- Mamo, powiedziałam, że wszystko w porządku. Po prostu zostaw mnie samą! – nigdy nie kłóciłam się z mamą, dlatego tak dziwnie było robić to teraz.
- Amelio, jesteś chora. Nie wyglądasz dobrze i musisz iść do doktora.
- To tylko przeziębienie, okej? Przeziębienie. Daj mi jakieś leki i wydobrzeje.
Przeniosła ręce na biodra i mogłam się domyślić, że ta kłótnia nie skończy się dobrze. Z całej siły próbowałam ugryźć się w język i powstrzymać od powiedzenia czegoś, czego potem mogę żałować, ale nie było na to sposobu. Podobnie jak mój płacz parę godzin temu, ten moment był nieunikniony. Trzymałam wszystko w sobie za długo; musiałam wybuchnąć w pewnym momencie. – A co jeśli to coś innego? Co jeśli to coś gorszego?
- Wtedy będę musiała zmierzyć się z konsekwencjami sama, prawda?
- Może powrót do Australii nie był najlepszym pomysłem.
- Może ponowne zamieszkanie z tobą też nie było najlepszym pomysłem.
W sekundzie, w której te słowa opuściły moje usta, wiedziałam, że wcale tak nie myślałam, ale w tym momencie, chciałam przelać trochę bólu na nią. Jakkolwiek ostro to brzmiało, chciałam zranić moją mamę; chciałam wydobyć z niej jakąś reakcje. Chciałam czegoś innego niż spokoju, opanowanej twarzy, którą zawsze miała. Nie chciałam być jedyną, która się rozpada. Oczywiście, jej reakcją nie było nic innego, niż ciasno zaciśnięte usta, kiedy jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Nie mogłam tego znieść; nie mogłam znieść oglądania jej wycofanej, przeze mnie. Powinna krzyczeć czy dać mi szlaban, ale niczego takiego nie robiła.
Bez zastanowienia, przeszłam obok miejsca gdzie stała mama i skierowałam się prosto do drzwi. Nagle mój dom przestał być tym pocieszającym miejscem, którym kiedyś był. Coraz bardziej mnie przytłaczał; był miejscem, w którym ja i moja mama grałyśmy część szczęśliwej rodzinki. Żadna z nas nie była jednak szczęśliwa, wiedziałam o tym, i myślę, że moja mama też. Tak wiele zmieniło się odkąd wróciłyśmy i na pewno nie była to zmiana na lepsze.
Moja mama krzyczała moje imię, ale zignorowałam ją, zamykając drzwi i wychodząc na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło we mnie, działając orzeźwiająco, nawet jeśli spowodowało gęsią skórkę na całym ciele. Po drugiej stronie ulicy, na której stałam, dom Irwinów wyglądał na całkowicie spokojny. Parę świateł świeciło przez ich okna, a moja stara wiedza nabyta przez spędzanie czasu w ich domu, powiedziała mi, że Ashton wciąż nie spał. Uczucie tęsknoty przejęło moje ciało, kiedy zrobiłam parę kroków, zbliżając się do jego domu. Czułam się, jakby niewidzialna lina, trzymana przez niego, ciągnęła mnie na drugą stronę ulicy. W takich chwilach, Ashton zawsze był pierwszą osoba, którą poprosiłabym o pomoc. Jednak kiedy zbliżałam się do jego domu, mój trans został przerwany. Kiedyś może był osobą, do której mogłam się zwrócić, ale ten czas już dawno przeminął.
Łzy napłynęły mi do oczu, po raz drugi tego dnia, i zastanawiałam się, dlaczego to wszystko zmieniło się w tak wielką katastrofę. Gdybym nie odeszła trzy lata temu, żadna z tych rzeczy nigdy by się nie zdarzyła. Ashton i ja wciąż bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi i w moim sercu nie zabrakłoby tego kawałka, który trzymał i zawsze będzie to robił. Zamiast pogrążać się w myślach, które mogły powalić mnie na kolana, ruszyłam raźnie w dół ulicy. Chłodne powietrze powstrzymywało łzy przed wyleceniem z moich oczu. Przygryzłam wargę i próbowałam oczyścić umysł z wszystkiego, co go bałaganiło.
- Amelia, to ty?
Odwróciłam się na dźwięk głosu, nie spodziewając się nikogo w środku nocy. Stał tam, wyglądając na kompletnie zdezorientowanego moim wyglądem, Luke. Gitara przewieszona była przez jego ramię, sprawiając, że bardziej niż oczywistym było to, że właśnie opuścił dom Ashtona. Spojrzał na mnie; pognieciony mundurek którego jeszcze nie zdjęłam, odkąd wróciłam ze szkoły i bałagan, który musiał pojawić się na mojej głowie.
- Hej Luke – wychrypiałam.
- Co tu robisz o tej porze? Jest zimno, a ty jesteś chora.
- Musiałam się przejść – odpowiedziałam, próbując brzmieć obojętnie. Przy moim chorym gardle i zatkanym nosie, na pewno nie brzmiało to wymijająco. Zrobił parę kroków moją stronę, a ja, działając instynktownie, cofnęłam się. Mój ruch zamieszał go, a jego twarz wykrzywiła troska. Biedna Amelia, nie może zrobić niczego sama, tak, by nikt się o nią nie martwił. Dlaczego nie mogę nic robić sama? Dlaczego wszyscy nie mogli zostawić mnie samej, tylko jeden raz?
-Wszystko w porządku? Wybiegłaś z domu Ashtona jakbyś –
- Czuję się dobrze – szorstkość mojego głosu przebiegła przez nocną ciszę i natychmiast jej pożałowałam. – To było parę ciężkich dni. – Parę ciężkich lat, poprawiłam się w myślach.
Luke pokiwał głową, jakby całkowicie rozumiał, o czym mówiłam. Ale nie wiedział, a ja byłam zdecydowanie zbyt zmęczona, by go w to wprowadzać. Niebieskie oczy spotkały moje nudne, brązowe i było w nich coś, co utrzymywało mnie w miejscu. Kiedy próbowałam je rozszyfrować, on już stał przede mną , zdejmując swój płaszcz i umieszczając go delikatnie na moich ramionach. Pod nim, Luke ubrany miał jedynie t-shirt, ale wiedziałam, że spieranie się z nim nie doprowadziłoby mnie nigdzie.
- Amelia, wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Możesz powiedzieć mi wszystko. – Musiałam spojrzeć na jego twarz i tym razem byłam w stanie odczytać jej wyraz; determinację. W słowach Luke’a było coś poważnego, co sprawiło, że musiałam przenieść wzrok na ziemie.
- Dziękuje – pisnęłam, bo co innego mogłabym powiedzieć? Byłam wdzięczna za otaczającą nas ciemność. Była perfekcyjną maską i powstrzymywała Luke’a przez zobaczeniem, w jakim nieporządku naprawdę byłam.
- W takim razie, przeszkadzałoby ci, gdybym dołączył do ciebie na spacerze?
Nawet jeśli spytał tylko o towarzystwo, czułam, jakby pytał o pozwolenie na znacznie więcej. Ciężar pytania wisiał w powietrzu i zastanawiałam się, jaki ruch powinnam wykonać. Czy naprawdę byłam gotowa wpuścić kogoś ponownie do środka? Kiedy zrobiłam to po raz pierwszy, skończyło się to na cierpieniu, z którego wciąż się nie wydostałam. Ale czy dobrze robiłam, celowo odgradzając się od innych, kiedy okazja, by się otworzyć, była tuż przede mną? Przypomniało mi się moje wyznanie skierowane parę godzin temu do Michaela, o tym kim byłam i zdecydowałam, że musiał być powód, dla którego Ashton otoczył się tą grupą przyjaciół. Jeśli on mógł im zaufać, to znaczyło, że ja też mogłam.
- Nie, nie przeszkadzałoby mi to.
Natychmiast ciepła ręka chwyciła moją, zimną, powodując zupełnie inny rodzaj gęsiej skórki na moim ramieniu. Dziwne było to jak, mimo kompletnego nieładu dookoła mnie, wielka dłoń w mojej w tym momencie była wszystkim, co miało znaczenie.
_____________________________________________________________________________
Luke being cute lil shit part one
Hej kochani! Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, Luke jest tak uroczy, że nawet nie wiem, co o tym myśleć :P
Niestety w najbliższym czasie czeka mnie pakowanie i trzydniowa wycieczka do Warszawy, a do tego impreza urodzinowa i przygotowania z nią związane, więc bardzo możliwe, że nie będę mieć czasu na tłumaczenie kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że rozumiecie i cierpliwie przeczekacie ten tydzień, bez dalszych losów Amelii i reszty. (Być może uda mi się dodać coś w niedzielę, ale nie mogę niczego obiecać :/)
Na koniec OGROMNE podziękowania dla wszystkich, którzy głosują i komentują. Dziękuje że czytacie i zostawiacie po sobie znak, kocham was wszystkich bardzo mocno hahah :) x
![](https://img.wattpad.com/cover/15134326-288-k891566.jpg)
CZYTASZ
A Little Like Fate - tłumaczenie PL
FanfictionAmelia i Ashton byli najlepszymi przyjaciółmi; mało co mogło rozdzielić tą dwójkę. Tak było, dopóki pewnego dnia rodzina Amelii niespodziewanie się wyprowadziła. Bez ostrzeżenia czy pożegnania. Trzy lata mineły i prawie wszystko się zmieniło; prawi...