8. Old Friends and New Truths

18.3K 770 47
                                    

- To jest pyszne Milly. Jesteś pewna, że nie brałaś potajemnie lekcji gotowania za moimi placami?

- Jeśli czytanie tylniej części opakowania Betty Crocer uważa się za lekcje gotowania, to owszem, brałam.

Moja mama wzięła kolejny kęs deseru z tęskną twarzą. – Czasami zastanawiam się, czy nie ukarać cię za twoją bezczelność, ale masz to po mnie, więc nic z tym nie mogę zrobić.

Zaśmiałam się z jej wypowiedzi, oceniając ilość babeczek red vel vet, które zostały po moim gotowaniu. Nie było mowy żebyśmy we dwie zdołały zjeść pozostały tuzin. – Czemu nie zaniesiesz ich na druga stronę ulicy?

- Gdzie je zanieść?

- Na drugą stronę ulicy, do Irwin’ów. Wydaje mi się, że docenią trochę dobrego jedzenia.

Walczyłam z wstrzymywaniem oddechu na samą myśl zmierzenia się z Ashton’em albo kimkolwiek innym z jego rodziny. Może parę lat temu był to mój drugi dom, ale teraz na pewno nie można go było za niego uważać. – No nie wiem mamo…

- Amelia, i tak kiedyś będziesz musiała się z nim spotkać. Czemu już przez to nie przejść, zamiast później się tym zamartwiać?

Bo już się z nim widziałam i on nie chce mieć ze mną do czynienia. – Dobra. Ale w takim razie, czemu nie pójdziesz ze mną? Jestem pewna, że pani Irwin chciałaby zobaczyć także ciebie.

- Wiesz co skarbie, to świetny pomysł. – Właściwie to nie spodziewałam się, że się ze mną zgodzi; po części dlatego to zasugerowałam. Stanęła, strzepując wszystkie okruszki, które mogły na nią spaść i wyprostowała spódnice, którą nosiła. Wciąż byłam dozgonnie wdzięczna biuru nieruchomości za zrozumienie naszej sytuacji i zaproponowanie jej pracy gdy wreszcie zdecydowałyśmy się na powrót.

Będąc wydajną i uporządkowaną osobą jak zawsze, mama wyłowiła uchwyt na babeczki z pomieszczenia, w którym trzymamy wszystkie gadżety. Bez ostrzeżenia  wyszła z domu, najwyraźniej oczekując, że pójdę za nią. Gdy ją dogoniłam, pomyślałam o moim wyglądzie. Nie miałam czasu przebrać się z ubrań, w których spędziłam cały dzień, ale przynajmniej moje włosy nie były w takim nieładzie. Kiedy dotarłyśmy do średnich rozmiarów domku, znajdującego się jedynie parę stóp dalej od mojego, poczułam gęsią skórkę na całym ciele. Dla Ashton’a i mnie jednym było widywanie się w szkole,  bo nic nie mogliśmy z tym zrobić. Czym innym było moje pojawienie się u progu jego domu, z babeczkami w ręku i udając, że wszystko było  w porządku.

Próbowałam wyrównać oddech, kiedy frontowe drzwi nagle się otworzyły. Stała tam, wyglądając na kompletnie zaskoczoną, mama Ashton’a. Spojrzała na mnie, potem na moją mamę i powtarzała ten ruch przez co najmniej minutę, przed tym jak uśmiech zawitał na jej twarzy.

- Czy widzę przed sobą moją Amelię?

- Tak. Wie pani, że tak jest. – Ten budynek zawsze był moim drugim domem, tak jak Pani Irwin zawsze będzie moją drugą mamą. Miażdżący kości uścisk w który zostałam pociągnięta, był tym który przyjęłam ze szczęściem, nawet jeśli zabolał. To była kobieta która znała mnie prawie tak dobrze jak ta, która stała obok mnie.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam.

- Ja też – wyszeptałam, walcząc z łzami.

Kiedy się odsunęłyśmy, mama była następna w kolejce do uścisku. Jeśli ja i Ashton mogliśmy spędzać razem godzinę, to nasze matki mogły spędzić dwa razy więcej czasu. Najlepsze przyjaciółki, tak jak my. Poczułam ukłucie w sercu na myśl, że to ja byłam tą, która je rozdzieliła.

- Wchodźcie natychmiast, obie. I pozwól mi ponieść te pysznie wyglądające babeczki za ciebie. Wyglądasz jakbyś walczyła, by utrzymać je sama.

Uśmiechnęłam się bez zastanowienia; coś, co robiłam rzadko ciągu paru ostatnich lat. Podobnie jak nasz dom po drugiej stronie ulicy, mieszkanie Irwin’ów wyglądało prawie tak samo. Zdjęcia Ashton’a, Lauren i Harrego stroiły ściany; jedyna różnica polegała na tym, że zdjęcia były nowsze od naszych. Przyłapałam się na wpatrywaniu się w każde, próbując wchłonąć każdy moment, który przegapiłam. Jak się można było spodziewać, odkryłam wiele zdjęć Ashton’a siedzącego za perkusją. Dzięki wielkiemu uśmiechowi, mogłam powiedzieć, że to tam był najszczęśliwszy. Jakby tam należał.

