- Nie muszę iść do pracy, jeśli nie chcesz. Mogę zadzwonić i powiedzieć o chorobie, spędzimy dzień razem.
- Mamo, to tylko małe przeziębienie. Poradzę sobie.
- W porządku – odpowiedziała, przysuwając się do drzwi – Będę miała telefon przy sobie, gdybyś mnie potrzebowała. Miłego dni skarbie, kocham cię.
- Ja ciebie też mamo.
Wyszła z pokoju, pozostawiając za sobą słodki zapach perfum. Była środa, co oznaczało maraton NCIS w telewizji, jeśli tylko uda mi się znaleźć właściwy kanał. Po świętowaniu z Luke’iem piątkowego popołudnia, spędzałam czas w domu. Tak jak się spodziewałam, moja mama zwariowała na widok guza na mojej głowie. Zapewniłam ją, że był to kompletny wypadek, a ona ostrzegła mnie, żebym była bardziej ostrożna.
Ponieważ nie miałam tu właściwie żadnych przyjaciół, zostałam w moim pokoju robiąc dokładnie to co chciałam. Spędziłam sobotę robiąc zadanie domowe, a poniedziałek zmienił się w dzień Johna Greena. Czyli przeczytałam wszystkie jego książki, pijąc herbatę i płacząc, bo tak działają na mnie jego dzieła. Wczoraj siedziałam na ganku, bo padało, a to od zawsze był mój ulubiony rodzaj pogody. Potem weszłam z laptopem do środka i oglądałam stare odcinki Doktora Who, bo tęskniłam za Davidem Tennant’em na ekranie.
Moja mama pewnie obwiniałaby mój brak swetra wczoraj, za dzisiejszą pobudkę z małym bólem głowy i zatkanym nosem. Ja obwiniałam brak prawdziwego życia. Po skakaniu po kanałach przez parę minut, wylądowałam w połowie starego odcinka NCIS. Skarżę się na brak życia, a oto co robię gdy mam cały dom dla siebie.
Ignorując nieznośny głos z tyłu mojej głowy, wtuliłam się dalej w sofę, która była umieszczona zaledwie parę stóp dalej od telewizji. Wiedziałam, że nie było aż tak zimno na dworze, ale moja temperatura miała tendencję do spadania szybciej niż u innych. Kiedy parę minut później zaczęły się reklamy, wstałam by rozprostować nogi i sprawdzić czy dostałam jakieś nowe listy.
Nawet nie zastanawiałam się przed wyjściem przed dom w jasnych, pomarańczowych spodniach od piżamy i białej koszulce. Słońce ogrzewało moją skórę, i stałam tam przez kilka sekund z zamkniętymi oczami.
- Amelia?
Moje oczy otworzyły się w sekundę, gdy ktoś zawołał moje imię. Kiedy przystosowałam się do światła, zobaczyłam przed sobą Luke’a i Calum’a. Oboje mieli na sobie parę obcisłych spodni z koszulkami z nazwami zespołów, okrywającymi ich klatki piersiowe. Beanie zakrywało większość włosów Calum’a i w tym momencie chciałam mieć cos by zakryć moje niechluje, brązowe włosy.
- Uh, cześć chłopaki – przywitałam się, niezręcznie machając ręką.
- Co ty tu robisz?
- Po prostu sprawdzam skrzynkę pocztową.
- To twój dom? – Calum zapytał, gdy oboje zaczęli wchodzić po schodach.
- Tak jest.
- To niesamowite! Wiedziałaś, że Ashton mieszka po przeciwnej stronie ulicy?
- Niemożliwe. – Gdyby znali mnie lepiej, może byliby zdolni usłyszeć szczyptę sarkazmu ukrytą w moim głosie. Oczywiście, że wiedziałam, że mieszkał po drugiej stronie ulicy, nie żebym kiedykolwiek go widywała. Oboje utrzymywaliśmy dystans; tak było dla wszystkich lepiej.
- Wyglądasz okropnie – stwierdził dobitnie Calum, zyskując lekkie pchnięcie od Luke’a.
- Zdaje się, że to się dzieje kiedy jesteś chory.
CZYTASZ
A Little Like Fate - tłumaczenie PL
FanfictionAmelia i Ashton byli najlepszymi przyjaciółmi; mało co mogło rozdzielić tą dwójkę. Tak było, dopóki pewnego dnia rodzina Amelii niespodziewanie się wyprowadziła. Bez ostrzeżenia czy pożegnania. Trzy lata mineły i prawie wszystko się zmieniło; prawi...