- Dobry wieczór Amelio.
- Dobry wieczór Margie – wyszeptałam w odpowiedzi.
Jej spojrzenie powędrowało na śpiące ciało, właśnie zwinięte na małym krześle parę metrów ode mnie, kiedy weszła do środka pokoju. Kiedy pomagała mi usiąść i podawała tacę z jedzeniem, zauważyłam, że jej oczy ciągle spoglądały na krzesło. – On ledwo co wychodzi.
- Wiem. – Musiała przejść obok niego, żeby sprawdzić maszynę, do której byłam podłączona i w duchu modliłam się, żeby go nie obudziła. Byłam pewna, że jego grafik snu był zupełnie zaburzony i desperacko pragnęłam, żeby odpoczął. Kiedy spał, nie wyglądał na tak zmartwionego czy przestraszonego; był spokojny i ten widok napawał mnie szczęściem.
- Cóż, wszystko wygląda w porządku. Doktor Morgan prawdopodobnie przyjdzie potem z tobą porozmawiać. Ona i twoi rodzice rozmawiają właśnie w jej gabinecie.
- Dobrze Margie, dziękuje – starsza kobieta uśmiechnęła się, jednak jej uśmiech nie dosięgał jej oczu, i wyszła z pokoju.
Spojrzałam na tacę, która leżała jedynie parę celi nad moimi kolanami i próbowałam jak najciężej nie zwymiotować na jej widok. Od początku mojego leczenia, czyli około tygodnia, mój apetyt sięgnął ekstremalnie niskiego poziomu. Jedzenie stało się męką; jeden z wielu nowych zabawnych efektów ubocznych, z którymi musiałam się zmierzyć. Patrzałam na bekon, jajka i tost na talerzu jakby były moimi wrogami i w tym momencie w sumie nimi były.
- Jestem całkiem pewny, że twoje jedzenie uciekłoby, gdyby miało nogi. Co za wredne spojrzenie. – Jego głos był zachrypiały z powodu snu, z którego właśnie się wybudził.
- Żałuję, że nie ma nóg żeby uciec.
- Ale Mills, musisz jeść.
- Wiem, wiem – jęknęłam.
Ashton wstał, na tyle długo, żeby przysunąć swoje krzesło bliżej mnie. Umieścił pocałunek na moim policzku przed tym, jak z powrotem usiadł. – Dzień dobry piękna.
- Dobry wieczór – poprawiłam go, mimo tego, że nie było zupełnie nic dobrego w tym dniu.
- Jak ci się spało?
- Tak jak zwykle. Tobie?
- Wspaniale – odpowiedział natychmiast, ale wiedziałam, że kłamał. Worki pod jego oczami zaprzeczały jego stwierdzeniu, ale wiedziałam także, że nie było sensu się z nim sprzeczać. Ostatnim razem, kiedy powiedziałam mu, żeby poszedł do domu i odpoczął, zaczął deklamacje o tym, jak coś mogłoby się stać, kiedy go nie będzie i skończył ze łzami w oczach. Nie mogłam znieść widoku jego łez, więc przestałam się z nim sprzeczać.
- Więc masz zamiar to zjeść, czy będziesz dalej prowadzić z tym bitwę na wzrok?
- Myślisz, że wygram?
- Amelio, jedz.
Wiedziałam, że moje pełne imię wychodzące z jego ust znaczyło, że zmęczył się przeczeniem się ze mną. Nie rozumiał, jak ciężko było mojemu żołądkowi utrzymać posiłek, ale i tak podniosłam widelec, nabiłam kawałek bekonu i uniosłam do ust. Zrobiłam to dla niego i tylko dla niego; mając nadzieję, że da mu to chociaż odrobinę szczęścia, na które tak bardzo zasługiwał. Proces jedzenie był uciążliwy i dotarłam do połowy, zanim odepchnęłam tacę na bok. Mój brzuch nie popierał wsadzania więcej jedzenia do jego środka.
- Dziękuje – jego głos był cichy i, jakby to był instynkt, chwyciłam go za rękę.
- Oh Milly, już nie śpisz. – Moja mama weszła do pokoju, z tatą wlokącym się za nią. Kiedy podeszli, żeby się przywitać, Ashton próbował rozłączyć nasze palce, ale nie pozwoliłam mu na to. Mój tata przyglądał się przez chwilę naszej dwójce i była pewna, że był świadomy jakiejś zmiany w naszych relacjach.

CZYTASZ
A Little Like Fate - tłumaczenie PL
FanfictionAmelia i Ashton byli najlepszymi przyjaciółmi; mało co mogło rozdzielić tą dwójkę. Tak było, dopóki pewnego dnia rodzina Amelii niespodziewanie się wyprowadziła. Bez ostrzeżenia czy pożegnania. Trzy lata mineły i prawie wszystko się zmieniło; prawi...