- Pozwólcie, że zawołam Ashton’a, Lauren i Harrego na dół – powiedziała Pani Irwin, przerywając moje przemyślenia. – Pewnie będą tak podekscytowani waszym powrotem jak ja. Przecież, jednego dnia tu byłyście, a następnego nie. Bez pożegnania czy czegokolwiek, Myślałam, że zniknęłyście na dobre.

-Tak jak ja – wymamrotałam. Żadna z kobiet nie usłyszała  na szczęście mojego komentarza. Zanim mogłam wymyślić wymówkę, imiona zostały wykrzyczane i usłyszałam dźwięk kroków zmierzających na dół.  Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie mógł być pan Irwin, ale ta myśl rozwiała się w sekundzie, w której ludzie, na których czekaliśmy pojawili się w zasięgu wzroku. Szok który pojawił się twarzach Harrego, Ashton’a i Lauren był całkowicie zrozumiały. Starszy chłopak nie wykonał żadnego ruchu w moją stronę, ale dwójka młodszych Irwin’ów pobiegła w moją stronę, prawie mnie przewracając.

- Amelia! Wróciłaś! Wyjechałaś i wszyscy byliśmy smutni, szczególnie Ashton. Nie rozmawiał z nikim i nie jadł przez co najmniej tydzień. Mama tak się martwiła i-

- Wystarczy Harry.- Ashton oznajmił nagle, przerywając cokolwiek jego brat miał do powiedzienia. Najwyraźniej niezrażony cierpkim głosem starszego brata, Harry dalej się uśmiechał, nie odrywając się ode mnie. Lauren  była w podobnej pozycji, tyle że ona trzymała moją ręke, jakby bała się, że w każdej chwili mogę ucieknąć. Przynajmniej mogłam powiedzieć, że trójka z pięciu członków rodziny Irwin’ów wciąż mnie lubiła.

- Gdzie wasz tata? Nie wiedziałam jego samochodu na zewnątrz – z tym pytaniem, ucichł wszelki hałas w pokoju. Harry poluzował uścisk, Lauren puściła moją rękę, oczy Ashton’a skierowały się na podłogę i usta ich matki się zacisnęły. Moja mama wyglądała na tak zaskoczoną nagłą zmianą w pomieszczeniu, jak ja.

- On już tu nie mieszka.

- A gdzie jest? – delikatnie zapytałam.

- Zdecydował, że nie chce-

- Pieprzyć to mamo! Po prostu powiedz im jak naprawdę jest; nie osładzaj tego.  Tata zdecydował, że nie byliśmy dla niego wystarczająco dobrzy, więc odszedł. Zabawne, jak wszyscy ludzie których kocham, mają tendencję do robienia tego.

Ashton był wściekły z końcem swojego małego wybuchu. Przytuliłam Harrego i Lauren mocniej, mając nadzieje, że to pomoże dwójce płaczących dzieci. Moja mama przybliżyła się do starej przyjaciółki i zaprowadziła ją do kuchni, prawdopodobnie żeby porozmawiać w ciszy. Babeczki, które przyniosłyśmy, pozostawały na podłodze nietknięte, kiedy czułam jak wszystkie kawałki tej nieuporządkowanej układanki zwanej życiem, stworzyły całość. Ashton nie uciekł ode mnie ze złości, mojego pierwszego dnia w szkole, tak jak przypuszczałam. Miał własny powód by to zrobić, który całkowicie rozumiałam. Zrobił to, bo go zostawiłam. Zostawiłam go i nie było mnie przy nim kiedy tego potrzebował. Może mnie nie nienawidził. Może po prostu nie mógł mi więcej ufać. Prawdziwość jego oświadczenia uderzyła we mnie jak tona cegieł. Mogłam winić za to jedynie siebie.  Teraz chciałam, bardziej niż kiedykolwiek, żeby jakiś rodzaj zegara pozwolił mi cofnąć czas i naprawić rzeczy, przed tym jak zostały tak doszczętnie zniszczone.

_____________________________________________________________________________

"zdecydował, że nie byliśmy dla niego wystarczająco dobrzy, więc odszedł. Zabawne, jak wszyscy ludzie których kocham, mają tendencję do robienia tego." tak bardzo żal mi Ashton'a w tej chwili, chyba mnie rozumiecie.

Nie mam sił na pisanie czegokolwiek więcej, bo wciąż siedzę ze łazami w oczach, po tym jak wreszcie przeczytałam The Fault In Our Stars. Jestem pewna, że to też rozumiecie.

Następny rozdział powiniem pojawić się we wtorek :)

 

A Little Like Fate - tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz