienki z nadzieją, że uda mi się dojść do ładu. Włączając światło, nie mogłam nie zorientować się jak wiele zmieniło się od ostatniego razu gdy tu byłam. Odbicie z lustra patrzyło na mnie ogromnymi brązowymi oczami, i włosami które dosięgały tylko do moich ramion. Kiedy byłam młodsza, nienawidziłam ścinania włosów. Odkąd pamiętam, zawsze dosięgały one do połowy moich pleców. To wszystko zmieniło się kiedy wyjechałam; teraz miałam szczęście, że wyrosły nawet na taką długość.

Mój nowy mundurek leżał na łóżku, wyglądając  trochę zniechęcająco, jako że sygnalizował kolejny powrót do życia które kiedyś miałam. To był pomysł mojej mamy, pójście do tej samej szkoły, w której byłabym, gdybym nigdy nie wyjechała. Dla niej wyglądało to na dobry sposób na ponowne połączenie się ze starymi przyjaciółmi. Dla mnie, był to powrót do miejsca gdzie setki pytań będą zadawane i szeptane będą niezliczone słowa o moim nagłym powrocie. Niemniej jednak, przebrałam się w zwykłą, białą, zapinaną koszulę i swędzącą spódnice w kratę, bo czułam, że byłam to winna mojej mamie. Po wszystkim co dla mnie zrobiła, wyglądało to jak mała cena do zapłacenia.

- Na stole są tosty i jajka.

Przestałam przekopywać lodówkę na dźwięk głosu mamy. Skierowałam się w stronę małego stołu, gdzie, jak powiedziała, znajdował się talerz wypełniony jedzeniem wraz ze szklanką soku.

- Muszę iść skarbie.  Baw się dobrze pierwszego dnia w szkole, i nie zapomnij zabrać klucza i zażyć leków. Kocham cię.

- Też cię kocham – Odpowiedziałam mamie, całującej mój policzek przed wyjściem z domu.

Powoli żułam jedzenie, nie czując potrzeby do pośpiechu. Spowodowałoby to jedynie przyśpieszenie powrotu do szkoły, i naprawdę na tym mi nie zależało. Zjedzenie paru tostów i jajek nie zabrało jednak tyle czasu, więc, jak dla mnie trochę zbyt wcześnie, połknęłam garść tabletek i skierowałam się do drzwi. Podświadomie zerknęłam na dom naprzeciw, w którym kiedyś spędzałam cały wolny czas. Wyglądał dokładnie tak samo, nawet jeśli z ludźmi w środku najprawdopodobniej było inaczej.

Ponieważ byłam nową uczennicą, musiałam czekać w gabinecie aż mój plan zostanie ułożony, żebym mogła udać  się na pierwsze zajęcia. Sekretarka była bardzo miła, rozmawiając ze mną podczas składania wszystkiego razem. Kiedy skończyła, ścisnęłam torbę przewieszona przez ramię ciaśniej. To było to.

- Proszę skarbie. Twoje pierwsze zajęcia to angielski w sali 212 na drugim piętrze. Jeśli pokażesz tą notatkę wszystkim twoim nowym nauczycielom, żaden nie wpisze ci spóźnienia. Może się to przydać, w szczególności gdybyś się zgubiła. – Dodała ostatnie zdanie jako żart, ale nie mogłam się zmusić do zaśmiania wraz z nią.

Podziękowałam jej za pomoc i wyszłam na pusty korytarz. Dzwonek zadzwonił parę minut wcześniej, pozostawiając go bez żadnych ludzi. Cisza sprawiła, że poczułam się niezręcznie, przemieszczając się po ogromnej szkole. Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, nie mogłam doczekać się uczęszczania do niej. Oczywiście, to był zupełnie inny czas. To było wtedy, kiedy miałam najlepszego przyjaciela po mojej stronie, żeby zwalczać z nim wszystkie lęki.

Sala 212 pojawiła się w zasięgu mojego wzroku niedługo potem, i wzięłam głęboki wdech przed wkroczeniem do pełnej klasy. Podeszłam do nauczyciela, tak jak poinstruowała mnie wcześniej sekretarka, i próbowałam ignorować wszystkie spojrzenia rzucane w moim kierunku.

-Cóż, klaso, przywitajcie naszą nową uczennicę. Nazywa się Amelia Martin i oczekuje, że wszyscy sprawicie, że będzie czuła się mile widziana.

Wymamrotali ciche przywitanie w odpowiedzi, ale  mogłam zobaczyć, że niektóre z ich głów odwracają się w moim kierunku. Parę znajomych twarzy, postarzonych przez trzy lata mojej nieobecności,  skupiło na mnie swój wzrok, patrząc w wielkiej koncentracji i próbując przypomnieć sobie kim byłam. Nie chcąc skupiać na sobie zbyt wielkiej uwagi, usiadłam z tyłu i słuchałam nauczyciela, pana Wynter’a, mówiącego o pozycjach które będziemy czytać w tym roku.

Pomyślałam że może uda mi się uniknąć jednej osoby, z którą kontaktu najbardziej się bałam. Wszystko zmieniło się w sekundzie w której weszłam do klasy biologicznej; podwójnej lekcji przed luchem.  Przez cały dzień przechodziłam przez ten sam schemat wchodzenia do klasy, zyskiwania niezliczonych spojrzeń i szukania jak najdalszego wolnego miejsca, jak to możliwe. W sekundzie w której wkroczyłam do sali gdzie odbywały się zajęcia przyrodnicze, rzucając szybkie spojrzenie dookoła sali, poczułam, że coś się we mnie przewraca. W rogu zobaczyłam twarz której nie mogłam zapomnieć, nie ważne jak bardzo się starałam.

Ashton Fletcher Irwin, mój najlepszy przyjaciel odkąd pamiętam, siedział przy stoliku, otoczony trzema innymi chłopakami. Z miejsca w którym stałam, nie mogłam powiedzieć, że coś się w nim zmieniło, oprócz faktu, że jego włosy były teraz dłuższe. Na szczęście, jeszcze mnie nie zauważył. Może uda mi się przebrnąć przez dzień bez-

- Przepraszam, mogę ci w czymś pomóc?

Głośny głos nauczyciela biologii skupił na sobie uwagę każdego, powodując ciszę w pomieszczeniu. Odmawiałam spojrzenia w miejsce, w którym piwne oczy prawdopodobnie spoglądały na mnie.

- Uhm, tak, jestem tu nowa.

-Ach tak – powiedział, poprawiając okulary umieszczone na grzbiecie jego nosa. – Jesteś Amelia Martin?

Można było usłyszeć odgłos głośnego wdechu z tyłu klasy, i nie musiałam się nawet odwracać , żeby wiedzieć kto był za niego odpowiedzialny. Teraz nie było ucieczki.

- Tak proszę pana, to ja.

- Cóż, jedyna niekompletna grupa laboratoryjna to Calum, Luke, Michael  i Ashton. Chłopcy, podnieście swoje ręce, żeby Amelia widziała gdzie się udać.

Wszystko potem działo się w zwolnionym tempie. Obróciłam się na pięcie, by zobaczyć trzy ręce podniesione do góry z pewnością siebie. Jednej z nich brakowało, głównie dlatego, że ta ostatnia ręka była przytwierdzona do ciała, które zerwało się z siedzenia i skierowało prosto do drzwi. Ludzie w klasie zaczęli szeptać do siebie w zamieszaniu, ale ja doskonale widziałam co się działo. Uciekał ode mnie. Chłopak który był najlepszym przyjacielem o jakiego kiedykolwiek mogłam prosić, właśnie opuścił pokój, bo zobaczył mnie. Jeśli to nie był kompletny cios, to nie mam pojęcia co innego mogłoby nim być. 

_____________________________________________________________________________

Witam ponownie :) Oto drugi rozdział "A Little Like Fate", mam nadzieję, że się wam spodobał. Dziękuje wszystkim osobą które przeczytały poprzedni, i dziewczynie która go skomentowała, sprawiliście, że następne rozdziały tłumaczy się o wiele przyjemniej.

Przypominam, jeśli chcecie być informowani, napiszcie do mnie na twitterze -> @perfazja

Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej we wtorek :)

Jeśli macie konto na wattpadzie, zachęcam do komentownia&głosowania :)

(+ nie wspominałam o tym w poprzedniej notce, ale gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości, to oczywiście mam zgodę na tłumaczenie tego fanfiction)

A Little Like Fate - tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz