ROZDZIAŁ TRZECI

1.7K 107 15
                                    

1 września 1971
Severus tak długo czekał na TEN dzień. Dzień, w którym wreszcie będzie mógł się wyrwać z rodzinnego domu, kiedy już nikt nie będzie go prześladował za to, że jest czarodziejem. Jednak teraz, kiedy patrzył na te wszystkie roześmiane dzieci i na ich przejętych i dumnych rodziców, poczuł się onieśmielony. Wstydził się swoich brzydkich ciuchów, za krótkich spodni i zaniedbanych, źle obciętych, tłustych włosów. Przygarbił się i skulił w sobie. Stojąca obok niego mama nawet nie zwróciła uwagi na to, co przeżywa jej syn. Eileen była jak zwykle powściągliwa, oschła i jakby lekko zniecierpliwiona. Nawet nie pomyślała o tym, żeby przytulić syna, żeby mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie zapewniała o tym, że będzie pisać jak to robili inni rodzice.

A Severus tak bardzo potrzebował jakiejś przyjaznej duszy, kogoś, kto by rozwiał jego wątpliwości. W pierwszej chwili pomyślał o Alison i jej babce, ale nigdzie ich nie widział. Przeniósł wzrok na stojącą w pobliżu rodzinę Lily, ale dziewczynka rozmawiała z siostrą i nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem. Udając, że wiąże sznurówkę przesunął się bliżej i podsłuchiwał, o czym rozmawiają.

– ...tak mi przykro, Tuniu, naprawdę! Słuchaj... – Złapała siostrę za rękę i trzymała mocno, choć Petunia próbowała ją wyrwać. – Może jak już tam będę... nie, posłuchaj mnie, Tuniu! Może jak już tam będę, to pójdę do profesora Dumbledore’a i poproszę go, żeby zmienił zdanie!
– Ja... wcale... nie chcę... tam... jechać! – oświadczyła dobitnie Petunia, szarpiąc rękę, którą trzymała Lily. – Co, myślisz, że chciałabym mieszkać w jakimś głupim zamku i uczyć się, jak być... jak być...

Obrzuciła spojrzeniem peron, koty miauczące w ramionach właścicieli, sowy trzepoczące się w klatkach i pohukujące do siebie, uczniów, z których wielu miało już na sobie długie, czarne szaty, ładujących kufry do pociągu albo witających się radosnymi okrzykami ze swoimi przyjaciółmi po letniej rozłące.
–...myślisz, że chcę być jakimś... dziwolągiem?

Zdołała wreszcie wyrwać rękę z uścisku Lily, której łzy stanęły w oczach.
– Ja nie jestem dziwolągiem. Jak mogłaś coś takiego powiedzieć!
– Przecież tam jedziesz – powiedziała szyderczym tonem Petunia. – Do specjalnej szkoły dla dziwolągów. Ty, Alison i ten chłopak od Snape’ów... jesteście odmieńcami. Dobrze, że zostaniecie odizolowani od normalnych ludzi. To dla naszego bezpieczeństwa.

Lily zerknęła na rodziców, którzy rozglądali się po peronie z wyraźnym zachwytem. Potem znowu spojrzała na swoją siostrę.
– Jakoś nie uważałaś, że to szkoła dla odmieńców, kiedy pisałaś list do dyrektora, błagając, żeby i ciebie przyjął – powiedziała cicho.
Petunia oblała się rumieńcem.
– Błagając? Ja nikogo nie błagałam!
– Widziałam odpowiedź. Była bardzo uprzejma.
– Nie powinnaś czytać... – wyszeptała Petunia. – To był mój prywatny list... jak mogłaś!
Lily zerknęła w stronę Snape’a. Petunia wydała z siebie zduszony okrzyk.
– To on go znalazł! Ty i ten chłopak grzebaliście w moich rzeczach!
– Nie... wcale nie grzebaliśmy... – Teraz Lily musiała się bronić. – Severus zobaczył kopertę i nie mógł uwierzyć, że mugolka dostała list z Hogwartu, to wszystko! Mówił, że na poczcie muszą pracować jacyś czarodzieje, którzy...
– Najwidoczniej czarodzieje we wszystko wtykają nos! – prychnęła Petunia, teraz już bardzo blada. – Dziwoląg! – dodała pogardliwym tonem i odeszła do rodziców.

– Severusie – zniecierpliwiona Eileen zwróciła się do syna, – Chyba już czas wsiadać.

Chłopiec niezręcznie objął ją na pożegnanie i ruszył do najbliższego wejścia do pociągu. Z trudem wciągnął do środka ciężki kufer i powlókł się korytarzem do wagonu bagażowego. Tam szybko przebrał się w szkolną szatę i wreszcie odetchnął z ulgą. Gdy wyjrzał przez okno, zobaczył, że jego mama już odeszła. Poczuł żal, na myśl o tym, że nikt nie pomacha mu na pożegnanie. Stłumił w sobie to uczucie i zaczął wypatrywać swoich dwóch przyjaciółek.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz