1. - "Podziękuje mi Pani po rozprawie"

35.1K 973 77
                                    


Zack:

Dzisiejszy dzień uznaję za nieudany, niedość, że jadąc do kancelarii jakiś gnój wjechał w tył mojego nowego Mercedesa to jeszcze zapomniałem teczki Larr'ego ze wszystkimi aktami spraw. Na całe szczęście Nick jest u mojej siostry.

Kiedy miałem zaprzyć sobie kawę, do kancelarii weszła kobieta, na pierwszy rzut oka nie robiła zbyt wielkiego wrażenia, ale gdy usłyszałem jej głos od razu dostrzegłem, że jest w niej coś interesującego.

- Dzień dobry, panie Larry. - odparła, podjąć mi dłoń.

- Dzień dobry, nie dzwonił do pani mój wspólnik? Ja poprowadzę pani sprawę. - przeszedłem z nią do mojego gabinetu. - Proszę usiąść. Nazywam się Zack Parker, a pani?

Zdziwiła się trochę, gdy zapytałem o to, ale po chwili otrzymałem odpowiedź "Kelly Cory", nie wiem dlaczego, ale kojarzę jej nazwisko.
Pewnie była już kiedyś u nas.

- To jaki ma pani problem? - zapytałem, patrząc na nią.

- Chodzi o mojego byłego menadżera, kilka dni temu z mojego konta bankowego zniknęły pieniądze.

- Yhm, o jaką kwotę chodzi? - zapytałem, zapisując coś w swoim notatniku.

- Cztery miliony dolarów. - odpowiedziała.

Kelly:

- Cztery miliony dolarów. - usłyszał i po chwili spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

- Duża kwota, pewnie będzie pani chciała zadośćuczynienia? - nie odwrócił wzroku.

- Tak, ale nie chodzi mi o pieniądze, chcę po prostu, aby ten człowiek poniósł jakąś karę. Odzyskane pieniądze i odszkodowanie oddam na jakiś cel.

- Jest pani pewna, że to ten mężczyzna okradł panią?

- Tak, tylko on znał poza mną hasło i pin do mojego konta bankowego.

- Ma pani z nim jakiś kontakt czy cokolwiek?

- Po zgłoszeniu sprawy na policję nie. Na całe szczęście szybko znaleźli dowody i jest w areszcie.

- Rozumiem. Dobrze, to już nie będę pani zatrzymywał, na jutro uszykuję pełną dokumentację oraz termin rozprawy. - uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję, panu. - odwzajemniłam uśmiech i wstałam z krzesła.

- Podziękuje mi pani po rozprawie.

Po wyjściu z kancelarii przeszłam się do kawiarni. Często w niej przebywałam, gdy byłam w Sydney.

- Dzień dobry, pani Diano. - przywitałam się ze staruszką.

- Witaj, Kelly! - ucieszyła się na mój widok. - Nich zgadne przyszłaś na moje naleśniki.

- Jak mnie pani dobrze zna. - uwielbiam tu przychodzić, jest tu tak przytulnie. Pierwszy raz zabrał mnie tutaj mój tata, który pochodził z Sydney. Niestety kilka lat temu zmarł na raka, ciężko przeżyłam jego śmierć.

- Proszę bardzo. - podała mi talerz z naleśnikami, które uwielbiałam.

- Dziękuję. Dlaczego dzisiaj są takie pustki? - zapytałam, gdy pani Shey usiadła na krześle za ladą.

- Jest dużo czynników... Nieopodal otworzyli kilka restauracji, stali klienci powyjeżdżali. - odparła smutno. - Kiedyś to miejsce tętniło życiem, a dziś... Spójrz sama. - westchnęła. - Coś czuję, że jak tak dalej pójdzie, będę musiała zamknąć knajpe.

- Niech pani nawet tak nie mówi, nigdzie indziej nie jadłam tak wspaniałego jedzenia, jak tutaj... Myślała Pani o jakiejś reklamie?

- Kelly kochanie, to już nie moje lata na takie rzeczy. Nie rozmawiajmy o tym... Dlaczego tutaj przyjechałaś? - uśmiechnęła się lekko, widziałam, że jest jej ciężko.

OthersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz